Piszę, bo tyle mi pozostało. Piszę, bo nie mogę być z Wami. Kobiety w Polsce, Londynie, Bristolu, Edynburgu, Manchesterze dziękuję Wam za czas, za werwę, za marsz, śpiew, za odwagę. Jestem jedną z Was. Tą, która stałaby obok, gdyby mogła, niosła sztandar sprzeciwu, gdyby jej ręce były na tyle silne.

Choć każdy dzień mam zwykle wypełniony po brzegi, weekend zostawiając na działania prawdziwej polskiej damy, to poświęcam dziś czas mojego, jakże właściwego płci mojej obowiązku sprzątania na rzecz tego tekstu.  Czuję, że emocjonalnie się gotuję i nie jest to zapach niedzielnego rosołu.

Patrząc na to, co dzieje się w Polsce całą noc płakałam, kotłowałam emocje i te pandemiczne, związane z wolnością ludzką, te aborcyjne i- o ironio- nie mogłam ich wykroić żadnym skalpelem. Widzę historię zataczającą kręgi i obawiam się, że nie jest już istotne, kto jest na górze. Ludzie bowiem przestali się nawzajem słuchać.

Kradzież w białych rękawiczkach

Jedni Polskę okradają z monet, inni z godności, z resztek praw człowieka. Nie chciałabym, żebyście mnie jednak zrozumieli źle. Osobiście jestem przeciwnikiem aborcji, bo wiem jak ogromne może mieć dla kobiety następstwa psychiczne i kocham dzieci, nie mogłabym im odebrać szansy zaistnienia w naszym świecie, jeśli już zostały poczęte.  Nie wiem co bym zrobiła widząc zdeformowane ciało. Czy jako siostra zmarłej przedwcześnie niepełnosprawnej istoty, byłabym w stanie zafundować komuś przymus mierzenia się z codziennością wyzutą z normalności? Czy byłabym w stanie zdobyć się na codzienną walkę z systemem, z kontem bankowym, czy do końca życia byłabym się w stanie opiekować dzieckiem, które naturalnie powinno wylecieć z gniazda i udostępnić mi nową przestrzeń?

Nie uważam, że mam prawo decydować o tym, co czuje inna kobieta i nie mam prawa odbierać jej możliwości zdecydowania, co zrobi z poczęciem.

Szczególnie ta, która została zgwałcona, czy to przez męża, partnera, czy też kogoś nieznajomego, czy też ta, która podczas pierwszych USG zamiast radośnie podskakująco serduszka, mini fikających nóżek widzi maleństwo bez części ciała lub z jego nieprawidłowościami. Nie tylko wtedy pada mit sielankowego macierzyństwa, ale kobieta musi się zderzyć z ogromna traumą i przeżywać ją często całe życie. Masz inne dziecko? Znikaj społecznie, nie wyskakuj ze swojego ogrodzenia, nie wracaj do pracy, siedź w domu i dbaj o swoje poletko. Twoje życie się skończyło. Chciałaś, masz, tylko co? Życie na 500+? Walkę o każdą godzinę specjalisty? Ubóstwo? Czy błaganie innych o pomoc, bo brakuje na specjalistyczny sprzęt? Na takie życie trzeba mieć zgodę! W XXI wieku nie mamy prawa wymagać od kobiet, żeby traktowały swoje ciało jak wylęgarkę kurczaków.

Dziś czuję, że rząd próbuje zastosować kotarę i zasłonić te kobiety, którym odbiera się prawa do podejmowania decyzji, mówiąc im, że muszą podejmować się heroizmu w momencie, kiedy decydują się na seks. Chce się je umieścić za zasłoną idealności, zbudowaną na ambonach i w przykościelnej plebanii. Chce przywracania praw nienarodzonym i nie pyta nikogo o zdanie, ani tych, które noszą dziecko pod sercem, później muszą je urodzić, wychować, nakarmić, ani płodów, czy aby na pewno chcą żyć w takiej Polsce, gdzie patrzy się na nie spod oka, matki traktuje jak służące i nie daje im się możliwości zmiany otoczenia, nawet, kiedy tego chcą, a je się wytyka palcami i nazywa dziwakami. Czy na pewno chcą żyć dzień, czy dwa, czy może lat kilka i umierać czasami w męczarniach? Nie, nikt nikogo tu o nic nie pyta. I to właśnie chodzi! Grupa facetów decyduje, bo czuje się wszechwładna, bo uważa, że kobieta, puch marny, wietrzna istota nie ma prawa decydować o niczym.

