Rozmowa z Agnieszka Steur


Agnieszka Steur jest autorką powieśći „Wojna w Jangblizji. W tamtym Świecie”, wielokrotnie nagradzaną autorką opowiadań, felietonów, językoznawcą, nauczycielką. Ukończyła studia na Uniwesytecie Amsterdamskim, na kierunku Języki Słowiańskie i Kultura. Żyje w Holandii, gdzie tworzy i wychowuje dwójkę wspaniałych dzieci. Realizuje się jako dziennikarka, nauczycielka, autorka i matka. W 2008 roku otrzymała wyróżneinie w konkursie „Polacy na ścieżkach świata- blaski i cienie”. W 2010 roku wygrała konkurs plastyczno- literacki. W 2012 roku natomiast zdobyła przepustkę literacką „Zwierciadła”, opublikowała także opowiadanie „Opowieść trzeciego stopnia” w zbiorze pt.”Szkice z życia”. W Baby Lejdiz zostały także opublikowane pamiętniki Agnieszki pt. „Myśli zbłąkane”. W tym roku ukaże się jej zbiór felietonów- „Słowa do użytku wewnętrznego”. Jej życie i twórczość są niezwykle inspirujące. Współpracuje m.inn. ze „Sceną Polską”, portalami holenderskimi, z „Lejdiz”Dzięki temu możecie zamówić jej najnowszą powieść za naszym pośrednictwem. Prywatnie Agnieszka jest ciepłą, pełną energii osobą, o niezwykłej wrażliwości. Dziś, specjalnie dla Was, opowie o swoim życiu i twórczośćci.


Rozmawia: Gosia Szwed

Agnieszko przyszedł ten dzień, kiedyś tam w Polsce. Podjęłaś decyzję- wyjeżdżasz. Co Cię do tego skłoniło i dlaczego akurat wybrałaś Holandię?

Gdy się nad tym zastanowię, wydaje mi się, że ta decyzja była wypadkową wielu zdarzeń, miej lub bardziej poważnych. Chciałam zmiany w swoim życiu. Zaczynało się moje dorosłe życie a ja miałam poczucie, że stoję w miejscu. Studiowałam w Polsce i coraz bardziej przygniatała mnie rzeczywistość. Brak perspektyw na przyszłość. Przyglądałam się, jak inni wyjeżdżają i któregoś dnia, pomyślałam, dlaczego nie ja. Gdy się ma dwadzieścia lat, takie decyzje podejmuje się szybko i nie zastanawia długo.  Dlaczego Holandia? Tak naprawdę to chyba był przypadek, choć nie, wolę nazwać to zrządzeniem losu.

Mapa Jangblizji
Mieszkasz w Holandii, a jednak piszesz po polsku. Twoje opowiadania zbierają nagrody, w tym Marszałka Senatu RP. Czy to taka wewnętrzna walka o podtrzymanie polskości w Tobie, tęsknota za ojczyzną?

Zdecydowanie tak! Język polski jest bardzo ważnym wyznacznikiem mojej tożsamości.  Czytam książki po angielsku i po holendersku, ale nigdy nie jest to taka przyjemność, jak czytanie po polsku. Pisanie po polsku jest wypełnieniem mojej codzienności. Wypełnieniem mojej osoby. Będąc w Holandii może mi brakować polskości pod różną postacią, ale język jest zawsze ze mną, w mojej głowie, w snach, w rozmowach z dziećmi, w książkach i właśnie w moim pisaniu. Jest nicią, która zawsze będzie mnie łączyć z ojczyzną.

Mówisz, że powrotów nie ma, że nie istnieją. Dlaczego tak myślisz?

O tym mogłabym opowiadać godzinami. Kwestia powrotów zaczęła mnie dręczyć kilka lat temu, po lekturze wierszy Zbigniewa Herberta. Czytałam jego książki i poezję wiele razy. Z czasem prawie słyszałam jego pełen niepokoju głos w mojej głowie. Gdy wyjeżdża się za granicę i jakiś czas tam mieszka, powrót jest niemożliwy. Konstancja, to córka mojej kuzynki. Ostatnio widziałam ją, gdy była małą dziewczynką. Taka pozostała w mej pamięci. W środę skończyła 20 lat. Nagle zdajesz sobie sprawę, że tej małej dziewczynki już nie ma. Pojadę tam, ale spotkam się z kobietą. Nie wrócę do tego, co pamiętam, bo tego, co pamiętam już nie ma. Tak samo jest ze wszystkim, z ludźmi i z miejscami. Nie ma powrotów, bo z czasem wszystko się zmienia.

