Słowianki Maksymiliana Ławrynowicza

W fotografii szukam magii. Mają być albo czary mary, że źrenice mam jak technomaniacy w trakcie rejvu z zachwytu i dopaminę wykrywalną przez kolejne sześć miesięcy we włosach w laboratorium albo thank you, next. Bo dzisiaj każdy jest fotografem albo modelem czy modelką na Insta, jak kiedyś DJem na Winampie w domu. Wystarczy, że pstryknie taki jedną fotę, która stanie się viralem i już uważany jest za artystę. Takie czasy. W których ubrania z Aliexpress sprzedaje się jako swoje przyszywając do nich ino metkę i fiku mik – talent medialny gotowy. To nic, że na sezon, że na pięć minut, które często przeciąga się jak sranie przy jelitówce w piętnaście. Są lajki, jest zabawa.

 

maks lawrynowicz

Twój DEKALOG.

  1. Fotografia jak i pisanie ma dużo możliwości i gatunków – dlaczego wybrałeś portrety?

 

Portret to zderzenia, a ja zderzenia lubię. Tu się najpierw spotykają dwie siły – modelka i fotograf. Nie ważne czy nastąpi eksplozja, implozja czy synergia. Efekt zawsze będzie widać na zdjęciu. Bo każdy taki katalizator wywołuje emocje. Drugie zderzenie to widz – zdjęcie. Portret ma to do siebie, że pod bogata stylizacją – a u mnie taka jest zawsze – jest osoba. Twarz, a na niej oczy. I to one są najważniejsze. Portret to gwarantowane Big Bang Theory sztuki, dlatego postawiłem właśnie na ten rodzaj fotografii.

 

  1. Kobiety fotografuje się łatwiej niż mężczyzn? Co Cię w nich urzeka?

 

Jeśli chodzi o facetów, to często pracuje się z nimi dość ciężko. Stroją fochy równie często jak Panie i mają bardzo dużo do powiedzenia w temacie tego, jak wyglądają, czy jak wyglądać chcą. Śmieszne, że tak się kłócimy o genderyzm, ale fakty są takie, że poza oczywistymi różnicami fizycznymi, często panie i panowie mają w pakiecie bardzo zbliżony wachlarz wad i pieprzot. Ja postawiłem na kobiety, bo są po prostu – w mojej opinii – mocniejsze. Są „bardziej”. Bardziej namiętne, bardziej podłe, bardziej szczodre i wspaniałomyślne. W myśl tej zasady- ciekawsze dla mnie jako artysty.

 

  1. Wiem, że każde zdjęcie i bohaterka są jak córka, ale która metamorfoza zaskoczyła Cię najbardziej?

 

Mam ich kilka. Na pewno Asia Jabłczyńska jako słowiański demon jest jedną z nich. Przy miłym usposobieniu Asi, jej delikatnym głosie i subtelnej urodzie łatwo zapomnieć, że to jest kobieta z krwi i kości. Na mojej sesji wcieliła się w mroczną zjawę, ducha kobiety cmentarnej z widmowym psem. Jej spojrzenie na tym zdjęciu hipnotyzuje mnie do dzisiaj i przyprawia o ciarki. Na pewno też będzie to zdjęcie Evy Haliny Rich, która znana ze swoich hollywoodzkich blond fal i skóry muśniętej kalifornijskim słońcem pozwoliła mi kompletnie przewrócić ten wizerunek do góry nogami. Jej zdjęcie, na którym wciela się w Białą Damę do dzisiaj jest jednym, z moich ulubionych. Te dwie pierwsze przychodzą mi dna myśl, ale z pewnością było ich więcej.

 

  1. Jaka jest Twoja ulubiona legenda?

 

Tutaj tez trudno mi wskazać jedna ulubioną. Myślę, że na pewno opowieść o Elżbiecie Batory oddziaływuje na mnie mocno i dwojako. Z jednej strony legenda głosi o okrutnej hrabinie, wampirzycy i sadystce, która mordowała dziewice z zimną krwią i kapała się potem w ich krwi, aby zachować wieczną młodość. Tutaj tak bardzo mamy do czynienia z tym „bardziej”. Bardziej próżna, bardziej okrutna, bardziej egoistyczna, bardziej bezwzględna, bardziej psychopatyczna. Z drugiej strony mamy rys historyczny, czyli znaną wszystkim opowieść o patriarchacie. Fakty są takie, że Ela nie dawała sobie w kaszkę dmuchać, rządziła „bardziej” i „lepiej” od współczesnych jej mężczyzn, zarabiała krocie, zarządzała swoimi dobrami po mistrzowsku i była nieustawna. Cała legenda prawdopodobnie została spreparowana przez właśnie grupkę panów z przerostem ego, i niedorostem jąder aby zrujnować jej reputacje, przejąć dobra i przede wszystkim – anulować ogromne długi, które panowie mieli u niej pozaciągane. Jak by na to nie spojrzeć – jest to jedna z moich ukochanych postaci i inspirowałem się nią już trzykrotnie.

