Namibia – przez pustynie i busz do serca Etoshy
Kiedyś przeczytałam książkę, którą rozpoczynały te słowa: „Miałam w Afryce farmę u stóp gór Ngong (…)” i w jakiś sposób towarzyszą mi one po dziś dzień. „Pożegnanie z Afryką” i późniejsze podróże na ten ląd, wyczuliły mnie na zapachy, kolory, zachody słońca i odmienność życia tego kontynentu. Namibia to cudowny kraj, od którego warto zacząć swoją podróż do tej mniej zaludnionej części świata, jaką jest południowa część kontynentu afrykańskiego. Na pierwsze spotkanie ze zwierzętami żyjącymi na wolności lub stosunkowej wolności, jaką stwarzają wielkie połacie parków narodowych w krajach południa Afryki.
Namibia ma to do siebie, że jest idealna na wszelkie przygody w formie road trip i ma do zaoferowania to, co ja i wielu podróżników kocha najbardziej – cudowną przyrodę, przepiękne krajobrazy i niesamowite spotkania z przyrodą i ludźmi innej kultury – jak na przykład ludem Himba. Dawno temu Namibia skradła moje serce i dziś organizuję tam wyprawy dla wszystkich, którzy chcą zobaczyć, poczuć i przeżyć a bardzo często jest to dla nich pierwsze spotkanie, na którym się nie kończy i otwierają się później drzwi do kolejnych wypraw do Botswany, Zambii, Zimbabwe i innych. Wyprawa jest tak przygotowana by był również czas na to, by rozkoszować się dźwiękami Afryki, pięknem rozgwieżdżonego nieba i poczuć kurz we włosach przy wieczornych ogniskowych opowieściach.
Na pustynii i nad oceanem
Jednym z piękniejszych punktów wyprawy jest świt na terenie Parku Narodowego Namib-Naukluft. Wstaje się przed wschodem słońca by wdrapać się wydmę, gdy słońce się jeszcze nie wyłania zza piasków, ale jasność, która zaczyna wylewać się znad linii horyzontu oświetla już ziemię. Chwilę potem wschodzi słońce i zalewa wszystko tysiącami odcieni ochry i czerwieni. To są absolutnie magicznie chwile. Wspinaczka na wydmy to kawał ciężkiej roboty, kiedy w roli głównej przeszkody występuje osuwający się piasek. Nieco inne oblicze Pustyni Namibijskiej pokazuje Martwa Dolina – Deadvlei. Wygląda jak nie z tej ziemi, z kikutami drzew skierowanymi prosto w niebo, wszechotaczającymi wydmami i czymś w rodzaju zaschniętego błota przykrywającego taflę piasku. Wyschnięte drzewa liczą po 900 lat, zaś raz na pół wieku, gdy spadnie tu deszcz, powierzchnia doliny wypełnia się wodą, by obrodzić dywanami rozkwitających kwiatów na powierzchni wody. Ostatni raz coś takiego wydarzyło się w roku 2006 więc na kolejny taki spektakl cudu na pustyni, według statystyk będzie trzeba poczekać jakieś 40 lat.
Jednak nie samą pustynią Namibia żyje. Jest też cywilizacja- piękne miasteczko Swakopmund położone nad Oceanem Atlantyckim. Prosto z ponad trzydziestostopniowych upałów trafiamy w środek nieco chłodniejszego klimatu by zaznać trochę ochłody.
Wokół Swakopmund rozciąga się pustynia więc sprawdzamy, czy jest na niej jakieś życie. Okazuje się ono całkiem bogate – węże, gekony, jaszczurki a nawet rośliny. Piękny świat! Tutaj w Atlantyku, ze względu na Prąd Bengalski, który przynosi ogromne ilości planktonu, są też jedne z najbogatszych zasobów rybnych.
