Kijk maar, czyli zapraszam na film

Od kiedy zaczęłam opowiadać o Holandii, bardzo chciałam napisać kilka słów na temat filmografii holenderskiej. Jednak jak można napisać kilka słów, gdy filmów jest tak wiele? Wybrać jeden film, czy może jednego aktora? Nadal nie wiem, ale jak to zwykle bywa, życie podpowiedziało mi, od czego mogę zacząć. W ostatnim czasie moje dzieci kilka razy obejrzały holenderskie filmy w polskiej telewizji. Poza treścią pochłonęło ich również wyszukiwanie nieścisłości w tłumaczeniach.
A zatem, dziś chciałabym zaprosić czytelniczki Lejdiz przed telewizory. Opowiem Wam o trzech filmach, które z założenia przeznaczone są dla młodej publiczności, ale ja polecam je każdemu. Wybrałam akurat te, ponieważ wszystkie są dostępne w Polsce, a uściślając w polskiej telewizji satelitarnej.

Pierwszy film to „Benek rozrabiaka” („Bennie Stout”) z 2011 w reżyserii Johana Nijenhuisa. Akcja rozgrywa się w czasie wielkiego kryzysu w latach 30 ubiegłego wieku. Tak, jak współcześnie my Polacy do Holandii (i nie tylko), ówcześnie to Holendrzy wyjeżdżali za granicę w poszukiwaniu pracy. Benek tęskni za tatą, który pracuje w Hiszpanii. Nadchodzi grudzień a wiadomości z odległego kraju nie zapowiadają rychłego powrotu ojca. Do miasta, w którym mieszka chłopiec przypływa Święty Mikołaj. Zachęcam do spędzenia popołudnia przed telewizorem nie tylko dlatego, że jest to opowieść pełna ciepła, ale i okazja do poznania holenderskich tradycji, o których pisałam w moich wcześniejszych artykułach. Można zobaczyć pomocników Mikołaja i jego statek, na którym przypływa z Hiszpanii. W filmie poruszone są najważniejsze tematy; miłość i rodzina. To, co w życiu każdego człowieka, nawet najmłodszego, oznacza pracowitość i uczciwość. Wszystko ubrane w dziecięca mądrość i bajkowe kolory pięknego Enkhuizen. Miasteczka w którym czas się zatrzymał, ono w całości jest muzeum. Każdy może usiąść w szkolnych ławkach, w których siedzi Benek i przejść się po ulicach, na których rozrabia…
Benek tak naprawdę wcale nie jest rozrabiaką, ma tylko ogromnego pecha. Na dodatek jest w tej samej klasie z synem burmistrza. Bardzo złośliwym chłopcem, który na każdym kroku stara się wpędzić Benka w kłopoty. Co gorsze, udaje mu się to. Za wszelkie przewinienia syna burmistrza gromy spadają na głowę Benka. On natomiast razem ze swym bratem Stefkiem i mamą nadal czekają na powrót taty.
Benek obmyśla plan. Jeśli będzie wystarczająco niegrzeczny Mikołaj za karę zabierze go do Hiszpanii. Okazuje się jednak, że dobre dzieci nie bardzo potrafią być złe. Mimo, że chłopiec z całych sił stara się być niegrzeczny, wciąż mu to nie wychodzi.
Film jest pełen nie tylko holenderskich tradycji, ale i muzyki oraz piosenek znanych wszystkim holenderskim dzieciom, teraz przetłumaczonych na język polski przez Dariusza Paprockiego.
Kolejny film, na który chcę zaprosić nie jest już bajką a raczej opowieścią o jednym z najciemniejszych rozdziałów współczesnej historii. „Ostatnia zima wojny” z roku 2008 („Oorlogswinter”) w reżyserii Martina Koolhovena w oparciu o powieść Jana Terlouwa.
Ten film nie jest już tak ciepły. Właściwie to jest bardzo biały i mroźny. Trudno przecież przedstawić wojnę w ciepły sposób. Szczególnie, jeśli przyglądamy się temu okresowi naszej historii oczami piętnastoletniego chłopca. W trakcie oglądanie tego filmu towarzyszyła mi myśl; jak szybko wtedy młodzi ludzie tracili swe dzieciństwo i byli zmuszeni sprostać tragediom, z którymi dorośli nie zawsze sobie radzą. Akcja filmu rozgrywa się w miasteczku w Veluwew czasie ostatniej zimy II wojny światowej. Zima ta w Holandii została nazwana „zimą głodu”.
