Marzyciel inny niż wszyscy
Nie da się ukryć, że współczesny świat coraz bardziej przyspiesza. My będąc jego częścią, żyjąc w nim choćbyśmy bardzo się starali i twierdzili, że jesteśmy „hipsterami do kwadratu” wielokrotnie bez najmniejszej refleksji ulegamy temu, co się w nim dzieje. Pędzimy, kupujemy, konsumujemy, wyrzucamy i cała zabawa zaczyna się od początku. Przez ten cały zamęt coraz częściej bywamy zmęczeni, załamani natłokiem myśli i niewykorzystanych szans. Do tego jeszcze bardzo często nienawidzimy naszej pracy, a wstanie do niej każdego ranka utożsamiamy z wyczynem na miarę Baumgartnera. Stajemy się po prostu wiecznymi marudami.
Postać, o której chcę dzisiaj opowiedzieć jest zdecydowanie inna, żyjąca jakby poza tym wszystkim. Pochodzi z japońskiej kultury i to być może miało wpływ na to, kim jest teraz. Jednak czy to oznacza, że w zachodniej części świata nie można nawet spróbować trochę zwolnić, starając się przy tym polubić najdrobniejsze aspekty naszego życia?
W pierwszych minutach filmu główny bohater jasno daje widzom do zrozumienia jak powinni podchodzić do życia i swojej pracy, by osiągnąć prawdziwy sukces. Twierdzi on, że „kiedy już raz zdecydujesz się na swój zawód musisz się w pełni temu oddać. Musisz pokochać swoją pracę. Nigdy na nią nie narzekać. Musisz poświęcić swoje życie, by stawać się lepszym”. Jego recepta jest tak prosta, choć wydaje się wprost niemożliwa do zrealizowania w dzisiejszym świecie…
Ten pewien swego człowiek nie jest właścicielem koncernu Toyota czy firmy produkującej aparaty Canon. Naszym bohaterem jest 85-letni Jiro Ono, właściciel (nagrodzonego trzema gwiazdkami Michelin) lokalu Sukiyabashi (http://www.sushi-jiro.jp/e-contents/e-oshinagaki.html) znajdującego się w centrum Tokio.
Całe swoje życie poświęcił pasji, jaką stało się dla niego sushi – przygotowywane z jak największą pieczołowitością. Ciągle dąży do perfekcji, ulepsza swoje receptury i jak sam wspomina śni nawet o kolejnych wariacjach na temat tego dania.
Wiele dokumentów na temat ludzi czy zwierząt wydaje nam się zbyt często nudnawe, powtarzalne, przydługawe. Powodem może być m.in. przesyt ogromnej ilości filmów tego gatunku w telewizji, oczywiście ubarwionych głosem Krystyny Czubówny w tle. Natomiast ta produkcja, w reżyserii Davida Gelba, to na szczęście zupełnie inny kawałek kina. Pozwala nam ona zakosztować niesamowitej podróży, podczas której poznajemy bliżej Jiro, jego dwóch synów i ich nie zawsze łatwą, ale za to satysfakcjonującą pracę. Jednak przede wszystkim możemy się przekonać, że sushi stanowczo nie jest jakimś tam zwykłym jedzeniem tylko zawiera się w sobie ducha japońskiej kultury. Natomiast przygotowanie tak wyśmienitego sushi jest jak stworzenie arcydzieła przez najznakomitszego artystę, jakim Jiro bez wątpienia jest.
Rozmawiając z wieloma moimi znajomymi przekonałam się, że sushi można albo uwielbiać albo nienawidzić. Jednak bez względu na to jakie jest Twoje stanowisko droga Lejdiz zapraszam do kina na smakowity film pt. „Jiro śni o sushi”, bo naprawdę warto poznać tego oddanego w pełni swojej pasji człowieka. Całości dopełnia przepiękna muzyka skomponowana przez Philip’a Glass’a. Polecam!
Tekst: Magdalena Smolarek
Zdjęcia: internet