[columnize]
Autor: Magdalena Smolarek
ENTER MUSIC FESTIVAL 2014
Uwielbiam oglądać filmy (nowe, stare, wszelakie), uwielbiam też chodzić na nie do kina (nawet tego kojarzącego się wyłącznie z zapachem popcornu), ale czasem lubię też poromansować z muzyką, wyjść na powietrze, czyli innymi słowy wybrać się na jakiś koncert czy festiwal. Dlatego też, moje drogie czytelniczki, zapraszam was dzisiaj na reportaż ze wspaniałej muzycznej uczty, jakim bez wątpienia był ENTER MUSIC FESTIVAL w Poznaniu.
Po trzech pierwszych i bardzo udanych edycjach (pomijając w tym momencie trzykrotnie padający deszcz) nie miałam wątpliwości, by także w tym roku się tam pojawić. Sześć niepowtarzalnych koncertów podczas dwóch wieczorów (17-18.czerwca), muzyka na najwyższym światowym poziomie, dobrana przez wyjątkowego dyrektora artystycznego – Leszka Możdżera i niesamowita atmosfera jak na pikniku u najlepszych znajomych. Tym razem festiwalowi towarzyszy kolor niebieski, który mi osobiście kojarzy się z wyobraźnią, marzeniami, pozytywnymi myślami i taka właśnie była tegoroczna edycja – trochę rozmarzona, ale niezmiennie bardzo profesjonalnie zwariowana. Każda osoba, z obecnej na festiwalu publiczności, mogła znaleźć coś dla siebie, według swojej wrażliwości muzycznej.
Tegoroczny festiwal otwierał Bartosz Dworak Quartet. Był to polski zespół założony w 2010 roku w Katowicach przez Bartosza Dworaka (skrzypka), który oprócz swojego brata Jakuba (kontrabasisty) zaprosił też do współpracy Piotra Matusika (pianistę) i Szymona Madeja (perkusistę) – kolegów z Akademii Muzycznej w Katowicach. W ich grze było widać niesamowite zrozumienie, spokój. Mimo swoich klasycznych korzeni muzycy nie bali się połączeń z muzyką folkową, ludową, czego wyrazem był między innymi utwór otwierający ich występ – „Zwyrtaniec”.
Drugi koncert należał do Shai Maestro Trio. Trzem sąsiadom z Brooklynu – Shai Maestro (fortepian), Jorge Roeder (kontrabas), Ziv Ravirz (perkusja), posiadającym izraelskie korzenie, udało się stworzyć niesamowity tercet. Tym, co zdecydowanie wyróżnia ich sposób grania i zarazem porywania publiczności jest ich energia i pozytywne nastawienie. Oni po prostu zarażali swoją radością i urzekali prawdziwością. Dla mnie najlepszym ich utworem okazał się „Paradox”. Połączenie kilku różnych brzmień, zmiennego tempa i innych ozdobników sprawiło, że kompozycja ta jakby nie miała końca. W dodatku nie mogłam się jej do tego stopnia oprzeć, że musiałam kupić ich płytę „Road to Ithaca” zawierającą właśnie ten utwór. Zdecydowanie mogę polecić ten album, jak i inne projekty tych niesamowitych muzyków.
Ostatni koncert wieczoru należał do dyrektora artystycznego festiwalu, czyli Leszka Możdżera. Wykonał on tzw. „Piano Phase”, czyli kompozycję Steve’a Reicha, napisaną w 1967 roku na dwa fortepiany i dwóch pianistów. Jednak, żeby nie było tak prosto i zwyczajnie ten niepowtarzalny pianista wykonał ją w pojedynkę. Trwający bezustannie przez około 40 minut utwór zawierał w sobie trzy frazy: dwunasto, ośmio i czterodźwiękową, które podlegały przesunięciom tworząc ciekawe brzmienie, przypominające muzykę elektroniczną. Kompozycja ta była na tyle specyficzna, że Możdżer przed występem na początku ostrzegł publiczność, że jeśli nie wytrzymają tego brzmienia mogą bez skrępowania wyjść, natomiast jeśli zdecydują się zostać będą na pewno usatysfakcjonowani tym niespotykanym graniem. Faktycznie, muszę mu to przyznać, że wytrzymałam te zarazem zmienne i monotonne dźwięki, przy okazji doceniając ogromny kunszt i technikę Możdżera. To było naprawdę mocne zakończenie pierwszego dnia ENTER MUSIC FESTIVAL.
Podczas drugiego dnia także nie obyło się bez wspaniałej muzyki – trzy kolejne formacje zaprezentowały swój dorobek. Jako pierwszy wystąpił norweski saksofonista Marius Neset wraz z Trondheim Jazz Orchestra. Zarówno Neset, jak i współpracująca z nim orkiestra odnoszą ogromne sukcesy na norweskiej scenie jazzowej. Ich muzyka jest dopracowana co do każdej nuty, jednak nie oznacza to, że jest zbyt akademicka czy pozbawiona szaleństwa i luzu. Jeszcze nigdy w historii festiwalu na jednej scenie nie wystąpiło tylu muzyków. W dodatku prawie każdy – miał możliwość zaprezentowania się w partii solowej przed całą publicznością. Ach, aż by się chciało przeżyć to jeszcze raz…
Następne wrażenia muzyczne zaserwowała trójka rodzeństwa Cohen z Tel Awiwu – Anat (klarnecistka i saksofonistka tenorowa) Yuval (saksofonista sopranowy) i Avishai (trębacz) wraz z towarzyszącymi im muzykami na fortepianie, basie i bębnach. Przez wiele lat rodzeństwo występowało osobno, zdobywając sławę i kolejne sukcesy na całym świecie. W końcu postanowili stworzyć jeden skład, w jakim wszystko współgra jakby intuicyjnie, bez słów. Niesamowita była także możliwość oglądania ogromnej więzi między tym rodzeństwem i wsparciem każdego względem siebie. Z takiego połączenia mogła wyjść tylko niepowtarzalnie piękna muzyka, jaka kojarzyć się mogła z jazzem z lat trzydziestych XX wieku. Wystarczyło zamknąć oczy, by przenieść się na chwilę do nowojorskiego klubu gdzieś w Greenwich Village.
Drugi dzień i zarazem cały festiwal zamykał projekt Third of Three składający się z mistrzów swojego gatunku: Jacka Kochana – kompozytora, pomysłodawcy tego przedsięwzięcia, perkusisty, muzyka z zakresu elektronicznych brzmień, Dominika Wani – pianisty grającego podczas tego wieczora na pianinie Fendera i Leszka Możdżera – dodającego od siebie fortepianowe dźwięki. Trzy osobowości, trzy różne style, a jednak wszystko może tak świetnie razem zabrzmieć. Nie do końca stylistycznie ich muzyka w takim właśnie układzie była mi bliska, niemniej jednak to było idealne zwieńczenie dwóch wspaniałych dni ENTER MUSIC FESTIVAL.
Co roku festiwal przyciąga zarówno sporo ciekawych brzmieniowo muzyków, jak i dużą grupę entuzjastów muzyki jazzowej. Warto czekać cały rok dla takiej właśnie wyśmienitej uczty muzycznej nad jeziorem Strzeszyńskim w Poznaniu. Kto jeszcze nie był to serdecznie zapraszam, bo na pewno każdy fan jazzu (i nie tylko) znajdzie tutaj coś, co mu przypadnie do gustu.
[/columnize]