Zmieniła się data w kalendarzu. Każdy robi jakieś podsumowania, rachunki sumienia, spowiedź powszechną. Nie dołączę. Kurcze, wstyd przyznać, nie mam z czym. Po co się dołować brakiem sukcesów, spektakularnych kontraktów, milionów na koncie, księcia i pałacu, w dodatku wynikiem zerowym w wyścigu na utratę kilogramów? Nie będzie paplaniny bo obecnie przeżywam kryzys wieku średniego czy tużprzedśredniego, jakkolwiek go nazwać. Kryzys jaki jest, każdy widzi i każdy go zna.
Dla mnie był to rok poszukiwań, nauki, otwarcia się na nowe. Nowe idzie, nowe. Fajerwerki, zimne ognie, sztuczne uśmiechy, brawa, szydercze uwagi. Cała kawalkada akceptacji i niezrozumienia nowości już za mną. Uczę się wciąż gruboskórności w stosunku do otoczenia, zwanej wśród popularnych postaci coachów- asertywnością. Do tego nie jestem bezczelna, mało przebojowa, nie lubię przemówień publicznych i szczerzenia się na Instagramowe selfie. Nie cierpię udawać, wyznaczam alter ego. To ono działa, nie ja. Kiepsko mi to wychodzi. Z przyjemnością zmieniam zatem front. Z obojętności, idę w stronę duchową.
Yes, yes, yes! Reiki, uzdrawianie, yoga, medytacje, kocham świat, kocham człowieka, to coś dla mnie. Brak wyuczonej treningami pewności siebie, nadrabiam wiarą w swoje siły i sercem. Podobno za dobre życie odpowiada też dobra dieta. Przerabiam soki, oddzielam błonnik, zawieram błonnik, na zielono, na żółto, mięsa brak, glutenu, cukru w cukrze, masła w maśle. W efekcie pod koniec roku czuję się jak niedźwiedź, zapadam w sen zimowy, nie nabrałam energii choć cały rok dbałam o świeży przypływ witamin i zracjonalizowałam dawki. Słucham trenerów dietetycznych, osobowościowych, wizerunkowych i gubię się chwilami w natłoku wiedzy. Do tego marketing. Kto zachowuje autentyczność? Kto kłamie jak z nut? Komu uwierzyć? Kto da więcej? Całe szczęście, że w tym roku pominęłam trenera personalnego. Zapewne mój mózg nadawał by się do odnowy komórkowej. Na tą chwilę osiągnęłam etap kaca z nadmiaru pochłoniętej wiedzy. Zdarza Wam się? Taka niemoc, nie możesz ruszyć ani lewą ani prawą półkulą bo boli?
Tak właśnie dochodzę do wniosku, że życie bez faceta to łaska. Jeśli do mojego kaca doszedłby jeszcze kryzys faceta, można by już tyko liczyć na łaskę z nieba. Patrząc w dodatku na to co dzieje się dokoła, nabieram wręcz pewności, że stan wolny to stan najbardziej pożądany. Podpisałam nawet ze sobą kontrakt małżeński. Ja i ja postanawiamy, że będziemy sobie wierne, uczciwe, kochać się, aż śmierć nas nie rozłączy, szanować i wspierać w zdrowiu i chorobie, i uczynimy wszystko aby nasz związek był szczęśliwy. Sobie ufam, sobie wierzę (najczęściej). Amen. Jest moc!
Więc ja i ona wybrałyśmy się w sylwestrową noc na potańcówkę. Poczułam się jak 20 lat temu na wiejskim weselu. Och co to był za bal. Choć zapomniałam o istnieniu disco polo na dłuższą chwilę, swojska nuta wydała się wyjątkowo na miejscu przy plastikowych talerzykach, Wyborowej, soku z Lidla i w blasku cekinów. Prawie jak wesele, prawie jak w Polsce i prawie z partnerem (ką) mojego życia. Choć prawie lubi robić różnicę, resztę wieczoru pozostawię bez komentarza. Wesele za nami.
Teraz pora na życie. Zatem każdy szanujący się człowiek, który chce żyć dobrze, ma dziś coacha. Czy to biznesowego czy życiowego, zamiast psychologa czy psychiatry, w miejscu kozetki pojawiły się sale wypełnione po brzegi i głosy tych co głośniej krzyczą. A w jakim celu gardło ostrzą? Otóż, wszyscy w tym samym. Chcą nas przekonać, że siła leży w nas, że jesteśmy wyjątkowi, że możemy wszystko (znaczy co?), że jesteśmy wszyscy wbrew pozorom tacy sami (ale jednak inni?). Choć melodia typowego coacha brzmi inaczej i nadaje nutę indywidualizmu, podkreślając jak ważne jest życie zgodne ze sobą, odkrycie własnych talentów i zamianę słabości w zalety oraz zdrowy egoizm. Wszyscy bowiem wiemy jak jesteśmy niedoskonali, sukces polega na tym, żeby po pierwsze zdać sobie z tego sprawę, po drugie- przeć do przodu z tym co mamy w sobie wyjątkowego. Proste prawda? Kreacja super ludzi, autentycznych skąd inąd, bo z wadami, którzy po prostu korzystają z zespołu cech osobniczych, aby osiągnąć swoje cele. „Wyrwij się z ram, rób to co czujesz, czego chcesz, nie zwracaj uwagi na otoczenie, nie przejmuj się konwenansami, tradycjami, ale pozostań wierna swoim przekonaniom, bądź sobą, nie bądź jak zwykle tą samą sobą”- to sztandarowe hasełka coachów, wyrosłych na neurolingwistycznym programowaniu i przekonaniu o swojej wyjątkowości. Przyznaję, niezwykle skuteczne i zgodne z moją filozofią, która wyznaję od lat, za wyjątkiem na tematu konsekwencji w realizacji celów. Jednak wszyscy jesteśmy inni i wyjatkowi, prawda? Nie każdy musi realizować to co założył. Można co roku w zamian za to przyznać się do swojej niedoskonałości bo to wciąż autentyczne i wyznaczyć nowe, zmodyfikowane cele, upgrade systemu, albo najlepiej nie wyznaczać ich wcale.
