[columnize]
Rumień zakaźny, zwany też chorobą piątą, spowodował śmierć jednej z bliźniaczek w łonie matki. Dwynwen Davies opiekowała się chorym dzieckiem we własnym przedszkolu, kiedy została zakażona powszechnym i normalnie łatwo uleczalnym wirusem rumienia. Niestety fakt ten zaowocował poważnymi komplikacjami dla jej nienarodzonych bliźniaczek. Wirus, który objawia się czerwonymi plamami na ciele, gorączką i ogólnym rozbiciem, nie zagraża życiu człowieka, i zazwyczaj nie powoduje żadnych komplikacji. Niestety takowe mogą się zdarzyć jeśli kobieta jest w ciąży, ma helolityczną anemię, przechodzi chemioterapię lub cierpi na AIDS. W przypadku ciężarnych, wirus moze trafić do krwi nienarodzonego dziecka i spowodować anemię, problemy z sercem, nawet żółtaczkę. Istnieje aż 19% ryzyko, że dziecko umrze jeśli wirus zostanie przekazany w pierwszym trymestrze ciąży. W przypadku przedszkolanki wirus został przekazany jedynie jednej z dziewczynek, druga przeżyła. Kobieta stanęła przed trudnym wyborem przetoczenia krwi chorej dziewczynce, przy jednoczesnym zagrożeniu życia obydwu lub rezygnacji z zabiegu w łonie matki i uratowaniu przynajmniej jednego dziecka. Wybrałą drugą opcję. Niestety zakażona córka zmarła 7 tygodni przed porodem. Dwynwen musiała ją donosić i urodzić wraz z siostrą, która przeżyła. Od czasu porodu kobieta ruszyła z kampanią uświadamiającą mamy o niebezpieczeństwie, która zagraża życiu dzieci w łonie matki zarażonych wirusem rumienia zakaźnego. Najlepszą bowiem prewencją jest świadomość zagrożenia. Mama, która wciąż nie może się pogodzić ze śmiercią swojej córeczki, apeluje o informowanie przyszłych mam o zagrożeniu. Niestety ona takiej wiedzy w momencie zakażenia nie posiadała. Nie wiedziała także, że w przypadku kiedy ma się kontakt z wirusem, natychmiast należy wykonać badanie krwi, które określi czy ciężarna jest odporna na wirusa i podjąć leczenie. Gdyby wiedziała, że rumień zakaźny może spowodować śmierć jej dziecka, tragedii na pewno udało by się zapobiec. Wspomniała nawet swojej położnej o tym, że zajmuje się dzieckiem chorym na rumień zakaźny. Ta jednak- jak wspomina pani Davies, nie wydawała się zaniepokojona. Kobieta zrobiła jednak badania na obecność przeciwciał we krwi. Okazało się wówczas, że jest chora a wirus zaatakował jedną z córek, powodując opuchliznę, która doprowadziła do zatrzymania akcji serca i zachłyśnięcia się dziecka własnymi płynami. Dziewczynka walczyła o życie w łonie matki ponad 8 tygodni. Niestety 7 tygodni później urodziła się martwa.
Rumień objawia się czerwoną wysypką, zazwyczaj zlokalizowaną na twarzy,następnie rumień przenosi się na ramiona, tułów, pośladki i przyjmuje postać okręgów lub girland. Zazwyczaj po chorobie skóra się nie łuszczy więc nie można jej pomylić np. ze szkarlatyną. Po angielsku choroba nazywa się „slapped cheek syndrome” lub „slapped face syndrome” (ze względu na objawy na twarzy przypominające obitą twarz), bądź „fifth disease”. Zazwyczaj ma przebieg łagodny i mija w ciągu kilku dni. Nie wymaga podawania specjalistycznych leków, jedynie przeciwgorączkowe, ewentualnie antyhistaminowe w celu złagodzenia swędzenia, jeśli takowe występuje.
Informacje na temat kampanii znajdziesz tutaj: https://www.facebook.com/marthaaurappeal GS
[/columnize]