Nie jesteśmy stworzeni do umierania. Ze śmiercią nam nie do twarzy, ze starością ponoć też nie, ale na starość ludziom szlachetnieją oczy. Może dlatego przyjęło się mówić, że “dobra staruszka”, a każdym dziadkom przypina się od razu Order Uśmiechu Troskliwego Misia. Nie mam jednak zamiaru pisać ani o uśmiechu, ani pięknych oczach, ani nawet o starości. Napiszę o Tobie. Aż zrobi Ci się ciemno przed oczami, ale nie pozwolę Ci spaść w mrok nieistnienia.

 

Wiem, jak to jest czuć się wypranym z siebie. Wiem, co to znaczy czuć się jak niewyprasowana, cuchnąca, szmata, wyjęta po kilku dniach z pralki, bo zapomniało się o prysznicu, wszak wciągnęło Cię łóżko. Wychodzisz z niego tylko na siku, ewentualnie na zjedzenie kromki chleba, bo gotować też Ci się nie chce, będąc życiowo rozgotowanym. Wiem, co to znaczy czuć się przegranym i pogrążać w rozpaczy i samotności. Wiem, co to znaczy być w toksycznym przemocowym związku, kiedy ktoś pluje Ci w twarz mówiąc, że to dowód miłości. Wiem, co to znaczy być uzależnionym od alkoholu, tabletek na sen, na pobudkę, na apetyt i jego brak, na masę mięśniową i na mniej masy. Wiem, co to znaczy budzić się bez celu, łykając polecane przez Influencerki suplementy na porost włosów, na koncentrację, potencję, wyrównanie poziomu kortyzolu, obniżenie/podwyższenie testosteronu. Wiem, co to znaczy zjarać się do utraty tchu, żeby odciąć się od siebie i patrzyć w sufit, który nagle staje się wszechogarniający i pochłaniający Twoje istnienie. Leżysz, patrzysz w ten ekran bez obrazu i Twoja dusza coraz niebezpieczniej do niego się zbliża, aż roztrzaska się o jego białą poświatę. Wiem, co to znaczy myśleć, że będzie lepiej, kiedy pójdziesz do aniołków, bo nikomu nie jesteś potrzebny/a. Wiem też, co to znaczy myśleć, że piekło jest na ziemi i w związku z tym, że myślisz o śmierci, zaraz Cię pochłonie. Wiem też, że życie to nie domowej roboty serniczek babci Krysi i nie zawsze smakuje waniliowo i pachnie brzoskwinką. Bo życie, ma warstwy i odcieni wiele i czasami pachnie po prostu nieumytą dupą.

 

Nie ma sensu urządzać się w dupie, chociaż w Polsce dostrzegam pewien stały, smutny schemat. Zamiast głosować, walczyć o wyższe zarobki, nie dawać się umniejszać i pomiatać, to wśród niektórych panuje kult: „A ja i tak dam sobie radę”. Bo po co toksycznemu szefowi napluć w mordę, skoro można pokornie mu usługiwać. Pokorne ciele dwie matki ssie? Nie, zdycha z odwodnienia i głodu. Uprawianie zaś biedy deluxe, w felietonach może jest i zabawne, ale w życiu mało praktyczne. Nie zasługujesz na głodowe stawki, na ciągłą krytykę czy bicie. To przemocowe formy, a przemoc to przestępstwo i powinna być karalna. Powtarzam to od kilku lat – chcesz czy nie chcesz, to nie urządzisz się w dupie, bo w końcu nawet największe zatwardzenie ujrzy światło dzienne, wszak wszystko w życiu – nawet największa samotność i smutek – są tymczasowe. Kończą w klozecie i płyną z nurtem spłukiwanej wody.

 

Depresja ma wiele twarzy. Kiedyś miała i moją. Patrzyłem w lustro i widziałem w nim woskową figurę, zastygłą w bezruchu. Myślałem sobie wtedy, że życie jest bez sensu. Leżałem w łóżku i gdybym mógł to najchętniej sikałbym pod siebie, żeby z niego nie wychodzić i nie stawiać czoła światu. Marzyłem każdej nocy o tym, żeby zostać wampirem, bo mógłbym umrzeć w pierwszych promieniach słońca i z głowy. Tymczasem w głowie okazało się, że mam zagadkę do rozwikłania. Sudoku. Układankę ze wspomnień, doświadczeń i emocji, które w jakiś sposób zazębiając się, tworzą całość. Głowowe lego. Puzzle wymagające poskładania, aby następnie podkleić je Super Glue i powiesić na ścianie. Jako obraz swojej wygranej, dyplom upamiętniający gówniany moment, który nagle zamiast gównem, pachnie czerwonym dywanem. Zwycięstwem nad sobą i wszystkimi w sobie smokami. Odkryłem to wszystko w terapii.

 

Wiem, co to znaczy przekraczać żółtą linię czekając na metro, zastanawiając się czy skoczyć. Wiem, co to znaczy stać po drugiej stronie poręczy balkonu. Wiem też, co to znaczy zamiast prześcieradła, złapać się ram łóżka i krzyczeć “Nie dam Ci się k***a wciągnąć!”. Wiem, jak trudno z niego wyjść po tygodniach uprawiania w nim nieistnienia. Ale znam też ból ponownie używanych mięśni, aby wstać, rozciągnąć się i złapać oddech. Twój strach i słabość to cechy ludzie. Nie znaczą, że jesteś złym ojcem, matką, bratem, siostrą, kochankiem, człowiekiem. Oznaczają Twoją niezgodę na dany stan.

 

Codziennie budzisz się w jakimś celu. Nawet jeśli celem jest wypróżnienie. Zajrzenie do lodówki. Obejrzenie czegoś martwo patrząc w ekran. Wstawaj, jedz, oglądaj, czytaj, śpij. Aż pewnego dnia w jakimś filmie, książce czy piosence odnajdziesz zdanie, które sprawi, że ponownie poczujesz w życiu głód pasji. Za chwilę poproszę Cię abyś zamknął/a oczy i policzyła powoli do siedmiu. Dlatego, że to moja szczęśliwa cyfra.

 

Gotowy? Gotowa?

 

Zamknij oczy i policz do siedmiu, a następnie je otwórz.

 

 

 

 

Jesteś ważny/ważna. Twoje życie ma sens. Poszukaj terapeuty, który pomoże Ci nie tylko wstać, ale i wyprać pościel, wziąć prysznic i za przeproszeniem umyć dupę. Bo jaki jest powód, dla którego chcesz tkwić w obszczanym pampersie, skoro możesz położyć się w świeżej pościeli i pokazać wszystkim swoim demonom środkowy palec? I poczuć, że “ooo, mogę wszystko”? Pamiętaj, że THE ONLY WAY IS UP, BABY. Upadać to se hobbistycznie możesz, a czasami nawet i dla przyjemności. Na kolana. Pucując życiową erekcję.

 

 

Bartek Fetysz

Bartek Fetysz

Zastępca Redaktor Naczelnej

Popularny felietonista, diler metafor. Autor książki „Obudziłem się trochę podły”, tysięcy felietonów, które ukazują sie zarówno na jego stronach, jak i w licznych magazynach na całym świecie. Współtwórca filmu „THE END”.  Autor tekstów muzycznych. Influencer, kreator treści na social media.