Eutanazja za zamkniętymi drzwiami i paracetamol na całe zło

Dziś w serii Poniedziałki bez cenzury- temat niewygodny dla NHS. Otóż skrót dotyczy The National Health System czyli odpowiednika polskiego systemu opieki zdrowotnej w Wielkiej Brytanii. Dla niewtajemniczonych- opieka NHS w Królestwie Wielkiej Brytanii jest bezpłatna i nawet do prywatnego specjalisty potrzebujesz skierowania od wszechwiedzącego GP czyli lekarza pierwszego kontaktu.

Zapisać się do owego lekarza nie jest trudno. Wystarczy jakiś dowód zameldowania, liścik, rachuneczek, kopia kontraktu z wynajmujacym i gotowe. Jesteś w społeczności objętej ubezpieczeniem zdrowotnym, z magicznym kluczem do zdrowia.

Otóż dziś opowiem jedynie o kilku wpadkach ostatnich lat, w tym osobistych doświadczeniach z serwisem Jej Królewskiej Mości. Zacznijmy od tego, że lekarze praktykujący tutaj są z całego świata. Wystarczy nostryfikacja dyplomu, odpowiedź na ogłoszenie, wywiad i gotowe. Możesz służyć ludziom.


Po pierwsze nie szkodzić

Odkąd pamiętam ta właśnie zasada przyświecała lekarzom wszędzie na świecie. Primum non nocere nie bardzo znajduje zastosowanie w wielu instytucjach zdrowia publicznego w Wielkiej Brytanii. Opieka podstawowowa ogranicza się do zapisania paracetamolu na każde zło, nie obejmuje jednakże szczegółówych badań czy chociażby wymazu w celu przepisania antybiotyku, właściwego bakterii. Na biegunkę- lek na odwodnienie, na ból krzyża- paracetamol, na ból brzucha- paracetamol, na wstrząs mózgu- paracetamol, na złamaną rękę- paracetamol z kodeiną. Mam wrażenie, że specjalizacja GP obejmuje jedynie wyuczenie się na pamięć kombinacji paracetamolu z ewentualnym innym środkiem przeciwbólowym. Pozostałe spektrum medykamentów natomiast pozostaje zapisane w poradniku, z którego każdy lekarz korzysta w razie potrzeby, nie do końca się wczytując w przeciwskazania, nie wspominając już o skutkach ubocznych.

Wspomnę tu np. o synu koleżanki, który po tygodniach leczenia paracetamolem, udał się do polskiego, prywatnego lekarza i zdiagnozowano u niego ciężką postać salmonelli.  Doproszenie się analizy szczegółowej stanu zdrowia, takiego choćby pobrania krwi czy prześwietlenia w razie strzykania w kości, graniczy z cudem. Ostatnio przeprowadzono badania, które udowodniły szkodliwość paracetamolu na wątrobę. Nie przypominam sobie jednak, żeby jakiś lekarz mnie o tym uprzedził i zapytał np. o stan mojej wątroby. Kiedy natomiast następuje wielkie wydarzenie i lekarz przepisuje antybiotyk- nie poprzedza go analizą skuteczności na daną, jedynie podejrzaną- bakterię. Zazwyczaj też lekarz nie pyta czy na dany antybiotyk pacjent niewykazywał nadwrażliwości.  Kilkukrotnie zostałam potraktowana takim wyborem GP i z prostej do wyleczenia infekcji, zrobił się wielki problem, który zakończył się terapią siedmioma antybiotykami, z czego cztery dobrane w ciemno. Pech chciał, że na kilka  z nich mam uczulenie i stan mojego zdrowia dramatycznie się pogorszył, powodując konieczność zażywania dodatkowych leków przeciw wymiotom oraz antyhistaminowych na alergię. Do tego oczywiscie paracetamol! Tak- cudowny lek na wszystko walczył z moimi bólami pleców, spowodowanymi źle dobranym specyfikiem oraz bólem żołądka, który z niewłaściwym antybiotykiem nie dawał sobie rady. Niestety sytuacja nastąpiła po porodzie i trwała około 4 miesięcy, w czasie kiedy zdrowie i siła były mi najbardziej potrzebne.

