|
Jerzy Gumny, Leszek Możdżer, Agata Kołacz |
Kolejny raz mam przyjemność opisywać to wspaniałe i pełne przeróżnych emocji muzycznych wydarzenie. Ciekawa jestem ile z was udało się mi zachęcić do uczestnictwa i ile z was pojawiło się w tym roku na jeziorem Strzeszyńskim koło Poznania.
Wydawałoby się, że zeszłoroczny Enter Music Festival (http://www.lejdizmagazine.com/2012/06/reportaz-z-festiwalu-muzycznego-enter.html) to już absolutne maksimum tego, co zaproponować nam może muzyczny dyrektor festiwalu – sam Leszek Możdżer. Nic bardziej mylnego, ponieważ również w tym roku festiwal zaskakuje, inspiruje i wywołuje najgłębsze pokłady emocji. Faktem świadczącym o coraz większym zainteresowaniu tym widowiskiem jest to, że na tegoroczny festiwal bilety (dla 1000 uczestników) zostały wyprzedane na 10 dni przed dniem koncertu, natomiast rok temu można je było jeszcze kupować przed wejściem.
W tym roku (kontrastując to do zeszłorocznego pomarańczu) na festiwalu królował zielony kolor, który mógł kojarzyć się przybyłym gościom zarówno z bardzo długim oczekiwaniem na tegoroczną, tak upragnioną wiosnę…, jak również z tematem przewodnim tegorocznego festiwalu, jakim była szeroko rozumiana muzyka etniczna. Można stwierdzi, że praktycznie w każdym koncercie zauważyć można było większą lub mniejszą inspirację dalekimi krajami…
|
Marialy Pachego Trio |
Pierwszy dzień i już od razu mieszanka wybuchowa artystów i stylów muzycznych. Wieczór rozpoczął się przeniesieniem uczestników festiwalu na gorącą i zmysłową Kubę, skąd pochodziła młoda pianistka Marialy Pacheco (wraz z jej trio). Muzyka, w którą można było się zagłębić odzwierciedlała przede wszystkim południowy temperament i ogromną radość (nie tylko ze względu na uśmiech, jaki po prostu nie znikał z twarzy Marialy). Szczególnie wart posłuchania i zarazem wzruszający był utwór, który Marialy napisała dla swojej mamy, gdy ta była daleko od niej… Kolejny, zatytułowany „Metro” niemalże bezbłędnie opisywał za pomocą przeróżnych dźwięków to, jakie emocje towarzyszą każdej osobie, jaka korzysta z tego środka transportu. Wspaniałe!
|
Adrian Gaspar Balkanix |
Kolejny koncert było do zaproszenie do świata bałkańskich rytmów za sprawą Adriana Gaspara i jego muzycznej propozycji zatytułowanej Balkanix. Sama nazwa wskazuje, że były to rytmy gorące, przepełnione kulturą i wszelakimi smakami tamtych terenów. Zespół pod wodzą rumuńskiego pianisty Gaspara łączy współczesne rytmy z tradycyjną muzyką, z czego wychodzi bardzo elektryzujący mix, którego po prostu chce się słuchać. Tym, co najbardziej mnie zaciekawiło była przeróbka jednego z utworów amerykańskiego wirtuoza jazzu – Herbie Hancock’a na styl bardziej bałkański, a także odegranie hymnu cygańskiego (jak nazwał go Gaspar) pt. „Gelem, Gelem”. Ponadto, chyba wszystkim widzów zaskoczył też trębacz z tego zespołu – Alex Wladigeroff, który w pewnym momencie zaczął grać na dwóch trąbkach naraz, jak również fenomenalna perkusistka – Maria Petrova.
|
Zohar Fresco i goście |
Na zakończenie pierwszego dnia zagrało trio, które uwielbiane jest zarówno przez publiczność „enterową”, jak również przez wiele osób na całym świecie. Na jednej scenie zaprezentowali się wspólnie: Leszek Możdżer, Lars Danielsson i Zohar Fresco. Owe trio znane jest przede wszystkim z genialnej płyty „The Time” i „Between us and the light”. Tym razem uczestnicy mogli posłuchać takich już klasyków gatunku, jak m.in.: przerobionej wersji znanego utworu Nirvany „Smells Like Teen Spirit”. Dodatkowo, trio zaintrygowało słuchaczy nieznanymi jeszcze utworami, które pojawią się na najnowszej płycie tych imponujących muzyków. Niestety Leszek Możdżer wspominając o krążku nie podał dokładnej daty, kiedy się ona ukaże… Po tym jednak, co można było usłyszeć wiadomo, że płyta ta będzie jak zwykle wyśmienita i dopracowana pod każdym względem.
