Jestem z Polski „-to widać” czyli Polacy w oczach Anglików
Czujemy się Europejczykami: wyzwoleni, nowocześni, wolni od przesądów i naleciałości PRL-u. Ale czy naprawdę nie odróżniamy się od mieszkańców Zachodu? A może jednak mamy cechy wspólne dla naszej nacji? Po czym rozpoznają nas Anglicy?
- Niby mądrzy a nic nie umiemy
Chełpimy się, że jesteśmy pełni szerokiej wiedzy, ale nikt nas nie nauczył, jak tę wiedzę wykorzystać. To, że wykształceni Polacy niczego nie umieją, Brytyjczycy wiedzą od dawna. Polskie media donoszą o wielkiej burzy w edukacyjnej szklance wody: wykształcenie wyższe w Polsce jest bezwartościowe. Ale to odkrywanie „Ameryki w konserwach”. Nasi brytyjscy koledzy, szefowie, wykładowcy od kilku lat dziwią się, po co nam studia, skoro absolwent niczego nie potrafi. I nie chodzi to o świeżo upieczonego magistra historii, który nie umie obsłużyć zmywarki. Chodzi tu o lekarzy, którzy znają na pamięć atlas anatomiczny, ale nie umieją czytać wykresu EKG (w Anglii poznaje to student I roku medycyny). O weterynarzy, którzy nigdy w życiu nie przeprowadzili operacji sterylizacji kota, bo w 30-osobowej grupie studentów ciężko się dopchać do stołu operacyjnego. O prawników, którzy znają treść kodeksów, ale nie potrafią udowodnić, że zbrodnia w Rwandzie w 1994 roku to było ludobójstwo. O nauczycielkę z pełnymi kwalifikacjami pedagogicznymi, która nie potrafi rozwiązać konfliktu między uczniami.
Pracujemy ciężko, ale nie u siebie.
– Polacy, których znam, są bardzo pracowici i ambitni – mówi Ruby Walters, menadżerka jednej z sieciowych restauracji. – Pracują ciężko, chcą się uczyć, szybko awansują. Zastanawia mnie jedno: dlaczego nie chcą tak pracować u siebie, w swoim kraju. Przecież w ten sposób i w Polsce można osiągnąć dobrobyt, prawda? Opinia Ruby nie jest odosobniona. Wielu brytyjskich pracodawców potwierdza pogląd, że „Polak potrafi”. Nie potrafią jednak zrozumieć, dlaczego nie chcemy starać się „u siebie” i „dla swoich”.
– Nie bardzo wiedziałam gdzie leży Polska i czy wywodzą się stamtąd jakieś sławne osoby – mówi z zawstydzeniem Elaine King, emerytowana nauczycielka i opiekunka dzieci autystycznych – Ale Polki, które znam, nie dość, że świetnie znają geografię świata, to i historię. Wiedziały, co to była „wojna róż” i nie musiałam im tłumaczyć, dlaczego Szkoci i Irlandczycy nienawidzą Anglików. Oczywiście, znały też świetnie historię swojego kraju. Kiedy pojechałam na wycieczkę do Polski, oprowadziły mnie po wszystkich najsławniejszych miejscach. Miałam tylko wrażenie, że historia Polski składa się z samych wojen, klęsk, powstań, rozbiorów i katastrof. Obrona Jasnej Góry, Auschwitz-Birkenau, Katyń, katastrofa smoleńska – wymienia Elaine. – Zupełnie jakby Polacy byli dumni z wiecznej martyrologii
Rzeczywiście, prędzej nam przyjdzie wymienić okresy klęsk i wojen w historii naszego kraju, niż dobrobytu, rozwoju, stabilizacji.
Jedyny wyjątek potwierdzający regułę, że nasza wiedza jest głównie książkowa i niepraktyczna, to nadnaturalne zdolności do wykorzystywania luk w prawie podatkowym. W tym bezsprzecznie jesteśmy mistrzami.
- Jesteśmy bardzo rodzinni i hołdujemy tradycji.