Koszmar porodu naturalnego

Wszyscy wiemy, że poród naturalny jest najzdrowszy na świecie. Dzieci lepiej się przystosowują, mamy szybciej goją, mleko produkuje się znacznie efektywniej. Nikt jednak w ciągu całego procesu ciążowego nie wspomina, że niesie za sobą ryzyko śmierci noworodka lub mamy, że grozi komplikacjami. Dziewięć miesięcy wpajania, że urodzisz naturalnie jednak nie wystarczy. Moje drugie dziecko było podejrzane w łonie jako duże. Mój doskonały plan porodu naturalnego w domu, w basenie, w naturalnym środowisku- nie wypalił. Lekarz zarządził szpitalny. Poddałam się zatem sugestii o zagrożeniu dziecka w razie komplikacji przy rodzeniu tak dużego dziecka i zarządałam cesarskiego cięcia. Lekarz w klinice opieki położniczej się ze mną zgodził, jednak wówczas nie można było wybrać takiej opcji dobrowolnie. Trafiłam na oddział położniczy i poród został sztucznie wywołany bo dziecko przekroczyło termin przybycia. Zwijałam się z bólu przez 22 godziny. Podawano mi…paracetamol! Oczywiście nie działał bo trudno, żeby cudowny lek radził sobie z takim bólem. Zarządałam cesarki.Odmówiono mi. Zrobiłam to ponownie jakieś dwadzieścia razy. Za każdym razem była ta sama odpowiedź: „cesarskie cięcie niesie za sobą ryzyko, urodzisz naturalnie już niedługo”. Niedługo trwało 26 godzin. Po tychże moja córka utknęła ramionami w kanale rodnym i nikt nie mógł jej wydostać. Po walce kilku osób z oporami natury, dziecko wyjęto bez dechu. Reanimacja trwała około 5 minut i dopiero po nich usłyszłam upragniony pierwszy krzyk. Nikomu nie życzę takiej sytuacji, tych kilku chwil, kiedy czujesz, że wali ci się świat. A przecież prosiłam, krzyczałam, błagałam o cesarkę. O mały włos nie zabito mojego dziecka bo głosu matki nikt nie słuchał. Nuaczona doświadczeniem poprzedniego porodu, kolejne dziecko wolontaryjnie wydałam na świat drogą cięcia.

Ale tym razem nie obyło się bez wpadki lekarzy. Przyjęto mnie do szpitala z kaszlem. Po kilkunastu minutach prób wbijania igły w odpowiednie miejsce w kręgosłupie, wreszcie się udało. Tyle, że dawka końska znieczulenia zwanego  spine block, zablokowała nie tylko mój kręgosłup ale doszła aż po samo gardło, nieco ograniczajac mi oddychanie. Zatem zamiast cieszenia się miłą atmosferą sali porodowej, przy dźwiękach mojej ulubionej muzyki, krzyczałam o tlen bo nikt nie zauważył, że się duszę, że moje płuca ogłosiły niewydolność. Nagrodą jednak był cudowny i niezapomniany pierwszy krzyk dziecka, które wyjęto bez szwanku.  Po porodzie koszmar się nie skończył- zbyt duża dawka znieczulenia, kiepski ogólny stan zdrowia, zaowocowały powolnym odchodzeniem w zaświaty. W nocy dramatycznie spadła ilośc tlenu w moim organiźmie. Później wspomniane wcześniej bakterie. Ze szpitala przybyłam z pięcioma jej rodzajami! Należy w tym miejscu dodać, że to jeden z najlepszych szpitali w Wielkiej Brytanii,  w którym rodzina królewska także wydaje potomstwo na świat- Royal Frimley.

Wykończyć pacjenta- Liverpool Care Pathway

Niestety całkiem niedawno jedna z bliskich osób trafiła do szpitala w zaawansowanym stadium raka. Niestety- usyszeliśmy- na leczenie juz za późno. Wobec powyższego stwierdzenia, szpital na Hackney w Londynie, zastosował metodę wykańczającą, zwaną potocznie  humanitarny sposób na umieranie tzw. Liverpool Care Pathway. Zgodnie z zasadami na taką formę opieki, którym głównym założeniem jest walka z bólem, rodzina bądź sam zainteresowany powinni wyrazić zgodę. W tym przypadku nikt nie został poinformowany ani o zastosowaniu planu na umieranie, ani nie wyraził na niego zgody. Zgodnie z założeniami systemu, szpital dostaje więcej pieniędzy za zastosowanie planu i szybkie zwolnienie łożka. Jednym z punktów planu jest brak jedzenia czy picia, regularna higienia jamy ustnej w celu eliminacji resztek i nadmiaru śliny i dbanie o wygodę pacjenta. Innym punktem planu jest nie podawanie lekarstw jeśli pacjent tego nie potrzebuje, wspomaganie walki z bólem środkami powodującymi częsciową nieświadmość. Ów plan jest szeroko krytykowany, ilość skarg wpływających co roku z powodu  zastosowania tego sposobu na wykończenie pacjenta jest alarmująca. W przypadku naszego pacjenta wyglądało to zatrważajaco. Szpital nie tylko nie wytłumaczył co to jest LCP, ale także podjął decyzję o jego wprowadzeniu bez zgody rodziny. Nagle przestali podawać jedzenie, picie, leki, a wszystko to przy sprzeciwie pacjenta, który błagał chociażby o zwilżenie ust. Ponadto nikt nie dbał o higienię jamy ustnej, pozostawiając ją w dramatycznym stanie. Nie wspomnę już o odleżynach i zwalczaniu bólu…no czym zgadnijcie? Paracetamolem oczywiście!