 

  1. Jakimi przedmiotami otaczasz się na co dzień? Ze zdjęć, które tworzysz wyłania się wielka wrażliwość, ale i dosyć stara dusza. Chciałbym zrozumieć Twój świat.

 

Jestem kompletnym eklektykiem. Kocham otaczać się książkami, nawet jeśli nie mam czasu ich czytać. Dają mi poczucie bezpieczeństwa. Kocham starocie, przedmioty z historią czy te związane z okultyzmem, duchowością czy symboliką. Dużo podróżuję i kolekcjonuje figurki bogów z każdego zakątka świata. Ale nie odmawiam sobie również nowinek technologicznych. Jestem kompletnym gadżeciarzem. Właśnie kupiłem lampę solarną… Mam też rowerek, na którym nigdy nie siedziałem oraz elektryczną miskę do wodnego masażu stóp. Przede wszystkim jednak moje serce tęskni do natury. Dlatego w moim gabinecie stoi ogromne paludarium, gdzie żyją kraby, krewetki, żabki i kwitną botaniczne odmiany storczyków miniaturowych…

 

  1. W jaki sposób przygotowujesz się do sesji zdjęciowej? Oprócz tego, że oczywiście ogarniasz sprzęt, światło i rzeczy techniczne. Chodzi mi o przygotowanie „w głowie”.

 

Cóż, w tej materii jestem daleki od wizerunku nieogarniętego artysty. Kiedyś, jeszcze na studiach wykonano mi 3 godzinne badanie „płci mózgu”. Podobno jestem w malutkim ułamku ludzkości, który posiada „złoty środek”. Mam 49 procent umysłu kobiety i 51 mężczyzny. Nie wiem, ile w tym prawdy, bo w dyskusję o płci na pewno nie mam siły się zagłębiać, ale trzymam się jakoś tego od tamtej pory. Dlatego planując sesję, myślę oczywiście o emocjach, o historii postaci, którą będziemy odtwarzać i o tym co modelka może wnieść nowego do całej historii. Ale muszę mieć też w głowie pomysł, kadr, kolorystykę, kompozycję. Spójność wizualną. Konkrety. Moje dziewczyny zawsze się śmieją, że przygotowania na sesji trwają 2-3 godziny. Uczesanie, pomalowanie, stylizacja… A samo zdjęcie 5 minut. I to właśnie tak wygląda – bez konkretnego planu czy wizji, nie siadam do pracy.

 

  1. Zdarza Ci się być niezadowolonym ze swojej pracy? Co powoduje, że patrząc na zdjęcie czujesz rozczarowanie?

 

Oczywiście, to jest nieustannie! Ja zawsze prawię mądrze, że staram się osiągnąć równowagę między pokorą a zdrowym egocentryzmem, ale prawda jest taka, że każdy wrażliwy człowiek w siebie wątpi, a ja wrażliwy jestem, choć niestety jestem z tej destrukcyjnej grupy, która emocje kumuluje w sobie i później one gdzieś eksplodują w środku. Najczęściej zastanawiam się, czy nie przesadziłem. Czy zdjęcie nie jest jarmarczne, czy nie trąci kiczem. Bo z jednej strony ja z kiczem i jarmarkiem, kolorową ludnością flirtuję, ale z drugiej, w życiu codziennym wyznaje zasadę „less is more”. Dlatego często jestem pełen wątpliwości.

 

  1. Łatwo pracuje się z gwiazdami? Z doświadczenia wiem, że bywają czasami kapryśne – zdarzają się fochy na planie czy od razu kończysz takie akcje i zapraszasz wypierdalać?

 

Nigdy nie zaprosiłem wypierdalać… na głos (śmiech). Bywały sesje, że już w trakcie wiedziałem, że jest ona ostatnią… Nigdy jednak nie pozwalam, aby ktoś poczuj się niekomfortowo. Przy portrecie to naprawdę liczy się zaufanie, czasami takie osoby trzeba obrać jak cebulkę. I tak się okazywało, że osoby znane z „bycia miłym’ nie zawsze się takie okazywały i na odwrót – te znane z foszków u mnie rozkwitały i okazywały się wspaniałymi, równymi babkami. Zasada jest u mnie jedna – co na sesji, zostaje na sesji. Nigdy nie mógłbym pochwalić się 10-letni stażem pracy, gdyby mi dziewczyny nie ufały i gdyby poszła fama, że Maks jest plociuchem. Mam oczywiście swoje granice. U mnie ja i mój czas są na ostatnim miejscu, nie toleruje jednak braku szacunku do czasu mojego zespołu. To moja wystawa, moje prace, moje zdjęcia. Ja mogę siedzieć, pierdzieć w stołek i czekać na moje poopóźniane królowe. Ale jeśli pięć dorosłych ludzi, mających rodziny i swoje zajętości musi czekać na kogoś dwie czy trzy godziny, to wtedy wpadam w… gniew (śmiech).