Jesteśmy bardzo rodzinni i odwiedzamy się w domach. Przyzwyczajonych do przesiadywania w pubie czy restauracji Anglików dziwią opowieści o pobycie „u cioci, na imieninach”. Ciężko im też zrozumieć, że poczuwamy się do odwiedzania bliższych i dalszych krewnych, nawet jeśli za nimi nie przepadamy. – Gdy moja dziewczyna chciała mnie przedstawić swoim rodzicom, nie przypuszczałem, że przez trzy dni pobytu w Polsce odwiedzimy też jej dwie babcie, jedną prababcię, kilka cioć, wujków i całe mnóstwo kuzynów oraz sąsiadów – opowiada bez mała zszokowany Paul, zaręczony od niedawna z białostoczanką Anetą.
Zachęcamy gości do ściągania butów, pijemy kawę w szklankach i nie jemy lunchu.
Wielu Anglików było przekonanych, że Japończycy są jedynym narodem, który kultywuje nadużywanie kapci. Wystarczyły jednak odwiedziny w domu, gdzie mieszkają Polacy, by w progu potknąć się o kilkanaście par butów, a po chwili dostać od gospodarza do założenia używane pantofle „dla gości”. Być może wielu też słyszało, że do herbaty zamiast mleka można dodać cytryny, ale niewielu wierzy, że można pić kawę ze szklanki. To kolejny dziwaczny zwyczaj, który zaskoczył Paula, narzeczonego Anety. – Wydawało mi się do tej pory, że szklanki służą do picia coli, a kawę czy herbatę pije się z filiżanki lub kubka. Okazuje się jednak, że nie w Polsce.
Natomiast Milly, dziewczynę Tomka zdziwiły godziny polskich posiłków. – Byłam przekonana, że wszyscy na całym świecie jedzą lunch – opowiada – I u Tomka byłam głodna, bo od śniadania do obiadu nic nie jadłam. Fakt, że obiad był wcześniej, bo o 17, ale trudno mi się było przestawić. Rzeczywiście, typowa polska rodzina zjada obiad po powrocie z pracy i potem często kolację, a na drugie śniadanie sięga po kanapki. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do celebrowania długich przerw na lunch i kawę w środku dnia pracy.
Za to uwielbiamy celebrować święta. Nasza Wigilia z postnymi potrawami budzi duże zaciekawienie wśród Anglików, jak również potrawy wielkanocne: baby, mazurki, pisanki. Śmigus –dyngus nie podobał się Milly, choć rodzina Tomka tłumaczyła jej, że im dziewczyna bardziej atrakcyjna, tym chętniej oblewają ją wodą. Ale największe zdumienie okazała na opowieść o kolędzie: Jak to? Polacy płacą księdzu, żeby odwiedzał ich w domach? Rzeczywiście zwyczaj ten może się wydać wyjątkowo egzotyczny, ponieważ wg Anglików nie występuje nigdzie w Europie.
- Życie towarzyskie: jesteśmy niegrzeczni ale nie wyluzowani, brakuje nam uśmiechu i wstydzimy się własnego języka
Polaka można poznać po smutnej, zaciętej twarzy. Nie uśmiechamy się, unikamy słów „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam”, nie witamy mijanych sąsiadów. Brytyjczycy uśmiechający się w Polsce do przechodniów natykają się na zdziwione spojrzenie, obojętność a czasem i agresję. Na polu komunikowania się ze światem zewnętrznym Polaków w Anglii cechują dwie skrajności. Albo bronimy się rękami i nogami przed nauką angielskiego i tworzymy enklawy, w których używa się tylko polskiego. Lub na odwrót: chętnie zapominamy język ojczysty, mówiąc po angielsku nawet w towarzystwie samych Polaków. W takim przypadku mówimy po angielsku także do dzieci w domu, które ku rozpaczy polskich dziadków nie umieją się z nimi porozumieć podczas wakacji. Być może stoi za tym lęk i wstyd: w pierwszym przypadku, że będziemy mówić niepoprawnie, a w drugim, że nie daj Boże ktoś nas posądzi, że jesteśmy Polakami.