Głównym bohaterem „Ostatniej zimy wojny” jest Michiel van Beusekom. Jego tata jest burmistrzem, który każdego dnia ponawia negocjacje z okupantem, by oszczędzić nieszczęść mieszkańcom miasteczka. Młody człowiek uważa jednak, że nie tak powinno się walczyć i z całego serca pragnie przyłączyć się do ruchu oporu, chce być bohaterem. Szczególnie, gdyż wie, że jego wuj już w tym ruchu działa. Gdy w pobliskich lasach rozbija się amerykański samolot Michiel pomaga rannemu pilotowi. Młody chłopiec zostaje skonfrontowany z najgorszymi koszmarami wojny, by w końcu być świadkiem rozstrzelania ojca.
Michiel bardzo szybko przekonuje się, że granica między dobrem i złem może zostać dostrzeżona w chwili, gdy jest już za późno. Nauka jest bardzo kosztowna. Chłopiec uczy się, że to, co wydawało mu się słabe ma prawdziwą siłę a siła może być tylko pozorna i w rzeczywistości być słabością.
Młody człowiek staje się bohaterem, ale już nie jest tak romantycznym, jak udawało mu się na początku. Poznaje smak zdrady, która jak zwykle przychodzi z najmniej oczekiwanej strony.
Z ciekawostek mogę jeszcze dodać, że w postać wuja Michiela wcielił się Yorick van Wageningen, któremu z wielką przyjemnością poświęcę kiedyś cały artykuł. Jest to aktor o wielu twarzach. Zapewne czytelniczki Lejdiz znają go z roli Nilsa Bjurmana z amerykańskiej wersji „Dziewczyna z tatuażem”.
Ósmoklasiści nie płaczą” (“Achtste-groepers huilen niet”) z roku 2012 w reżyserii Dennisa Botsa jest trzecią propozycją na zimowe popołudnie. Mimo, że również ten film przeznaczony jest dla młodego widza, kosztował mnie całe pudełko chusteczek i bardzo ponury wieczór.
Ten film jest inny od dwóch pozostałych. Jest inny od wielu filmów, które widziałam. Mimo, że gdy się nad tym przez chwilę zastanowić, opowiada historię podobną do tych, które niestety rozgrywają się codziennie. Czasy współczesne i cichy wróg, który nie ma litości i atakuje również najmłodszych.
Główną bohaterką jest jedenastoletnia Akkie. To niezwykła dziewczynka, ponieważ każdą wolną chwile poświęca piłce nożnej. Gra również w reprezentacji szkolnej.
W Holandii ósma klasa to ostatni rok szkoły podstawowej. Chwila, gdy młodzi ludzie po raz pierwszy tak naprawę czują, że wkraczają w dorosłe życie. Coś się kończy i coś zaczyna. Podejmuje się po raz pierwszy bardzo ważne decyzje. Ostatnia klasa to chwila tuż przed tym, gdy dzieci stają się młodzieżą. To ostatni rok, gdy mama zawozi dzieci do szkoły. Jeszcze może, ponieważ za chwilę, będą już same jeździ na rowerach do szkoły średniej.
Dla ósmoklasistów nadchodzą bardzo ekscytujące chwile; Citotoets, są to egzaminy końcowe, które decydują, do której szkoły średniej dzieci mogą iść. Młodzi ludzie wyjeżdżają też na obóz szkolny, trzydniową przygodę poza domem. Na Akkie czeka jeszcze jedno bardzo ważne wydarzenie; finały szkolnych drużyn piłkarskich. Niestety plany dziewczynki rujnuje jedno słowo: białaczka.
Mimo, że film utrzymany jest w tonacji bardzo optymistycznej, łzy ciekły mi po twarzy już od połowy filmu i nie przestały nawet po końcowych napisach. To film o tym, ile w dzieciach jest siły i ile jest w nich mądrości. Wzruszająca opowieść o dziewczynce walczącej z rakiem. To nie tylko opowieść o niej i jej rodzinie, ale i o kolegach z klasy. O tym ile osób zostaje dotkniętych tą tragedią. Przede wszystkim to film o bohaterce, która nie poddaje się do ostatniej chwili, i o tym, że nawet, jeśli się przegrywa to nie zawsze jest się przegranym.
Gorąco zapraszam na holenderskie filmy. A wiem, że w polskiej telewizji można zobaczyć ich znacznie więcej. Alan Rickman powiedział, że kiedy robisz film, to przes­ta­je być tyl­ko film, lecz sta­je się częścią two­jego życia. Do pewnego stopnia dzieje się też tak, gdy filmy się ogląda. Te wyżej zaproponowane mają szansę stać się taką częścią.
Tekst: Agnieszka Steur
Zdjęcia: internet
Poniżej trailery filmów w języku holenderskim: