[columnize]

Autor: Madgalena Smolarek

Między festiwalami, pisaniem doktoratu (szczególnie w takie upały) i innymi zajęciami nie zawsze jest czas na film. Niestety. Natomiast częściej znajdzie się chwila na serial. Nie jakiś „M jak miłość” czy „Mody na sukces”, ale coś zdecydowanie lepszego.

Jak sugerują krytycy filmowi widownia nie tyle odwróci się od kina 2D w stronę kina 3D, ale na pewno ogromną konkurencją staną się współcześnie realizowane seriale, z aktorami z najwyższej półki. To zupełnie inne zadanie stworzyć film, jaki trwałby 90 minut, ze wstępem, rozwinięciem, punktem kulminacyjnym, zakończeniem, a odmienne zaplanować akcję tak, by trwała przez 8-10 odcinków jednego sezonu, by po nim kręcić kolejny.

Po kilku serialach, które mnie wciągnęły przyszedł czas na gatunek, jakiego nigdy nie byłam zbyt dużą fanką… Serial będący horrorem? To się nie może udać… A jednak! Zachwyca, wciąga, fascynuje. „Penny Dreadful”, bo o nim mowa to produkcja nieco odmienna, ze świetnymi bohaterami wprost z wiktoriańskiego Londynu.Dowiedziałam się o tej nowości nie z zapowiedzi filmowych, ale dzięki polskiemu kompozytorowi – Abelowi Korzeniowskiemu, który po raz kolejny pokazuje klasę i tworzy muzykę do następnej, tak nietypowej, produkcji. Jego spokojne, budujące napięcie kompozycje idealnie wpisują się w to, co widzimy na ekranie. Mimo tematyki wprost z horroru jego muzyka nie jest nastawiona na wywoływanie silnych napięć w widzu (jak ma to miejsce w innych produkcjach tego gatunku), ale wypełnia przestrzeń, jest zarazem tłem i wysuwa się na pierwszy plan.

Nie sposób w kilku zdaniach opowiedzieć fabuły tego serialu, ponieważ ilość przeplatających się wątków jest niesamowicie duża, jednak nie powoduje to zagubienia się odbiorcy w tym, co widzi.

Główna bohaterka Vanessa Ives (w tej roli fenomenalna Eva Green) pomaga sir Malcolmowi Murrayowi (Timothy Dalton) w odnalezieniu córki. Początkowo, jako widzowie, nie bardzo wiemy kto mógł ja porwać i dlaczego, jednak z biegiem odcinków odkrywana jest przed nami ta przerażająca prawda. W poszukiwaniach starają się pomóc także lokaj sir Malcolma – Sambene (Danny Sapani), kowboj wprost z Ameryki – Ethan Chandler (Josh Hartnett), doktor Frankenstein (Harry Treadaway). Każda z tych osób jest inna, każda z nich skrywa swoją własną tajemnicę, wszyscy działają razem, ale jednak każdy ma w tym działaniu swój prywatny interes. Oprócz głównych bohaterów na domowych ekranach telewizorów można zobaczyć także postaci z brytyjskiej literatury – Doriana Graya, van Helsinga i wampiry (jakim daleko do tych wykreowanych np. w Sadze „Zmierzch”).

To, co na pewno wyróżnia ten serial to sposób, w jaki pokazani są bohaterowie. Mimo występowania tylu nadprzyrodzonych zjawisk to jednak potwory i inne stworzenia są aktorami ze świetnie wykonaną charakteryzacją, a nie kreacjami stworzonymi na ekranach komputerów. Dzięki temu można jeszcze bardziej wczuć się w specyficzną atmosferę tej produkcji, czasami aż za bardzo… Poza tym, fantastycznie jest móc przenieść się do Londynu z tamtych czasów – do teatrów, do sal balowych, niezwykłych domów, portu i innych miejsc.

Ewentualnym minusem jest sama fabuła, która momentami bywa bardzo przewidywalna, wręcz naiwna, ale przynajmniej mnie nie zniechęciło to do oglądania kolejnych odcinków (szczerze jedne były ciekawsze, inne nudniejsze, z przewaga tych pierwszych). Mogę jednak dodać, że warto wytrwać do końca, przynajmniej pierwszego (jak na razie tyle udało mi się obejrzeć), sezonu, bo pośród odcinków mniej wciągających są też te, które trzymają w napięciu.

Polecam ten serial wszystkim tym, którzy lubią stare dobre filmy grozy, bez zbędnych efektów specjalnych. Sama już nie mogę doczekać się kolejnego sezonu, bo produkcja ta niesamowicie uzależnia i trzyma w napięciu.

 

[/columnize]