Samo Swakopmund zaś usiane jest licznymi galeriami ze sztuką afrykańską, kafejkami i knajpkami. Stąd wyruszamy na Wybrzeże Szkieletowe, znane z tego, że wzdłuż jego brzegów wiele statków utknęło na mieliznach. Pozostały ich wraki, które są niezwykle…urocze. Droga solna, którą jedziemy, prowadzi do interesującego miejsca z dość dużą kolonią fok.
Autorka: Marta Pertek
Prawniczka i prasowa podróżniczka
Z zawodu prawniczka. Postanowiła jednak dużą częśc swojego życia poświęcić swojej pasji- podóżom.
Organizuje nietuzinkowe wyprawy dla rodzin z dziećmi i bez. Jest specjalizacją są: Afryka oraz Kaukaz. Czytaj więcej na temat Marii w specjalnym wydanu magazynu Lejdiz.
Dowiedz się więcej na jej stronie Mint Adventures.
Pierwsze słonie
Gdy po drodze zaczynają pojawiać się znaki drogowe „Uwaga na słonie”, zwykle jest to moment, gdy wszyscy zaczynają się za nimi wszędzie rozglądać. Znaków przybywa, zaś słoni nie ma śladu. Zjeżdżamy wtedy w wyschnięte koryto rzeki, by poszukać ich poza utartym szlakiem i zwykle tam włąśnie możemy je znaleźć!
W okolicy zaglądamy też do wpisanego na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, Twyfelfontein, by podziwiać rysunki naskalne sprzed 6000 lat ludzi z plemienia SAN którzy, kiedy chcieli sobie coś pokazać rysowali kwarcem. Przedstawiają żyrafy, ślady zwierząt, ciekawostki. Na naszej drodze pojawiają się też kobiety Herero. Jeszcze na początku XIX wielu były odziane w skóry, ale niemieccy misjonarze uznali ten strój za zbyt bezwstydny i nakazali noszenie wiktoriańskich sukien. Bufiaste rękawy, gorsety, niekiedy bolerka – to dzisiejsza codzienność kobiet Herero. A na głowie nakrycie w kształcie rogów krowy, gdyż dla ludu Herero krowa to najpiękniejsze zwierzę świata.
Lud Damara i Himba
W trakcie wyprawy odwiedzamy też żywe muzeum ludu Damara, gdzie jesteśmy świadkami przepięknego pokazu tego, jak rozpala się ogień np. przez pocieranie drewna przy suchych odchodach osiołka (tarcie powoduje żar, który przenoszony jest przenoszony na suchą trawę posypaną wyschniętymi odchodami), wyrobu skór kozich na ubrania, pokaz roślin, które służą nadal jako lekarstwa na wiele chorób, ale najbardziej chwytające za serce są śpiewy i tańce.
Namibia ma powierzchnię prawie trzykrotnie większą od Polski i zamieszkuje ją tylko 2,3 mln ludzi. Przez ponad połowę naszej drogi towarzyszy nam pustynia i bardzo mało ludzi poza miastami. Podczas podróży odwiedzamy też wioskę Himba,. Do wioski zawsze idziemy z lokalnym przewodnikiem, który najpierw nauczy nas paru słów w ich języku: morrow (dzień dobry), perivi (jak się masz), perinara (mam się dobrze), okuhepa (dziękuję). O Himba można by napisać książkę więc powiem tu tylko kilka słów. Każda wioska ma swojego wodza, ten zaś swoją największą chatę we wsi. Wódz, którego odwiedziliśmy ostatnio był bogatym człowiekiem. Miał 697 krów.
Tylko garstka była w wiosce, reszta wypasała się w terenie. Pomiędzy domem wodza o zagrodą dla krów jest święty ogień – okurowo. Nie wolno wchodzić pomiędzy ten święty ogień a dom wodza. Mężczyźni mają po kilka żon, a kobiety są po prostu piękne! Szokujące może być to, że nie używają wody do mycia (która jest tu zresztą na wagę złota). Smarują swoje ciało mieszaniną masła ubitego z mleka i ochry oraz okadzają się dymem. Za perfumy zaś służą proch, zioła i dym. Fryzury zdradzają, czy kobieta jest mężatką, czy ma dzieci, czy jeszcze się nie nadaje do zamążpójścia.