Kiedy zaczęłaś pisać dla szerszej publiczności?

W trakcie studiów na Uniwersytecie Amsterdamskim.  Na  przedmiotach poświęconych językowi polskiemu dużo pisaliśmy. Starałam się, aby każdy tekst był wyjątkowy, w końcu pisałam w moim ojczystym języku. Bardzo szybko przekonałam się, że sprawia mi to ogromną radość. Po jakimś czasie pani Weiss, która była moim wykładowcą zapytała, czy nie myślałam o opublikowaniu moich tekstów. Zachęcona tymi słowami najpierw wysłałam je do polskich czasopism, ale nie było wielkiego odzewu. Później nawiązałam kontakt z ośrodkami polonijnymi i tak się zaczęło.

Drzewo- symbol przechodzenia z
Jangblizji do Tamtego Świata
Miałaś w życiu ciężki czas- straciłaś dziecko. Czy pisanie pomogło Ci w pogodzeniu się z demonami, z depresją, ze stratą?

Gdy coś takiego dzieje się w życiu, człowieka pochłaniają najciemniejsze uczucia i poczucie kompletnego niezrozumienia. Nie rozumiesz siebie, otoczenia i tego, co się wydarzyło. Nie potrafisz wyjaśnić przyczyn i skutków. Bieg wydarzeń jest poza jakąkolwiek logiką. Wydaje się, że świat się kończy i nie ma już nic więcej. A tu nagle życie toczy się dalej i wciąż coś się dzieje. Bardzo pomogło mi, gdy czytałam, jak z tymi samymi emocjami radziły sobie inne kobiety.  Gdy czytałam, że nie tylko ja nie rozumiem, że nie tylko dla mnie wszystko jest niepojęte.  Gdy odkrywałam, że to, co czuję, jest całkiem normalne w takiej sytuacji. Człowiek zawsze chce uzyskać odpowiedź na pytanie; dlaczego. Czasem takiej odpowiedzi po prostu nie ma. Pisanie o uczuciach pomaga, ale bardzo trudno znaleźć odpowiednie słowa, aby wyrazić to, co się czuje. Czy pomogło? W pewnym sensie na pewno. Chyba wciąż pomaga. Taka strata nigdy się nie kończy. To coś, co jest ze mną każdego dnia. To są daty, święta, pytania dzieci, czasem nawet reklamy pieluch w telewizji.

Portale, książki, opowiadania, własny blog…jak mama znajduje czas na to wszystko? Czy masz jakiś przepis dla zabieganych, które ledwo dają radę z wychowaniem, zakupami, szczątkami chwil na własne przyjemności, jak organizuje się Agnieszka?

Przepis? Nie przejmuj się, jeśli nie wszystko się udaje.  Tego właśnie nauczyłam się w Holandii. Znasz tych kuglarzy, którzy na długich tyczkach kręcą talerzami? Im dłużej trwa przedstawienie, tym więcej tyczek i kręcących się talerzy. Bardzo często mam wrażenie, że ja też jestem kuglarzem. Nie zawsze wszystko się udaje, zdarza się, że jakiś talerz spadnie i się rozbije. Bierze się wtedy kolejny i próbuje ponownie. Faktycznie zajmuję się wieloma rzeczami, ale nie zawsze wszystko mi się udaję. Często jest mi ciężko, bo chciałabym być wirtuozem w kręceniu talerzami, ale daleko mi do tego. W każdy razie jest dobrze, gdy człowiek daje sobie prawo do stłuczeń.

Fladjus- jedna z postaci powieści
Piszesz pięknym polskim językiem. Ile lat zabrało Ci nauczenie się ojczystej mowy na takim poziomie?

Tu zdecydowanie nie ma mowy o aspekcie dokonanym, obawiam się, że na zawsze pozostanie niedokonany. Wciąż się uczę i czasem potwornie mnie irytuje, gdy czuję, że mój język nie rozwija się wystarczająco, że jest zbyt ubogi. Gdy nie potrafi wyrazić wszystkiego, tak jakbym chciała. Jeszcze bardziej denerwuje się, gdy zauważam, że język holenderski zaczyna mieć wpływ na mój język ojczysty. Zawsze chciałabym więcej, bardziej precyzyjnie, dokładniej, ładniej… mogłabym wymieniać bez końca.