W naszym związku z moim ja doszła też miłość do świata, dzielenie się tym co posiadamy i choć bywa to trudne- akceptacja inności. Nie każdy bowiem ma ochotę na nasze myśli czy sposoby na życie. Sztuka polega na tym, żeby zgodzić się z tymi, którzy się z nami nie zgadzają i jeszcze przekonać ich o tym, że jesteśmy w ich drużynie.
Jeśli już jesteśmy przy sposobach. Otóż dziś przeczytałam kolejny artykuł na temat co się robić powinno w nadchodzącym roku. Zatem najnowsza moda dotyczy jedzenia. No cóż może być bliższego człowiekowi jak pełna micha? Zatem The Guardian w pogoni za celebrytami namawia na Veganuary. Po wielkim żarciu świątecznym, warto choć na miesiąc zostać weganinem. Ów ruch ma zwrócić uwagę świata nie tylko na cierpienie zwierząt, jakby się pozornie wydawało, ale także na zbliżający się kryzys żywnościowy, nadmierną emisję dwutlenku węgla i metanu przy produkcji mięsa, które są odpowiedzialne za ocieplenie klimatu. Za trendem podążyły nawet popularne jadłodajnie tj. Pret a Manger, Pizza Express, a nawet Handmade Burger Company i popularne sieci supermarketów, które na czas akcji promują swoją ofertę dań wegańskich. Przynajmniej estetycznie owa akcja jest nieco bardziej przystępna niż niepokojący trend zapuszczania wszelkiego owłosienia, farbowania na kolory tęczy i umieszczania jego zdjęć na portalach społecznościowych, tudzież kwiatki w brodach lumberjacków. Całe szczęście nie jest to także trend zjadania łożyska po porodzie, ani stosowania kremów z wyciągiem z jego zawartości, choć kryzys żywnościowy może wymusi nouvelle cuisine.
Biorąc pod uwagę jednak słowa trenerów, popularnie zwanych coachami, nie możemy się poddawać się manipulacjom otoczenia i pozostać sobą. Z drugiej zaś strony atakują trenerzy „wizerunku personalnego”, którzy z kolei mówią jak się ubierać, przepraszam- znaleźć swój styl . Zaskakujące jest to jak bardzo różnią się ich porady, w zależności od kraju pochodzenia. Australijki i Amerykanki np. są zdecydowanie wyluzowane jeśli chodzi o wybór garderoby na poszczególne okazje, na te same okazje Polki wybierają sztampowe stroje, bez nadmiaru dodatków, jakby bojąc się samych siebie i przepraszając, że żyją, są piękne i wyjątkowe. Indywidualizm wizerunkowy nie leży bowiem w polskiej modzie, podobnie jak indywidualizm myślowy. Z jednej strony nauka jak być sobą i to pokazać, z drugiej tego co wypada i jak zamaskować to co jest dla nas charakterystyczne. Czasami mam ochotę krzyczeć, nie słuchajcie coacha, a rozsądku i serca bo nikt inny nie będzie miał lepszego pomysłu na życie niż Wy same!
Co w zamian? Jedyna słuszna droga- życie zgodne z tym czego my tak naprawdę chcemy, co sprawia, że nabieramy wiatru w żagle na samą myśl, coś co wywołuje uśmiech na twarzy i wcale nie mieści się w żadnych ramach. Każda z nas jest inna i niezależnie od tego czy lubicie owłosienie czy nie, czy jad na twarzy, czy łożysko, czy dbacie o środowisko czy macie je w poważaniu, czy jeździcie na rowerze czy też posiadacie trzy samochody, jecie mięso czy korzonki, macie takie samo prawo do bycia szczęśliwymi i tego z okazji zmiany daty Wam życzę. Życzę Wam udanych związków ( z samymi sobą w pierwszej kolejności, co na pewno przełoży się na relacje z otoczeniem), mniejszych oczekiwań od świata i więcej energii do tworzenia waszej, niepowtarzalnej jakości w rzeczywistości, którą chcecie żyć. Życzę też braku postanowień, które wywołają poczucie winy z niewypełnionego obowiązku i życia tylko swoim życiem, niedopasowanym do niczyich oczekiwań.