 

  1. Jaki jest najczęstszy błąd, który powtarzasz w trakcie sesji zdjęciowych?

 

Za dużo gadam. Mordą mi się nie zamyka. W mojej głowie jest to objaw troski o czyjś komfort, takie „zaopiekowanie się” modelką, okazanie zainteresowania. Ale od czasu, kiedy Sokołowska na do widzenia po naszej pierwszej sesji powiedziała „Maks, super sesja, ale zamknij się trochę czasem” już wiem, że czasami to może być męczące.

 

  1. Co najbardziej stymuluje Twoją wyobraźnię?

 

Przeszłość. Historia. Wszystko z niej się porodziło – mity, legendy, bajania, opowieści. Jak odwiedzam Wersal to moja głowa galopuje, widzę Marię Antoninę, która ze znudzeniem przegląda się po tych samych lustrach co ja teraz. Na Wawelu chodzę po posadzce, po której chodziła Bona Sforza. W katedralnych zakamarkach widzę skrytobójców, na uliczkach Grasse (skąd właśnie wróciłem) oglądam oczami wyobraźni wszystkich tych wytwórców pierwszych pachnideł, mydeł, pomad. To co było jest niezwykle inspirujące.

 

 

 

 

Maksymilian ma w sobie cechę, którą w fotografach cenię najbardziej. Wyobraźnię bez granic. Jest chodzącym keine grenzen. Pasjonatem obrazu i sztuki, którą od wielu lat uprawia na kobietach. Prowadzi w głowie casting na historię, którą chce opowiedzieć, a potem historia ciałem się staje nie tylko przed obiektywem, ale i na slajdzie. Wywołuje z bohaterek swoich sesji to, co w nich najpiękniejsze, a czasami i najbrzydsze. Tajemnicze, przerażające, intrygujące, pociągające i odpychające. Zbliża do siebie tkwiące w swoich bohaterkach bieguny. Spotykają się gdzieś na równiku ich wspólnego pomysłu. I czasami są to tropiki, a czasami Syberia. Ale nikogo nie pozostawiają obojętnym, wszak odziane są w legendy, mity, horrory i bajki. Walt Disney made in Poland, zamieniający obiekty zainteresowania w majestatyczne pejzaże uwiecznione na fotograficznej rolce.

 

30 października odbyła się premiera wystawy „Kobiety Słowiańskie” w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie. W trakcie wernisażu odbył się także pokaz mody inspirowany folklorem autorstwa projektantki mody Kamili Zielińskiej oraz projektantki biżuterii Ewy Lewanowicz. Wystawę można obejrzeć do 7 stycznia 2024.

 

Kibicuję Maksowi niesamowicie, bo do wszystkiego doszedł poprzez swoją pracę. Nigdy nie przestał marzyć. Jest chodzącym przykładem na to, że marzenia można do siebie przyciągać, nie jakąś pierdoloną manifestacją czy wizualizacją, ale ciężką pracą, często okupioną zwątpieniem, wypaleniem i zawałem wszystkich tkanek w ciele. To podsumowanie ostatniej dekady jego wizjonerstwa. A zapewniam Was, że to prawdziwy koneser piękna i sztuki. Perfekcyjnie łączy przeciwieństwa, bawi się formą przekraczając swoje własne granice i potrafi z kobiet, które stają przed jego obiektywem wyciągnąć to, co najlepsze. Albo i najgorsze. Zapraszając widza do wykreowanej przez siebie Krainy Czarów. Albo i koszmarów. Ale zawsze utkanych tak, że oko zaczyna pocić Ci się z zachwytu i w brzuchu czujesz fascynację, która na długo po obejrzeniu jego prac Cię nie opuszcza. Polecam i zapraszam na wernisaż.

BASIA KURDEJ JAKO NIESZCZĘSNA DOROTKA
joanna Jabłczyńska
EVA HALINA RICH
maksymilian ławrynowicz
Bartek Fetysz

Bartek Fetysz

Rozmawiał

Bartek Fetysz, zodiakalna waga, rocznik ’83. Diler Metafor. Felietonista, współtwórca filmu „THE END”. Autor książki „Obudziłem się trochę podły”. 20 września ukazała się jego debiutancka powieść „Przeszedłem po swoim trupie”.

0 Comments

Join

Work With Me