Skąd pomysł na stworzenie powieści fantasy?

Gatunek fantasy daje nieograniczone możliwości. Dzięki swej stylistyce, swej symbolice na stronach opowieści można zamknąć wszystko, równocześnie nie mówiąc tego wprost. Poza tym bardzo to lubię. Właściwie są dwa gatunki, za którymi przepadam- to właśnie fantasy i kryminał. Chyba nie potrafię wymyślić zbrodni doskonałej. Natomiast w świecie bajek i fantazji czuję się dobrze. Właśnie skończyłam pisać bajkę, która weźmie udział w projekcie „Blogerzy Bajki Piszą”. Bardzo się cieszę, że również tym się zajęłam, bo dzięki temu odkryłam, jak wielką przyjemnością może być czytanie stworzonych przez siebie bajek swoim dzieciom. Przyjemne i ekscytujące zarazem.

Jak powstawała Jangblizja i Tamten Świat? Co symbolizują dla Ciebie te światy?

Jangblizja powstawała dość długo. Chciałam stworzyć świat a to jednak wymaga czasu. Ponad to chciałabym na stronach książki zamknąć wszystko, co dla mnie ważne.  Miałam nadzieję, że Jangblizja stanie się od razu bliska czytelnikowi i dzięki temu czytający będzie mógł spojrzeć na to, co go otacza w inny sposób. To jeden z problemów emigracji. Przyjeżdżamy do obcego kraju z pokładami „normalności”, które w ciągu jednego dnia stają się „dziwnościami”. Otaczają nas ludzie, dla których coś jest całkiem zwykłe a dla nas niezrozumiałe. Również, nie zawsze to, co uznaje się za normalne jest dobre i odwrotnie. Tego uczę się każdego dnia. Dzięki spojrzeniu na świat oczami Jangblizjan, każdy może to poczuć. 
Czy odcinasz się w jakiś sposób od naszej cywilizacji, wybierając Tamten świat, jako ten bardziej odległy, gorszy, niedoskonały?

Nie, on nie jest gorszy. Nie wierzę w gorsze światy. Inny- tak, gorszy- nie. Nie lubię skrajności. Zazwyczaj patrząc na coś obcego dostrzega się tylko te najbardziej wyraziste cechy a to prawie nigdy nie jest pełen obraz.  Każdy świat ma swoje ciemne strony, które najchętniej by się zmieniło. Trudno jest się zadomowić w obcym miejscu. Można siedzieć i jęczeć, albo spróbować dostrzec pozytywy.

Wieża, w której uwięziono królową
W „Wojnie w Jangblizji” każdy może odnaleźć coś innego. Poruszasz się swobodnie w sztuce słowa, tworzysz wieloznaczne historie. Czy Twoje teksty zawsze są wielowarstwowe?

Zawsze, gdy piszę, mam nadzieję, że uda mi się stworzyć tekst, w którym czytelnicy się odnajdą, odnajdą jakąś cząstkę, która do nich przemówi.  Czasem chcę pokazać, jak to jest być obcym, jak to jest być mamą, jak badaczem języka, a czasem chcę zaczarować, przenieść w inny świat. Jeśli mi się udaję, odnoszę sukces, jeśli nie, zawsze jest następny tekst, następna historia.

Powieść fantasy z filozoficzną duszą. Tak określiłabym twoją historię. Czy taki miałaś zamiar- czy chciałaś zmusić nas do myślenia czy raczej do fantazjowania?

Chyba i jedno, i drugie? Choć tak naprawdę myśli zawarte w mojej książce są bardzo codzienne. Każdego dnia usiłuję przekazać je swoim dzieciom. Czasem tylko ogarnia mnie lęk, gdy się rozglądam i widzę ilu dorosłych zapomniało o tych naukach z dzieciństwa. Nie raz autorzy powieści fantasy zabierali mnie w inne miejsca. Dla mnie było to, niczym super moc, którą też chciałam posiąść. Jednak razem z tym bardzo chciałam przekazać, co jest dla mnie ważne. Wiedziałam, że jeśli chcę stworzyć inny świat, muszę oprzeć się na tym, co znam. Tak też zrobiłam.