Bohaterko dnia codziennego- jesteś wielka!

Wiele matek same decyduje się na donoszenie ciąży, na urodzenie dziecka, które skazane jest na niepełnosprawne życie w Polsce. Znam takie i bardzo je cenię za odwagę. Jednak ten heroizm nie jest zdrowy dla nich i one o tym najczęściej wiedzą, decydując się na bardzo trudną podróż z niepełnosprawnym dzieckiem. Oddają wtedy swoją psychologiczną niezależność, bo nie sposób zachować równowagę i zadbać o swój dobrostan na tyle, ile by się chciało, kiedy dziecko staje się bezwzględnym priorytetem. One czynią to świadomie, nie pod przymusem i z własnej woli robią tak, bo czują, bo chcą być matkami mimo wszystko. Dziś, kiedy widzą te protesty musi być szczególnie ciężko. Wybrały bowiem drogę wyboistą, ale zgodną z ich wolnością wyboru, ich wartościami. Dziś mogą się poczuć niezrozumiane, niedocenione przez inne kobiety choć to one są dla mnie bohaterkami dnia codziennego i tak właśnie o nich myślę. To one powinny powiedzieć głośno, z czym w Polsce łączy się posiadanie dziecka niepełnosprawnego. Nie są zniewolone, otoczone, przymuszone czy potraktowane gazem, wybrały, bo to było zgodne z nimi i całe życie będą ponosić konsekwencje tego wydarzenia. One wiedzą, dlaczego to zrobiły i nie potrzebują do tego państwa, aby poklepywało je po ramieniu i mówiło, jesteś godniejsza, lepsza, bo postanowiłaś się poświęcać. Dziś bowiem część z nich wybrałaby inaczej. I to też jest ok.

Historia kołem się toczy

W regulowaniu zakazu aborcji nie byłoby nic zaskakującego dla tegoż nurtu politycznego, gdyby nie fakt, że w XXI wieku już wiemy, że jakiekolwiek ograbianie z wolności rodzi sprzeciw. Mamy świadomość, że przymus rodzi bunt. Wiemy to zarówno z naszej historii, jak i z tysięcy lat uwiecznionej kronikami dziejów świata. Wiemy też, że praktycznie cały świat posunął się o kilkaset lat do przodu, że we współczesnym świecie nie chcemy wojen, a wolności i życia w zgodzie z własnymi wartościami. Z własnymi- powtarzam! Nie politycznych czy kościelnych hierarchów. Czyż to nie Jezus powiadał, że Bóg ceni najbardziej tych, co przyszli z własnej woli?

Oczywiście, że nie można ludziom pozwolić na wszystko, bo w końcu po to jest państwowość z definicji, żeby za pośrednictwem wybranych przedstawicieli coś ustalać. Rząd ma zgodnie z wolą ludu realizować podstawy programowe, wyznaczać przyjęte granice zachowań, żeby wszystkim działo się lepiej. Bowiem bez granic, jak wiemy, dziecko nawet dziecko nie może żyć szczęśliwie. Państwo też tych reguł pilnować. Jednak, jeśli większość się z czymś nie zgadza, to pora jednak społeczeństwa wysłuchać i schować do kieszeni polityczną dumę. Większą bowiem krzywdę wyrządza się ślepotą, zapartym trwaniem przy swoim niż słuchanie tego, co ma do powiedzenia lud. Jak ma jednak mówić lud zza masek? