Lody Grycan

Myśli po polsku uczesane

Jeśli lody Grycan mają być obrazem kolekcji ubrań pani Marty, to będę jej pierwszą klientką. Zamówię sukienkę amaretto z nutą pistacji. Taka kombinacja okazała się strzałem w dziesiątkę. Jako dodatek będzie mrożona kawa z musem malinowym. Istna idylla w warszawskim stylu. Pań parcie na szkło jedynie zasłyszane, bohaterek nie znam, zdania na temat owych celebrytek także nie mam. Wyśmiewać nie mam prawa bo takie uzurpują sobie jedynie plotkarskie przewodniki.  Zachwyciły mnie po prostu lody, które stały się symbolem tęsknoty za polskością. Piękne, kolorowe, pełne smaków, aromatów niczym sukienki Goka Wana na wyprzedaży w Sainsbury’s.

Ludzie pytają co z tą Polską…ja odpowiadam pięknie. Rośnie w oczach niczym pianka capuccino pod wpływem rurki ciśnieniowej. Warszawa choć rozkopana, zachwyca rozwojem zewnętrznym. O wnętrze nie pytam bo czasami najbardziej zgniły owoc ma piękną skórkę, oprawę przy której chciałabym pozostawić swoje wspomnienia.  Rosną szklane domy, rośnie serce patrząc na miasto niegdyś pokryte szarością, niedoskonałością architektury PRL. Co prawda kontrast architektoniczny daje się we znaki ale przecież Polska goni za Zachodem a tam wszystko co kontrastowe, kolorowe, niespójne staje się normą ogólnie akceptowalną. Porównajmy Warszawę z Londynem na przykład. Big Ben, London’s Eye, budynki parlamentu, do tego wioska olimpijska, londyńskie City- w Polsce także wielki budynek sławy- Pajac Kultury, budynki parlamentarne niczego sobie, stadion narodowy przy odrobinie pracy dobrego marketingowca może z powodzeniem robić za polską Wieżę Eiffla a bilety na projekcję filmów o kibolach, którymi zachwyciło się BBC mogą pięknie zdobić telebimy stadionu narodowego a do tego piękne szklane domy, wieżowce- świątynie pięniądza. 

STADION NARODOWY
Zachwycam się Warszawą bo wypchana jest po brzegi sentymentem. Nie umiem patrzeć na nią oczami turysty, który widzi ją z brzuchem wypchanem pierogiem, zalanym polskim piwem, pokrytym smalcem z ogórkiem kiszonym. Takie pikle to nielada wyzwanie dla żołądka. Durnowato się śmieję na widok Zamku Królewskiego, biegnę jak dziecko do konia z bryczką. Sentyment okraszam moim narodowym pierogiem, popijając amerykańską lemoniadą, poprawiając zielonym koktajlem ze szpinaku, agrestu, kiwi i mięty rodem z wielkiego Zachodu. I do tego te wszechobecne kafejki, pyszne kawy smakowe, ciateczka kolorowe, ludzie rozgadani, pędzący gdzieś, zatrzymani na chwilę po kofeinowe doładowanie.

CENTRUM HANDLOWE BLUE CITY
Ot folkor mój widzę ogromny. Koszulki „Peace& Love Warsaw” bo kto by tam myślał o Marleyu np., Tusk, Kaczyński może ale Marley? W torbie folkowej mam też syrenkę widzianą okiem Picassa, szczęśliwy to człowiek, który z zaświatów sztukę wciąż uprawiać może i to populistyczną niezwykle…Dewocjonalia wbrew pozorom nieobecne w sklepie pamiątkowym.  Za to wybór kubków krajowych chińskiej produkcji przeogromny, magnesy na lodówkę z wieśniaczkami pędzącymi na traktorze, smycze na turystyczne głowy z wizerunkiem kogutów proszę bardzo. Podoba mi się fakt rozwoju przemysłu pamiątkowego. Dla kogoś konik na biegunach lub kwiatowe chusty magą wszak mieć sentymentalne znaczenie po przyjeździe do kraju przeżycia. „ A swiętości nie szargać bo trza żeby święte były”- Maryjek na magnesach nie zanotowałam, Jezusów na torbach także. Jedynie cepeliowe dotąd wzory się rozchulały i pięknie… Zakończyłam wizytę w kraju nie tylko sentymentalnie wyzuta ale także zaopatrzona w trzy torby, który jak to mówią kolokwialnie „uśmiechały się do mnie”, komplet koszulek niezwykle kulturowo ciekawy, kilka notesów do zapisków uczesanych, zestaw starych komedii na dowód, że śmieszny jest nie tylko Jackass i obowiązkowy zestaw lektur, których w czasie przykazanym przebrnąć nie mogłam.  Moja mała Polska przybędzie niebawem nadana paczką poleconą z powodu braku możliwości dopasowania wielkości mojego sentymentu do rozmiarów bagażu.  A miało być o lodach…