Media donoszą, że plan jest używany nagminnie ze względów finansowych, a notuje się przypadki ozdrowienia pacjenta, nawet tego, który był już skazany przez lekarzy na śmierć i objęty LCP. Plan jest bardzo kontrowersyjny bo tak najprawdę nigdy nie wiadomo kiedy pacjent umrze. Nie da się założyć, że w ciągu tygodnia od zastosowania planu pacjenta już nie będzie. Chyba, że mu się w tym pomoże. Primum non nocere! Sprawa wydaje się szczytem cynizmu. Tym bardziej, że w akcie zgonu naszego pacjenta wcale nie ma raka jako pierwszej przyczyny  śmierci, a jest nią sepsa i infekcja układu moczowego, czyli bakterie, które zaatakowały już w szpitalu.

Doskonały plan NHS- wykończyć pacjentów jak najszybciej się da. Jak się okazuje jedynie ty sama możesz zdecydować, że ciebie taki plan np. nie obejmie, spisując tego typu wolę. Inaczej marne są szanse, że ty czy twoi bliscy, nie podlegną planowi wykańczania. Plan, warto podkreślić, nie dotyczy tylko chorych na raka.

Historia Carole Jones i jej matki

Carole była tzw. Health Visitorem i pielęgniarką z 25 letnim doświadczeniem, kiedy jej mama miała zawał mózgu. Jej szanse na przeżycie szpital ocenił na zerowe, zatem zadecydował o LCP bez zgody rodziny. Umarła po 12 dniach. Carole spędziła z nią ostatnie dni, pisząc jednocześnie pamiętnik z pozycji obserwatora. Już przyjeżdżając do szpitala, zauważyła skrajnie przesuszone, napuchnięte usta. Kobiecie nie podawano płynów. Odmówiono też lekarstw. Córce zabroniono nawet zwilżać ust chorej, żeby nie przedłużać jej życia (w cierpieniu oczywiście). Pacjentka była szarpana przez pracowników szpitala, nikt nie poświęcał jej należytej uwagi. Byle szybciej, byle zwolnić łóżko, w kolejce czekali pacjenci. Jednocześnie szpital limitował  godziny odwiedzin, nie chciał świadków niesubordynacji pracowników. Carole złożyła skargę na szpital, który podjął decyzję o LCP bez wytłumaczenia szczegółówego na czym plan polega. Carole pyta czy ktokolwiek chciałby przyśpieszyć śmierć matki w tak niehumanitarny sposób, jeśli by wiedział dokładnie na czym Liverpool Care Pathway polega?

Eutanazja nowego życia

Liverpool Care Pathway to także sposób na noworodki, które rodzą się z kilkoma wadami i małymi rokowaniami na wyzdrowienie. One także podlegają LCP. Wg Daily Mail, który obnaża praktyki lekarskie, w stosunku do noworodków plan także obejmuje głodzenie maluchów na śmierć, nazywany jest także potocznie formą eutanazji. Wg ministerstwa plan jest efektywny bo zwalnia szpitalne łożka w tempie nieco szybszym niż naturalne odejście. Wg specjalistów przeciętny człowiek może przetrwać bez płynów jedynie do 10 dni. Zastosowanie LCP u noworodków jest szczególnie bolesne dla bliskich, którzy obserwują maleństwo kurczące się pod wpływem braku jedzenia i picia.

Jedna z pielęgniarek hospicjum wspomina, że osobiście widziała jak umarł 14 letni chłopiec z językiem przylepionym na stałe do podniebienia, o którym zadecydowano, że ma podlec LCP,. Zastosowanie planu u noworodków natomiast przez wielu uważane jest za amoralne, bowiem życie płata figle i z pozornie umierającego dziecka, może wyrosnąć zdrowy człowiek. Zatem skazanie go na śmierć tylko dlatego, że ma kilka wad, jest igraniem z Bogiem, podejmowaniem decyzji za przeznaczenie, bawienie się w decydenta o ludzkim życiu. Zresztą czyż w każdym przypadku decydowanie o zaprzestaniu pomocy medycznej, jeśli współczesna medycyna na to pozwala, nie jest formą herezji? Kto dał ludziom prawo do decydowania o czyimś prawie do życia?

Problem kończenia życia jest na tyle ważny dla NHS, że powołał specjalną komórkę, zajmujacą sie zarządzaniem planami śmierci, publikującą roczny raport zwany „End of Life Strategy”. Można sie zapoznać z takimi planami m.inn. na stronie organizacji charytatywnej, zajmującej się problemem umierania  http://www.dyingmatters.org/.

Pozostaje mieć nadzieję, że służba zdrowia nas nie dosięgnie a zdrowie nam będzie dopisywać jak najdłużej. Jak coś boli- polecam Paracetamol. Jesli jednak trafiłaś do szpitala, nie dostałaś należnej opieki i chcesz opisać swoją historię, daj nam znać. Czekam na Wasze komentarze i wnioski.

Tekst: Gosia Szwed