Epupa Falls na granicy z Angolą
Rzeka Kunene jest piękna i pełna krokodyli. To naturalna granica pomiędzy Namibią a Angolą. Po raz pierwszy wytyczona na mocy porozumień między Portugalią (Angola była jej zamorską kolonią), a Niemcami (podlegała im Namibia). Po przegranej I wojnie światowej, Południowa Afryka, do której należała Namibia na nowo uregulowała tu granicę i tak samo po odzyskaniu niepodległości w 1990 roku. Nad rzeką Kunene można obserwować życie krokodyli i fantastyczne wodospady.
Droga do Parku Narodowego Etosha
Aby się dostać do Parku Narodowego Etosha, przejedziemy Ovamboland, północną część Namibii, ciągnącą się przez jakieś 350 km. Miasto za miastem i największe skupiska ludzi wokół. Na drogach krowy, osły, szalejące samochody, ale przede wszystkim już asfalt.
W Ovamboland 99% wszystkich nazw miejscowości zaczyna się na „o”. W pewnym momencie powoli zaczynamy widzieć pierwsze antylopy gnu, springboki, kudu i guźce. Przedsmak tego wszystkiego, co za chwilę będzie nam towarzyszyć za oknem auta przez kolejnych kilka dni.
Park Narodowy Etosha ma powierzchnię prawie 23 000 km2. Droga rozciąga się na 360 km, co oznacza gigantyczne połacie chronionej przyrody. Można po parku jeździć samochodem, jednak nie można z niego wysiadać.
Spotkasz tu tzw. wielką czwórkę afrykańską, czyli słonie, nosorożce, lamparty i lwy. Jest też wiele innych zwierząt. Są żyrafy wędrujące po bezkresnych terenach i zebry. Dawno temu, gdy pierwszy raz wjechałam do Etoshy, królem mojego „polowania” zostały… hieny. Potężne i silne zwierzęta pokazały swoją wściekłość i rozjuszenie, gdy mimochodem byłam świadkiem rozszarpywania przez nie upolowanego kudu. Wrzask ofiary rozdzierał uszy, balansując na granicy wrzasku, skomlenia i płaczu dziecka. Przerażający i wciągający spektakl życia i śmierci.
Jest też w środku Etoshy takie miejsce, gdzie nocą można podglądać zwierzęta, gdy się śpi w parku. Nazywa się Okaukuejo i aktorów Etoshy oświetlonych nad oczkiem wodnym, odgradza jedynie płot od widzów, którzy potrafią przesiedzieć całą noc, by oglądać niezwykły spektakl, jakim jest życie nocne afrykańskich zwierząt. Pojawiają się po kolei. A to odejdzie lew i przyjdą zebry, a to żyrafa się ostrożnie skradnie, by potem ustąpić miejsca nosorożcom. I tak można oglądać w nieskończoność. Butelka wina na ławce, lornetka, aparat i discovery channel na żywo przed nami, tylko taki z odbiorem wszystkimi zmysłami.
Zapraszam na wyprawę do Namibii
Jest w Afryce magiczna moc płynąca z jej serca – ludzi, przyrody, zachodów słońca, zapachów ziemi i pewnie tysiąca innych okoliczności, nie zawsze świadomie zanotowanych. Kto się otworzy na Afrykę, ten będzie tu wracać, bo gwiazdy świecą inaczej, przyroda jest na wyciągnięcie ręki, a słońce nawet zimą barwi świat na ciepłe kolory. Wszystkich, którzy mają ochotę przeżyć tę przygodę, zapraszam na listopadową wyprawę do Namibii. Będziemy się poruszać samochodami terenowymi, spać w namiotach, podziwiać dziką przyrodę, jeść zdrowe jedzenie. To wyprawa, o której nigdy nie zapomnisz.
Join
Work With Me
0 Comments