Dla mnie Tamten Świat to symbol naszych nowych ojczyzn, emigracji. Czy to właśnie autorka miała na myśli?

Tak, emigracja i wiele jej przejawów. Wyobcowanie, strach ale także ciekawość i chęć dostosowania się, poznania tego, co nowe. Możliwość spojrzenie z perspektywy na to, co się za sobą pozostawiło. Również pokazanie, jak ważna jest nauka i chęć poznania nowego miejsca. Pozbawiłam Jangblizjan jednej z najtrudniejszych nauk, czyli nowego języka i jego niuansów.  

Na każdy Twój tekst zawsze czekam z wypiekami na twarzy. Twoja wyobraźnia zdaje się nie znać granic. Czy jako mała dziewczynka wymyślałaś historie?

To prawda, odkąd pamiętam wymyślałam historie. Opowiadania ilustrujące marzenia. Historie z życia wzięte, ale z innym zakończeniem, bo ten prawdziwy nie zadowalał. No i wszystko musiało być przelane na papier, bo dzięki temu zyskiwało fizyczność i w jakimś wymiarze stawało się prawdziwe.  Ciągle wymyślam i nie przestanę.

Nana- jedna z postaci powieści
Zdradzisz nam w kilku słowach, czego doświadczą Jangblizjanie w kolejnych częściach powieści?

Zajmuję się  już drugą częścią i mam zarys trzeciej. Mam nadzieję, że tę nad którą teraz pracuję, uda mi się ją ukończyć w tym roku. Druga część nie jest czymś odrębnym, tylko zapisem kolejnych wydarzeń. Rozpoczęłam bardzo dużo wątków, które teraz będą kontynuowane. Gdybym była cierpliwa, być może za kilka lat wydałabym jedną grubaśną książkę. Zdecydowałam się jednak na takie posunięcie. W drugiej części pojawią się nowe postaci, które odegrają ważną rolę w konflikcie ze Szmaragdową Panią. Akcja będzie się dziać głównie w Jangblizji.

Szykujesz także ucztę dla ducha dla tych, którzy nie gustują w gatunku fantasy. Opowiedz nam o tym projekcie…

Tak, to całkiem inny projekt. Od kilku lat piszę felietony dla kwartalnika Polskiej Sceny w Holandii i na moim blogu. Na początku były to teksty tylko o tematyce emigracyjnej, ale z czasem zaczęłam pisać o tym, co mnie zajmuje, zachwyca, smuci. Jestem Emigrantką, ale to tylko część mojej osoby. Polsko-Holenderskie Stowarzyszenie Kulturalne zaproponowało mi wydanie tych tekstów w formie książki. Co więcej, będzie ona wydana w dwóch językach, polskim i holenderskim. Jestem bardzo dumna z tego projektu. Będę mogła pokazać mojej holenderskiej rodzinie i przyjaciołom nad czym ślęczę od lat.

Za co kochasz Holandię?

Holandia najpierw mnie zauroczyła, potem wystraszyła, aby w końcu przekonać do siebie. Od pierwszego dnia wydała mi się innym światem, pod prawie każdym względem. Przyjechałam z Wałbrzycha, miasta położonego między górami. Tutaj wszystko jest płaskie, ale wcale nie mniej piękne. Ludzie też są inni. Na początku myślałam, że Holendrzy są zimni, ale to nieprawda, po prostu zdecydowanie lepiej potrafią kontrolować emocje. Ludzie nie są przesadnie wścibscy, ale gdy potrzebujesz pomocy nie zawahają się pomóc i okazać serca.  Sama się o tym przekonałam. Będąc raczej emocjonalnym dzikusem podziwiam holendrów za ich spokój i opanowanie. 

Jak widzisz siebie za 20 lat, masz plany, marzenia na ten czas?

Plany na za 20 lat? Dopiero teraz muszę użyć wyobraźni. Zazwyczaj nie planuję aż tak daleko. Chcę nadal obserwować, jak zmieniają się moje dzieci, choć pewnie wtedy będę już patrzeć jak zmieniają się też moje wnuki. Chcę pisać, pisać i jeszcze raz pisać. Za dwadzieścia lat chcę na swym koncie mieć wiele powieści. Chcę czuć, że wciąż się rozwijam.

I tego Ci życzę, dziękując bardzo za rozmowę.