RPA ma wyjątkowo kiepską reputację. W mediach pełno mrożących krew w żyłach historii o napadach, gwałtach, porwaniach czy włamaniach.
Według powszechnych opinii czarna populacja mieszka w slumsach i zabija każdego białego, który ośmieli się wychylić nos poza granice swojego kompleksu chronionego przez wynajętych komandosów.
Bez broni w ogóle nie należy wychodzić z domu bo po ulicach grasują bandy grabiące i porywające każdego kto się napatoczy, więc na wszelki wypadek trzeba jeździć samochodem z kuloodpornymi szybami.
Jeśli przypadkiem mieszkasz na farmie to przepadłeś z kretesem, to cię na pewno zabiją i to ze szczególnym okrucieństwem, a na farmę wprowadzi się setka bezdomnych Murzynów.
Ale czy to wszystko prawda?

O przestępczości oraz o tym jak zadbać o swoje bezpieczeństwo pisałam już w notce “Ciemne Barwy Tęczy” – trzeba przestrzegać pewnych zasad, ale broń i kuloodporne szyby nie będą konieczne
Dlatego tym razem skoncentruję się na pozytywnych stronach RPA…
Jedną z głównych zalet RPA jest pogoda.
Wprawdzie jest dość zróżnicowana w zależności od regionu, ale i tak przez ponad 300 dni w roku w RPA świeci słońce.
I to nie to gorące i palące jakie zawsze kojarzy nam się z Afryką, ale miłe śródziemnomorski ciepełko.
Wprawdzie w miesiącach letnich (grudzień – luty) może być ciut za ciepło na zdobywanie gór, wędrówki i aktywny wypoczynek wymagający wysiłku, ale za to idealnie do wylegiwania się na plaży czy na basenie.
W pozostałe dni słońce zazwyczaj walczy o przestrzeń z potężnymi burzowymi chmurami, powietrze przecinają błyskawice i przez kilka godzin trwa nawałnica podczas której może spaść tyle deszczu ile w Polsce przez miesiąc…
Nawałnicę najlepiej przeczekać w domu, upewniając się, że nic nie przecieka, bo drogi w tym czasie stają się mało przejezdne. Po nawałnicy znów wychodzi słońce, a wszelka roślinność w okolicy nasyca się zielenią.
Zima, przypadająca na lipiec i sierpień, to okres w którym temperatura spada średnio do ok 15′ C (a w nocy nawet poniżej zera).
O dziwo, czasem nawet pada tu śnieg! Utrzymuje się jednak jedynie w rejonie Gór Smoczych.
Zimowe dnie są słoneczne i pogodne – wyjątkiem tutaj jest wybrzeże południowe, gdzie w tym terminie przypada pora deszczowa która nieco przypomina śródziemnomorską jesień.
Styl i jakość życiato drugi, bardzo istotny aspekt życia w RPA.
Otóż jak wiadomo ze statystyk, w RPA występuje głębokie rozwarstwienie społeczeństwa.
To oczywiście bardzo żle, ale oznacza to tyle, że podczas gdy 70-80% żyje ubogo, pozostała część żyje jak pączki w maśle.
Posiadając jakiś biznes lub pracę w stabilnej firmie oraz wykształcenie powyżej średniego prawie automatycznie stajemy się członkiem tej bogatszej grupy.
Takiego “przeciętnego-nieprzeciętnego” de Beer’a, Smitha, Patela, Kunene czy Hadebe (bo w tej bogatej grupie są przedstawiciele wszystkich ras zamieszkujących RPA) stać na dom z ogrodem i basenem albo apartament w dobrym kompleksie mieszkalnym z basenem, siłownią i wieloma innymi
rzeczami, o których często nawet nie przyjdzie nam pomarzyć mieszkając w Europie (i to nawet nie w Polsce). Ponieważ ciężko jest tę dość uprzywilejowaną grupę określić, nazwę ich po prostu “przeciętni-nieprzeciętni”.
Podatki są wysokie, “przeciętni-nieprzeciętni” płacą średnio ponad 35% swoich zarobków według progresywnej skali, dodatkowo zazwyczaj pokrywając połowę ubezpieczenia zdrowotnego oraz funduszu emerytalnego. W RPA nie odlicza się tych wydatków od podatku. Choć pensje też są wysokie to i tak nie po pozwalają  wejść w nie tak częsty- 40% próg podatkowy, należy zarobić rocznie 600 tys. rand (ok. 220 tys zł).
Samochód w rodzinie (przynajmniej jeden, a często jeden na osobę) to standard – bez samochodu nie bardzo da się to żyć, bo transport publiczny praktycznie nie istnieje.
Oczywiście samochód trzymany jest w garażu, nie na ulicy, więc powierzchnia typowego “placu” jest odpowiednio duża. Zazwyczaj na tyle duża, że można tam zaparkować trzy czy cztery samochody.
Pomoc domowa i ogrodnik w RPA to też norma. W żadnym rozwiniętym kraju nikogo na to nie stać na zatrudnienie kogoś do sprzątania na więcej niż kilka godzin tygodniowo. W RPA, mnóstwo ludzi zatrudnia pomoc na cały dzień.
Tutaj niezatrudnianie nikogo do pomocy jest wręcz źle widziane, każda praca, nawet podstawowa to źródło utrzymania dla kogoś spoza uprzywilejowanego grona.
Czy to fair, że jedni mają wszystko a inni prawie nic? Pewnie, że nie, ale nawet gdyby wszyscy bogaci oddali swoje majątki biednym w całości  i tak nie zmieniło by to niczego w tym kraju – tych biednych jest po prostu zbyt wielu.


Tak więc “przeciętny-nieprzeciętny” korzysta w RPA z życia pełną parą.
Ponieważ nie jest pewny losu swojego majątku (no bo w końcu RPA może iść jeszcze drogą Zimbabwe) woli pieniądze wydawać niż oszczędzać.
Po ulicach jeździ więc mnóstwo nowych samochodów. Toyota, Renault czy Peugeot to marki najczęściej spotykane, patrz pospolite.
Dużo jest “terenówek” – te najbardziej off roadowe (typu Wrangler czy Defender) upodobali sobie głównie Afrykanerzy, miłośnicy natury i niezdobytych przestrzeni.
Samochodami sportowymi zazwyczaj jeżdżą młodzi czarni biznesmeni, potentaci BBBEE, polityki polegającej na wyrównywaniu szans dla czarnych.
Hindusi jeżdżą samochodami generalnie uważanym za luksusowe – Mercedes, Lexus, Audi. Jeśli nie stać ich na nową najnowszą wersję, kupią używany, ale nie zrezygnują z uznanej marki.



Luksusowe centra handlowe i centra rozrywki kipią życiem, praktycznie cały dzień, siedem dni w tygodniu. Rzadko w takich bywam w tygodniu, ale jeśli mi się zdarzy, zawsze się zastanawiam, gdzie ci ludzie pracują, że mają w ciągu dnia tyle wolnego czasu.
Oprócz centrów handlowych istnieją jeszcze parki rozrywki – wzorowane na Las Vegas- “place zabaw” dla dorosłych, gdzie pod jednym dachem jest kilkanaście (lub więcej) restauracji, pubów, barów, kilka kin i teatrów, nieodłączne kasyno, w którym można zobaczyć zarówno babcię Zuluskę w tradycyjnych szatach i nakryciu głowy, jak i damulkę w „norkach” czy lokalnego gangstera.
Kasyna to idelane miejsca na spędzenie kilku godzin, jedyną w swoim rodzaju kwintesencją luksusu i kiczu z domieszką zdrowego, południowo-afrykańskiego poczucia humoru.
Większość ludzi w RPA pracuje od 8 do 5, niby dlatego, że lepiej nie podróżować po zmroku.
Jednak wieczorem całymi tabunami pojawiają się w restauracjach i parkach rozrywki, zmroku się już nie obawiając.
Tylko expaci pracują dłużej – przyzwyczajeni do europejskiego stylu, zaganiani, sfrustrowani afrykańskim luzem, który posiada wielorakie określenia na wykonanie czegoś w nieokreślonym czasie “zaraz”, wszystkie z nich nawiązujące do “teraz” (te określenia to “now”, “just-now” i “now-now”).
W zasadzie dopóki coś nie jest zrobione, wielką niewiadomą jest to kiedy będzie zrobione – bo na zrobienie zaraz czeka cała sterta zadań, które należało wykonać wczoraj…
Ten luz jest niezależny od rasy – występuje tu jedynie korelacja związana z położeniem geograficznym.
Mieszkańcy południowego wybrzeża (Capetown, Port Elizabeth, East London) uważani są za super wyluzowanych, podczas gdy Johannesburg uważany jest za miejsce, gdzie występuje największe natężenie czegoś co przy zwiększeniu tempa x5 mogłoby być porównane do wyścigu szczurów…