Mistrzowie w certowaniu się i wybitni joy-killerzy
– Polki mają problem z przyjęciem komplementu – opowiada 45-letni Sam. – Kiedy pochwalę zadbany wygląd lub nową sukienkę polskiej koleżanki zamiast „dziękuję” zostaję zasypany stosem informacji: że sukienka bardzo tania, że fryzjer się nie spisał i że ona w sumie nie jest ładna. Nie wiem, jak wtedy reagować – skarży się Anglik. Jesteśmy również mistrzami w certowaniu się z poczęstunkiem. Brytyjczycy nie rozumieją, że do dobrego polskiego zwyczaju należy przyjąć propozycję poczęstunku z pewnym ociąganiem, choć kiszki grają nam marsza Radetzkiego od kilku godzin. – Bardzo się zdziwiłem, gdy moja dziewczyna nie chciała jeść u moich rodziców, skoro wcześniej skarżyła się, że jest głodna. – opowiada Paul – Potem narzekała, że wszyscy jedli oprócz niej, ale jakby nie pamiętała, że sama odmówiła. Teraz już wiem, że to taka gra: gospodarz musi namawiać, a gość udaje, że nie chce robić kłopotu, że nie jest głodny i że „najwyżej kanapeczkę”. – podsumowuje narzeczony Anety.
Anglika przyzwyczajonego, że na swoje „You all right?” rzucone koledze przy powitaniu usłyszy to samo, może zdziwić, że Polak odpowie przecząco. I zaraz wytłumaczy dokładnie, dlaczego jego życie aktualnie nie jest „all right”. – Polacy lubią narzekać i marudzić. I potrafią pierwszej lepszej napotkanej osobie opowiadać historie ze swojego życia. Dla mnie to bardzo nienaturalne. Może nie rozmawiam o pogodzie, jak moi rodzice, ale zawsze zażartuję, pośmieję się – opowiada Sam. – Gdy nie dostaję tego samego od rozmówcy, czuję się niezręcznie – przyznaje
Przeklinamy ale udajemy „dobrze wychowanych”.
Szybki test: jakie jest pierwsze słowo, które poznaje Anglik, gdy spotka Polaków? Tak, to zaczynające się na „k”. Właściwie to my nawet nie przeklinamy, bo wulgaryzmy, które weszły do potocznego języka nie są nacechowane emocjonalnie. Stosujemy je jak przecinek czy kropkę. Jeśli przypomnieć do tego brak uśmiechu i paniczny lęk przed zwrotami grzecznościowymi, nie ma się co dziwić, że Brytyjczycy wyrabiają sobie opinię, że jesteśmy agresywni. Lubimy też czasem udawać, że jesteśmy przewrażliwieni na punkcie dobrych manier i robimy problem z puszczenia bąka czy głośnego beknięcia. Dla Anglików to czynność niczym nie różniąca się od kaszlu czy kichnięcia. Polacy czują się obrażeni lub zażenowani, gdy w ich towarzystwie Brytyjczyk wyda taki odgłos. Zupełnie jakby sami nigdy tego nie robili.
- W podróży. Ustępujemy miejsca w autobusie, nie wpuszczamy kierowcy z bocznego pasa i bijemy brawo pilotowi
Jadąc metrem ktoś na widok starszej lub niepełnosprawnej osoby poderwał się i ustąpił miejsca? To musiał być to Polak. To tzw. „dobre wychowanie” każe mu oddać swoje miejsce siedzące osobie potrzebującej. Polak nie wie, iż w Anglii starsza pani zamiast skwapliwie zająć miejsce, jak to się dzieje w Polsce, może się mocno zdziwić a nawet i obrazić.
Na drodze również można poznać polskich kierowców. Jeśli ktoś w ramach podziękowania zamigał Ci światłami awaryjnymi, to prawdopodobnie jeden z „naszych”. Równie szybko poznasz Polaka po tym, gdy nie zechce Cię wpuścić przy zmianie pasa. O innym ciekawym zwyczaju polskich kierowców można przeczytać w …”Przejrzeć Anglików. Ukryte zasady angielskiego zachowania” Kate Fox. Zdumiona Brytyjka opisuje tam, że na wąskich drogach polscy kierowcy wyprzedzają samochody „na trzeciego” nie czekając, aż przeciwny pas będzie pusty. Liczą, że kierowca przed nim i ten jadący z naprzeciwka „wpuszczą” delikwenta zjeżdżając nieco w stronę pobocza. Autorka widocznie nigdy nie musiała dłużej poruszać się po drogach „polskiej jakości”.