SPONSOREM KUCHNI PIĘCIU PRZEMIAN
JEST COCA COLA
Przejdźmy zatem do żołądka. Stolica ma wielki brzuch lecz śmiem powiedzieć, że cierpi czasami na poważną niestrawność. Otóż atrapa piękna, budynki powstają, knajpy mnożą jak emigrancka dziatwa w Wielkiej Brytanii, tylko architektom świata zabrakło koncepcji na dusze.
Otóż przytoczę przypadki  z życia wzięte. Jedna z największych drogerii, kasa na środku, podchodzę do pani ambasadorki marki, którą reprezentuje. Podaję towar, od niechcenia kasuje bo przecież mogłam pójść o krok dalej i postać z dwójką berbeci w kolejce zamiast krępować panią, która właśnie oglądała swoje paznokcie nieopodal kasy. Za mną nie ma nikogo więc liczę na uprzejmość. Po zakończonej transakcji słyszę jednak bezceremionalne „proszę zanieść koszyk za kasy”. Patrzę na nią zbaraniała z dzieckiem jednym na ręku, drugim trzymanym za rączkę. Nie..pani nie żartuje, ona naprawdę każe mi zanieść koszyk mimo, że nic nie ma do roboty. Bez słowa zatem odnoszę koszyk bo słów mi brak. Pani wraca do oglądania swoich paznokci.

BARBAKAN
Kolejna historia zdarza się w całkiem eksluzywnej sieci delikatesów, gdzie upajam się widokiem najlepszych na świecie wędlin. Nagle doskakuje do mnie dobrze ubrany pan o wyglądzie biznesmana i krzyczy: „nie kupować Krakusa bo oni popierają szatana, bojkotować tą szatańską firmę…” Aż mi kabanos stanął w gardle z wrażenia, z dziennikarską ciekawością szukam więc związku szatana z moimi kabanoskami po przyjściu z supermarketu. Istotnie okazuje się, że takie koneksje są udowodnione. Mianowicie jeden z napojów, produkowany przez firmę, wydającą również na świat kabanosy i mnóstwo innych rzeczy, nazywa się „Demon” i do tego o zgrozo w jego reklamie występuje Nergal, uznany za wyznawcę szatana. I jak tu nie kochać Polski?
Kampanii przeciw firmie prowadzonych jest wiele a ja okazałam się narodowym ignorantem. Nawet wzbogacona w wiedzę magiczną, nie poddałam się bojkotowi niestety, zasłaniając się tolerancją i poczuciem humoru, które w moim pięknym kraju pochodzenia wydają się wciąż słowami pustymi. Jedyne humorystyczne teksty, które zdają się cieszyć Rodaków do rozpuku to naśmiewanie się z nas- emigrantów i Polactwa, w programach tj. Londyn na obcasach w radiu Złote Przeboje tudzież w różnego radzaju tok szołach.

STARE MIASTO
 Twórcom kampanii reklamowej „Demona” natomiast chylę czoła za odwagę tworzenia lub brak wyobraźni przy tworzeniu wg nich kampanii społecznej, która ma bawić, jednocześnie budzić pozytywnego demona w każdym z nas, przekazując fundusze na ratowanie potrzebujących szpiku kostnego. Trzeba przyznać, że reklama niezwykle skuteczna, w Polsce słyszał o niej niemal każdy, nie ze względu na magiczne działanie napoju a związek z diabłem. Ten związek raczej zarzuciłabym jednak wielu kelnerom. Ładne buzie wylewają bezpardonowo napoje na spodnie klientów, nic sobie z tego nie robiąc i jeszcze czekając na napiwek. Nie wspominając o permanetnej niewiedzy co mają w karcie dań, z czego dania są zrobione lub  z czym są podawane. Dawne hasełko „czy się stoi czy się leży, wypłata się należy” zdaje się być nad wyraz aktualne.  Grzech obżarstwa zatem został popełniony i Polska mi się w tym momencie przejadła. Szklane domy mogą być piękne, koniki kolorowe, lody najpyszniejsze ale z przyjemnością wracam do mojego drugiego domu, prosty to dom, kwiaty mam jedynie w ogródku, poduszki zdobi Marylin Monroe, nie haft łowicki ale duszę zdobi otwartość i pozytywne nastawienie do drugiego człowieka. I tego życzę Tobie Polsko!

Tekst i zdjecia: Gosia Swed