[columnize]

Autor: Gosia Szwed

To, że Wielka Brytania jest krajem absurdów, urzędniczych kaczek, dziennikarskich afer i wyjątkowo rozbudowanej opieki społecznej, wiemy wszyscy.

Jednak najgorzej jest wtedy kiedy naprawdę znajdujemy się w sytuacji ekstremalnej, wobec zagrożenia bezdomnością, nie mamy zupełnie środków na przeżycie do następnego dnia, wysyłamy dokumentację do urzędów, a te spędzają kilka miesięcy nad rozpatrywaniem decyzji o przyznaniu pomocy. Tu nie Eldorado, tu orka urzędnicza- chciało by się rzec.

Brytyjska rodzina składająca się z pary dorosłych i córki lat 23 od kilku miesięcy żyje w samochodzie. W lipcu stracili dom, pracę i zamieszkali w pojeździe dla osób niepełnosprawnych bo council uznał, że nie kwalifikują się na listę do pilnego kwaterunku w mieszkaniu socjalnym. Jako argument podano brak im dzieci. Rodzina jest zmuszona do stołowania się w take-aways bo niestety nie posiada kuchni do przygotowywania posiłków. Wraz z rodziną w samochodzie mieszka także pies, dwa koty i ptaszek w swojej klatce. Nie stać ich na zapłacenie depozytu ani czynszu z góry, więc żaden prywatny landlord ich nie akceptuje jako potencjalnych najemców. Jako bezdomni zostali wpisani na listę councilu, ale niestety nie mają pierwszeństwa w przyznaniu lokalu. Zatem pozostanie im czekanie i liczenie na cud przy poszukiwaniu lokalu socjalnego.

Family-living-in-their-car

Niestety nie jest to jedyna sytuacja, w której council odmawia pomocy. Często bezdomni słyszą tłumaczenie, że nie mogą trafić na początek listy oczekujących na lokal tylko dlatego, że nie są przewlekle chorzy, niepełnosprawni, bądź są zadłużeni, jako najbardziej potrzebujący nie są uznawani zdrowi ludzie, samotne matki- jak się powszechnie sądzi, bezrobotni w depresji, rodziny wielodzietne. Prędzej mieszkanie otrzyma umierający dziadek niż bezrobotna z przypadku para bezdomnych. W wielu councilach mieszkań socjalnych po prostu nie ma, wszystkie są bowiem wynajęte. Paradoksalnie socjalne mieszkania dostają ludzie, którzy nie są w bezwzględnej potrzebie. Znane są przypadki przekupywania urzędników. Wiele osób dostaje mieszkanie po kilku latach oczekiwania i całkiem niespodziewanie. Ogrom lokali jest zamieszkiwany przez młodych, pracujących ludzi, którzy są w stanie najczęściej zacisnąć pasa i wynająć mieszkanie na wolnym rynku. Drugą stronę medalu stanowią bezrobotni z wyboru, rodziny z licznym potomstwem, które życie na benefitach uznały za świetny sposób na przetrwanie i od pokoleń nie skalali się pracą. Zatem polityka przyznawania lokali socjalnych nie wydaje się do końca klarowna, mimo deklaracji większości samorządów lokalnych o pomocy najbardziej potrzebującym.

Do tego wątpliwość budzi nielegalna w EU segregacja rasowa. Z ulotki lokalnego councilu (Rushmoor) wynika, że w zeszłym roku jedynie jedno mieszkanie z kilkuset zostało przyznane rodzinie o polskim pochodzeniu. 172 mieszkania zostały przyznane osobom rasy białej, pochodzenia brytyjskiego. Podobne dysproporcje są codziennością w każdym niemal councilu. Jednocześnie wynika z danych, że wiele lokali jest zajmowanych przez rodziny pochodzenia nepalskiego ( na terenie hrabstwa Hampshire). Nieco przybliżając politykę państwa, które szczyci się w świecie sprawiedliwością społeczną i tolerancją, wygląda na to, że uciekinierzy z państw objętych konfliktami np. mają znacznie większe prawa niż obywatele EU, co niestety często jest pomijane w debatach politycznych. Obywatele z Afganistanu czy Nepalu bowiem są wg Brytyjczyków bardziej uprzywilejowani ze względu na ich trudną sytuację w krajach pochodzenia niż jakikolwiek obywatel Unii Europejskiej. Paradoks sytuacyjny polega na tym, że przybysze z dalekich, często egzotycznych krajów gromadzą się w liczne skupiska rodzinne, zajmując socjalne lokale i nie pracując, podczas gdy przeciętny obywatel hrabstwa Hampshire słyszy, że jeśli jest bezdomny i zdrowy, to na lokal może czekać do 8 lat. Zatem młodych, prężnych ludzi, którym chwilowo pogorszyła się sytuacja zmusza się do popadania w długi, coraz większe kłopoty, podczas gdy bezrobotni dziadkowie, którzy nawet nie potrafią porozumiewać się w języku angielskim, przyjeżdżają i dostają mieszkania od ręki. Oczywiście można z tym faktem dyskutować. W końcu mieszkania socjalne są przeznaczone dla ludzi w najgorszej sytuacji życiowej. Tylko teraz rodzi się pytanie: komu powinno pomóc się w pierwszej kolejności- osobie, która mając gdzie mieszkać, będzie się rozwijać i przyniesie państwu zyski w perspektywie czasu, czy takiej, która zawsze będzie oczekiwać jedynie pomocy i nie jest już osobą aktywną zawodowo? Czy system przyznawania mieszkań nie powinien się skupić na zapobieganiu patologiom, nadużyciom i braku konstruktywności? Czy nie warto wypośrodkować wymagań co do kandydatów na mieszkania socjalne i pozbywać się tych mieszkańców, którzy są w stanie wynająć mieszkanie prywatnie, bądź podwyższać im czynsz do poziomu cen rynkowych? Państwo opiekuńcze niestety coraz bardziej przypomina złą macochę bardziej niż dobrą, sprawiedliwą matkę, która dba o swoje dzieci.

[/columnize]