Paula, narzeczonego Anety, zadziwił fakt, że Polacy numerują również tory pociągów, a nie tylko perony. Zaskoczony był też faktem, że Polacy z reguły klaszczą, gdy samolot wyląduje. Oczywiście, że inne nacje również dziękują w ten sposób pilotowi za bezpieczny lot, ale tylko wtedy, gdy samolot miał duże kłopoty z lądowaniem i pasażerowi uniknęli niebezpieczeństwa. Polacy jednak klaszczą po każdej podróży samolotem, bez względu na to, czy podczas lotu wystąpiły problemy czy nie. Być może usprawiedliwieniem jest fakt, że najczęściej latamy do domu Ryanairem, a Ryanair sam sobie klaszcze po każdym wylądowaniu (oklaski „lecą z taśmy”).
- Światopoglądowo. Gejom i kobietom mówimy stanowcze „NIE” i modlimy się do Papieża
Jeśli ktoś w Anglii ogląda się za parą obejmujących się chłopaków lub rzuca przykre słowo na widok lesbijek, to bardzo prawdopodobne, że jest to nasz rodak. Niby chcemy korzystać z wolności, jaką zapewnia Anglia, ale swoje zdanie zaznaczyć musimy: „zboczeń tolerować nie będziemy!”. Zdarza się jeszcze gorzej: potrafimy, a dokładniej panowie okazać pogardę kobiecie wykonującej „męskie” zajęcie lub odmówić wykonania polecenia szefowi tylko dlatego, że ten jest kobietą. Szowinistyczni panowie nie wyrośli też z polskiego określenia „prowadzisz jak baba”, choć w Anglii kobiety nie mają kompleksów i bardzo dobrze radzą sobie za kierownicą. – Ostatnio, po firmowej imprezie, poprosiłem żonę, abyśmy odwieźli do domu kolegę Polaka. – opowiada 28-letni Chris. – Staszek najpierw się wystraszył, że prowadzić będzie moja żona, potem zapytał mnie czy się nie boję „dawać kobiecie samochodu” i przez całą drogę komentował sposób jazdy. Było mi strasznie wstyd za kolegę – wspomina. – Czy u was kobiety nie dostają prawa jazdy? – pyta retorycznie.
Polacy wydają się Brytyjczykom bardzo religijni. Właściwie Polak to synonim słowa „Katolik”. Lubią wieszać w swoich domach krzyże (a nawet stawiać je na ulicach i polach) a także wizerunki Matki Boskiej i Papieża. Ale „ich” Papieża, czyli nieżyjącego Jana Pawła II. — W Anglii religia jest czyjąś bardzo prywatną sprawą – opowiada Elaine. – Ale będąc w Polsce miałam wrażenie, że kościół katolicki jest czymś nieodłącznym od państwa a jego czczenie obowiązuje wszystkich obywateli. Musi to być bardzo niekomfortowe dla wyznawców innych religii i ateistów – podsumowuje.
Milly doszła do innych, ostrzejszych wniosków. – Sama jestem wierząca, ale u nas oznacza to pracę na rzecz innych. Ja uczę religii dzieci w grupie przedszkolnej przy moim kościele, kwestuję na rzecz Ellenor Lions Hospice, pomagam starszej sąsiadce robić zakupy i wożę ją na niedzielne nabożeństwa. W Polsce tego nie widziałam. Określiłabym raczej wiernych jako bezmyślnie uczestniczących w rytuale, którego nie rozumieją. Jakby musieli.
Oczywiście, wielu Polaków nie identyfikuje się z powyższą charakterystyką. Ale warto pamiętać, że to, jak widzą nas Anglicy jest tylko sposobem, w jaki nas postrzegają, a niekoniecznie prawdą o nas. Jednak warto się zastanowić, skąd wzięły się ich opinie.
