Klonowanie na ekranie
Można powiedzieć, że ostatnimi czasy w kinie pojawił się pomysł na wplatanie w treść filmu wątków science-fiction. Jednak nie są to fragmenty brutalnie wrzucone w jego fabułę, mające nią zawładnąć, a raczej motywy delikatnie wplatane w wątki bohaterów. Poza tym, nie zobaczymy na ekranie historii tak dalece futurystycznych, że czegoś nie potrafiłybyśmy sobie nawet wyobrazić czy stworów z innej planety pożerających głównych bohaterów. W tej nieco odmiennej od klasycznego nurtu Sci-Fi tendencji jest m.in. „Melancholia” Larsa von Triera, a także obraz, o którym opowiem dzisiaj, czyli „Łono” Benedeka Fliegaufa.
Ten węgierski twórca to współczesny człowiek orkiestra, ponieważ oprócz reżyserowania swoich filmów zajmuje się on również scenariuszem, kostiumami, produkcją, muzyką i dźwiękiem. Wśród jego dorobku można wymienić takie obrazy, jak np.
„Gąszcz” czy „ Dealer”, za które otrzymał nagrody specjalne na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym „Berlinale” w Berlinie, „Mleczna droga”, za jaką zdobył Złotego Lamparta na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Locarno, jak również „Łono”, na jaki dziś wszystkich zapraszam, za który Fliegauf otrzymał Nagrodę Jury Konkursu na Film z Najlepszym Scenariuszem na Festiwalu Filmowym i Artystycznym „Lato Filmów” w Warszawie.
„Łono” to obraz niespotykany, piękny, a zarazem przerażający. To, na co w pierwszej chwili zwróciłam uwagę to wspaniałe morskie krajobrazy Skandynawii skąpane we mgle. Z takiej właśnie scenerii wyłania się nasza młoda bohaterka Rebeca (dorosłą Rebeckę zagrała jakże wspaniała i charakterystyczna Eva Green), która siedząc pod mostem w pewien zimny, deszczowy dzień przypadkowo spotyka Tommy’ego (w roli dorosłego Tommy’ego zobaczymy Matta Smitha). Oboje, jako małe dzieci, nie zdają sobie nawet sprawy jak ta znajomość wpłynie na ich przyszłe życie. Po wielu popołudniach spędzonych razem na wspólnej zabawie Rebeca niespodziewanie musi wyjechać wraz ze swoją mamą do Japonii. Okazuje się, że jej podróż trwać będzie aż dwanaście lat. Jednak mimo upływu czasu jej przyjaciel Tommy o niej nie zapomniał. Ich przyjaźń na nowo się odradza, a nawet przekształca się w coś więcej. Film mógłby się skończyć w tym właśnie momencie, ale tak niestety się nie dzieje. Spraw, które nastąpią później nikt by się nie spodziewał…
Pewnego dnia, oboje przyjaciół postanawia wybrać się wspólnie do miasta na akcję protestacyjną przeciw otwarciu pewnej kliniki. Jednak podczas tej wyprawy wydarza się śmiertelny w skutkach wypadek, podczas którego ginie Tommy. Rebeca początkowo nie potrafi sobie poradzić z tak wielką stratą, by po chwili oznajmić (wybaczcie skojarzenie, ale) jak czarownica rodzicom zmarłego, że ma wyśmienity plan, aby sklonować ukochanego, urodzić go i wychować jak swoje własne dziecko.
Sądzę, że jej pomysł nie tylko mi, ale i wam wyda się dość dziwny. Niepogodzona ze stratą Rebeca pragnie odtworzyć swojego przyjaciela jakby to była jej chwilowa fanaberia, ponieważ w ogóle nie myśli o przyszłości nie tyle swojej, ale Tommy’ego. Kim on tak naprawdę będzie? Czy będzie podobny wizualnie i mentalnie do swojego „oryginału”? Czy dowie się kiedyś o swojej przeszłości? O tych i innych kwestiach nasza bohaterka zdecydowanie zawczasu nie pomyślała, co miało swoje nieuniknione skutki.
Podsumowując, szczerze wolałabym ten film zdecydowanie bardziej gdyby nie było w nim wątku klonowania. Rozumiem, że reżyser chciał być z jednej strony może nieco innowacyjny w przedstawieniu tematu w taki właśnie sposób, a z drugiej chciał zilustrować problem, z którym „za moment” także i my będziemy musiały się borykać. Swoją drogą ciekawe jak wy – drogie Lejdiz byście postąpiły, gdyby bliska wam osoba umarła, a klonowanie wiązało się tylko z kilkukrotną wyprawą do nowoczesnej kliniki?…
Jednak nawet mimo tak wnoszących w nasz światopogląd zastanowień produkcja ta nie przekonuje mnie na tyle, bym z wielką ochotą chciała ją polecać dalej. Chyba, że ktoś chciałby obejrzeć mniej więcej pierwszą połowę filmu, a także Evę Green w roli głównej i skandynawskie krajobrazy na drugim planie to jak najbardziej zachęcam. Zadziwiają także bardzo odważne sceny z udziałem dzieci…
Tekst: Magdalena Smolarek
Zdjęcia: internet