|
Caecilie Norby |
Drugi festiwalowy dzień rozpoczął genialny twórca wprost z Izraela, posiadający tureckie korzenie, co bardzo mocno objawia się w jego fascynującej muzyce. Mowa oczywiście o Zoharze Fresco, znanym ze współpracy m.in. z wyżej wspominanymi Możdżerem i Danielssonem. Pytany przez tego pierwszego – dyrektora muzycznego z kim chciałby zagrać podczas festiwalu Fresco podobno odpowiedział, że ze swoimi przyjaciółmi z Indii. To życzenie stało się niemalże rozkazem dla Możdżera i oto w tym roku mogliśmy oglądać, ale przede wszystkim słuchać niesamowitej mieszanki tej orientalnej muzyki. W ich występie porywało prawie wszystko – od niespotykanego w Europie przywitania się muzyków z publicznością ukłonem ze złożonymi dłońmi, przez ciągłe liczenie tempa ruchami dłoni i palców, aż do intrygujących dźwięków.
|
Caecilie Norby z zespołem |
Kolejny występ należał do duńskiej artystki Caecilie Norby, która muzykę ma po prostu we krwi, ponieważ jej tata (Erik Norby) jest kompozytorem, a mama śpiewaczką operową. Swój pierwszy komercyjny sukces Caecilie miała wieku 21 lat, bo kilka lat później nagrać swoją debiutancką płytę. Od tamtego czasu cały czas na scenie, z której emanuje swoją energią, którą zaraża całą publiczność. Niesamowicie wrażliwa muzycznie, nieprzewidywalna, po prostu „zwierzę sceniczne”. Do współpracy zaprosiła wspaniałego Larsa Danielssona, który zagrał na kontrabasie i wiolonczeli, ale i Leszka Możdżera (fortepian), Nguyên Lê (gitara elektryczna), Roberta Ikiza (perkusja). Wśród utworów, jakie zaprezentowała znalazło się wiele klasyków jazzowych, jak również materiał z nowej płyty „Silent Ways”, która miała swoją premierę właśnie 29. maja. Oczywiście po występie można było kupić ten krążek i podbiec z nim do Caecilie po podpis, który dała z ogromnym uśmiechem na twarzy i zapewnieniem, że będzie się tego wspaniale słuchało…
|
Ba Cissoko |
Na zakończenie drugiego dnia, ale i całego festiwalu zagrał zespół, który prawie dosłownie rozniósł scenę i porwał całą „enterową” publiczność, była to formacja Ba Cissoko wprost z zachodniej Afryki. Siedmiu muzyków grających na tradycyjnych i współczesnych instrumentach przeniosło wszystkich w afrykańskie rytmy. Ta energia, moc, radość, istne szaleństwo wprost nie do opisania! Ach, tego było potrzeba po ulewnym deszczu, by wszyscy mogli poskakać, potańczyć, innymi słowy rozgrzać się. Ciekawym pomysłem, ale i ogromnym zaskoczeniem dla uczestników, jak i organizatorów była propozycja zespołu, by zagrał z nimi, a raczej zaimprowizował ten pianista, no Możdżer. Wiadomo, że dyrektor muzyczny nie musi być zbytnio namawiany do tak szalonych koncepcji, więc od razu zgodził się i niemal po chwili grał już z całym składem. To wszystko tak bardzo spodobało się publiczności, że ta nie chciały ich wypuścić ze sceny. Można powiedzieć, że takie niespodzianki zdarzyć się mogą tylko na Enter Music Festival.
|
Leszek Możdżer z Ba Cisokko |
Minusem dla jednych, a pewnym „klasykiem” czy „smaczkiem” dla innych jest to, że festiwal ten jest organizowany na wolnym powietrzu, co oznacza, że publiczność, jak i muzyków mogą spotkać różne niespodzianki pogodowe. W tym roku, podobnie jak dwa lata temu uczestnicy musieli się zmierzyć z potężnym deszczem, jaki zawitał nad jezioro Strzeszyńskie. Stali goście jednak wiedzieli czego się spodziewać i większość z nich była na taką okoliczność bardzo dobrze przygotowana, ponieważ parasole, koce i ciepła herbata w termosie to niejako zestaw obowiązkowy dla każdego „enterowicza”. Mimo takich warunków pogodowych nikt nie narzekał i wszyscy wyczekiwali z upragnieniem kolejnych koncertów. Niektórzy nawet wspominali, że widocznie deszcz też lubi jazz… 🙂 Bez względu na takie deszczowe niespodzianki zdecydowanie warto przyjeżdżać na kolejne edycje tego festiwalu, ponieważ to niepowtarzalna okazja, by w jednym miejscu posłuchać wspaniałych muzyków jazzowych z całego świata, a także po koncertach porozmawiać z nimi, zrobić sobie zdjęcie czy wziąć autograf. Kolejny festiwal już za rok, a dokładnie 17 i 18. czerwca. Gorąco zapraszam!!
Tekst i zdjęcia: Magdalena Smolarek