Uczciwość ponad wszystko!
W tym tygodniu znów nie pozwalam wam drogie Lejdiz na wakacyjny odpoczynek przy romantycznych komediach, a zapraszam na trochę politycznej wojny w męskim świecie z damskimi akcentami. Chociaż latem tematy wyborcze w różnych krajach przechodzą na drugi plan, a w serwisach informacyjnych mamy tzw. sezon ogórkowy postanowiłam zaprosić was na film „Idy marcowe” w reżyserii Georga Clooneya.
Główny bohater Stephen Meyers (w tej roli aktor wielu charakterystycznych i świetnych kreacji – Ryan Gosling, kojarzony m.in. z takimi produkcjami, jak „Fanatyk”, „Pamiętnik”, „Blue Valentine” czy „Wszystko, co dobre”) to bardzo ambitny i szybko pnący się w górę PR-owiec, pracujący w sztabie gubernatora Mike’a Morrisa (tutaj zobaczymy samego reżysera – Georga Clooneya w zupełnie innej niż byśmy się spodziewały roli) – kandydata na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Oprócz pisania przemówień i kontaktów z prasą, nawet tak bardzo domagająca się jakichkolwiek wiadomości jak dziennikarka Ida Horowitz (grana przez Marisę Tomei), do zadań Stephena należy również przeglądanie informacji dotyczących senatora Pullmana (czołowego przeciwnika Morrisa) w poszukiwaniu jakichś nowości mogących popsuć dobre imię adwersarza. Co więcej Stephen głęboko wierzy w słuszność wszystkiego, co robi czy mówi jego kandydat, w jego uczciwość, oddanie i wiele innych cech. Mentorem i najbliższym współpracownikiem Stephena jest Paul Zara (w tej roli zobaczymy uhonorowanego wieloma nagrodami filmowymi Philipa Seymour Hoffmana), dla którego w tej pełnej kłamstwa branży najważniejszą cnotą jest lojalność, o czym po pewnym czasie boleśnie dowie się główny bohater.
Gdyby obraz „Idy marcowe” miał dotyczyć tylko kwestii politycznych, swoją drogą głęboko osadzonych w amerykańskich realiach, trudno byłoby sobie poradzić z jego odbiorem, przynajmniej ja miałam pewne trudności z koncentracją i film wydawał mi się początkowo po prostu nudny. Takie zdanie miałam do momentu, gdy do polityki nie wkradła się pewna intryga oczywiście z kobietą w roli głównej. Wtedy wszystko, co było czarne lub białe nabrało kolorów, a nawet rumieńców, a akcja tempa. Natomiast główny bohater stanął pośrodku całokształtu zdarzeń i decyzji, które toczyły się wokół niego bez możliwości większego wpływu na nie. Czy jednak coś zrobi? Jak zareaguje na taką sytuację? – te pytania pozostaną z nami do ostatnich sekund filmu i jeszcze chwilę dłużej…
Przedstawienie w taki sposób klimatu wyborów nie jest pomysłem Clooneya tylko innego autora – Beau Willimona (jednego z trzech scenarzystów „Id marcowych”), który w 2008 roku stworzył sztukę pt. „Farragut North”. Opowiadała ona o kampanii prezydenckiej Howarda Deana w 2004 roku, a dokładnie o żądzy władzy i o tym, co należy poświęcić, by ją zdobyć. Natomiast tytułowe Idy marcowe to z jednej strony nawiązanie do święta rzymskiego boga wojny, które odbywało się w połowie marca, jak również do zdarzenia jakie zaszło podczas jednego z nich, a mianowicie do zabójstwa Juliusza Cezara w 44 r. p.n.e. Z drugiej strony, jak twierdzi sam reżyser, jest to inspiracja dziełem Williama Szekspira i pokazania tak, jak u niego atmosfery szaleństwa, podstępu, intrygi.
„Idy marcowe” to dobry wybór na upalny (lub angielsko deszczowy) wieczór zarówno dla wszystkich osób zainteresowanych polityką i mechanizmami w niej działającymi, jak również dla tych z was, które ciekawi zadziwiająca natura ludzka i nasza paskudna dwulicowość. I co najważniejsze nie zrażajcie się wstępem, bo naprawdę warto obejrzeć film, dzięki któremu można się przekonać jaką „kiełbasą wyborczą” jesteśmy karmione wiele razy w czasie roku bez względu na miejsce zamieszkania. Polecam.
Magdalena Smolarek