Ze względy na pogodę, życie towarzyskie i rodzinne toczy się głównie na zewnątrz.
Mieszkańcy RPA (znów bez względu na rasę i pochodzenie) uwielbiają dobre jedzenie i dobre wino. Jedzenie to tutaj impreza towarzyska pod postacią wspólnego grilla (nazywanego tutaj „braai”) czy gotowania. Zazwyczaj wszystko przygotowuje się razem, każdy przynosi jakiś specjał albo po prostu to, co ma ochote zjeść, wspólnie się to przygotowuje i wspólnie spożywa. Mieszkańcy RPA jedzą głównie mięso. Tony mięsa… Góry mięsa… Szczególnie faworyzowana jest wszelkiego rodzaju rogacizna (wołowina to tylko jeden z jej rodzajów), którą udało się kupić albo upolować.
Grilowe imprezy odbywają sie zazwyczaj obok basenu a wieczorem po wypiciu odpowiedniej ilości trunków i po położeniu dzieci (które niedłącznie uczestniczą w każdej imprezie) spać przekształcają się w “pool-party”, zwłaszcza upalnych podczas letnich wieczorów.
Mogę na 100% zagwarantować, że pierwszą imprezą po przyjeżdzie do RPA będzie właśnie “braai”.


Mieszkańcy RPA przejawiają szczególną formę patriotyzmu – wielu z nich w ogóle nie wyjeżdża za granicę.
W sensie turystyki, RPA ma tyle do zaoferowania, że… po prostu nie mają takiej potrzeby.
Bo i po co gdzieś wyjeżdzać, skoro w RPA można znależć tropikalne plaże z rafą koralową, wysokie, niekiedy ośnieżone szczyty, pustynie, kaniony, wodospady i sielskie wzgórza?
Są tu takie atrakcje jak Kruger Park czy niezdobyte Kalahari oraz inne parki narodowe, w których można stanąć oko w oko z lwem czy gepardem oraz zobaczyć niezliczone ilości słoni, żyraf, zebr, antylop i innych zwierzaków kopytnych, których jest tu zatrzęsienie.
I gdy mamy do dyspozycji niezliczoną liczbę luksusowych “game lodges” – miejsc podobnych do parków narodowych, ale na pięknych prywatnych terenach (często wydzielonych z parków) zasiedlanych zwierzętami , z którymi można przebywać prawie sam na sam, a niejednokrotnie w odpowiednim sezonie na nie polować?
A jeśli wyjeżdżać – to po co daleko, skoro tuż obok jest przepastna Namibia ze swoimi największymi na świecie słynnymi czerwonymi wydmami Sossusvlei oraz z dalszą częścią Kalahari (która ciągnie się aż przez Botswanę), Mozambik z rajskimi wyspami,  Zambia z wodospadami Victorii?
To wszystko jest na miejscu – wystarczy tylko zapakować terenówkę i w drogę!
A w RPA jest z czego korzystać.

Infrastruktura pozostawiona przez czasy apartheidu w postaci hoteli, świetnej bazy tyrystycznej, sieci dróg (które choć nie są generalnie utrzymywane w stanie idealnym i tak są dużo lepsze od dróg w Polsce), centrów handlowych, restauracji, klubów, kasyn, pensjonatów i całej reszty, której nie da się wymienić z osobna jest intensywnie wykorzystywana przez kilkanaście milionów finansowo uprzywilejowanych mieszkańców RPA, oraz wielu turystów,którzy wbrew pozorom wcale nie boją się spędzać wakacji w RPA.


RPA jest też rajem dla dzieci – rzadko która restauracja zabrania im wstępu (może jedynie te najbardziej ekskluzywne, ale do takich z reguły dzieciaków się nie zabiera). Niektóre z restauracji (i nie mam tu na myśli McDonalda) mają dla dzieci place zabaw. Centra rozrywki mają zwykle “przechowalnie”dla dzieci, a kompleksy turystyczne opracowany specjalnie dla dzieci program  – dziecko można zostawić pod opieką wykwalifikowanych pracowników, podczas gdy rodzice odpoczywają czy zwiedzają okolicę.
Tam gdzie nie ma programu dla dzieci, często w ramach usług oferowany jest babysitting.
RPA to kraj, który może być i rajem i piekłem – w zależności od ilością posiadanych pieniędzy.
Bo tutaj nic nie jest za darmo.

Tekst: Agnieszka Malonik