Ramka
Nie wylewajmy dziecka z kąpielą
Stereotypy zwykle są krzywdzące. Przynajmniej dla tych, którzy do nich nie pasują. Zacznę od kapci. Podsuwanie ich gościom odchodzi w Polsce w niepamięć wraz z zanikaniem parkietów, które wymagały pastowania i froterowania. Skąd to wiem? Bo bywam w wielu domach i bardzo to sobie cenię. Spotkania w przestrzeni prywatnej to okazja do tworzenia głębszych więzi niż te, które powstają w pubie. Bardzo proszę, niech odwiedzanie się w domach nie zaginie. Bo nasze drugie śniadania już prawie wyginęły, zmiana godzin pracy sprawia, że lunch jemy w Polsce coraz częściej. Kawa w szklance? Odeszła w niebyt wraz z epoką PRL-u, tylko nieliczni jeszcze tego nie zauważyli, może dlatego, że wyjechali do Anglii. Niektóre nasze obyczaje sami widzimy jako problem i próbujemy je zmieniać. Na treningach asertywności kobiety uczą się przyjmować komplementy. Świadomie pokonują opór wynikający z tradycyjnego wychowania, zgodnie z którym dziewczynka miała być skromna i tę skromność w kółko udowadniać. Lecz jeśli chodzi o naszą wstrzemięźliwość fizjologiczną, to mnie akurat ona odpowiada i bardzo proszę przy mnie nie bekać. Brak uśmiechu, miłych słów, skłonność do narzekania – może nasze bywanie w świecie coś tu zmieni. Szowinizm? Brak tolerancji? O to w Polsce wciąż toczymy boje i w wielu środowiskach jest już lepiej. A nasza polska religijność z pewnością wymaga refleksji.
– Hanna Samson, pisarka, psycholożka, psychoterapeutka
Wyciągnijmy wnioski
Tekst porusza jeden z fundamentalnych dla komunikacji międzykulturowej tematów: postrzeganie przedstawicieli jednej kultury przez reprezentantów drugiej. To dzięki zetknięciu między kulturami zdajemy sobie sprawę z posiadania tożsamości kulturowej, która objawia się jako inna niż tożsamość osób zachowujących się i myślących inaczej. Co więcej, tożsamość ta jest zbiorowa, o czym świadczy fakt, że jesteśmy przez obcych postrzegani jako grupa posiadająca pewien wspólny wzór zachowań. Zetknięcie z inną kulturą, niezależnie od tego jak dużo mamy na jej temat wiadomości, prowadzi do przeżywania szoków kulturowych. Do nich należą opisywane przez autorkę sposoby postrzegania przez Anglików zachowań Polaków. Tekst ten jest wciągający i ważny. Ważny dlatego, że dla wielu Polaków może być irytujący. „Ja taki nie jestem” powie wielu przedstawicieli polskiej nacji, ustępując zaraz miejsca staruszce w autobusie, bądź odmawiając posiłku. I jest to zachowanie, które byłoby trudno zmienić, gdyż jest częścią kultury, w której wyrośli. Istnieje też druga strona medalu. Każda grupa wchodząc w kontakt z inną, na podstawie powierzchownych i uogólnionych obserwacji, tworzy dotyczące jej stereotypy. Te zaś, choć oparte na pewnych przesłankach, potrafią być krzywdzące. Warto więc zdawać sobie sprawę z dwóch rzeczy i tekst ten może pomóc w osiągnięciu takiej refleksji. Po pierwsze, że zachowania Anglików, z których się śmiejemy, na które narzekamy bądź które uważamy za negatywne – należą do części ich kultury i nie wynikają z ich złej woli wobec nas, a jedynie z posiadania innego kodu kulturowego. Po drugie: wiedząc o tym, jak Anglicy nas odbierają i co uważają za najbardziej denerwujące – a chcąc żyć w ich kraju i w ich kulturze – możemy świadomie zmienić bądź ukryć niektóre z naszych zachowań (np. narzekanie w odpowiedzi na formułkę powitalną) dla dobra lepszego współżycia międzykulturowego.
Dr Nicole Dołowy-Rybińska, Instytut Slawistyki PAN
Tekst: Anna Dobiecka
Zdjęcia: internet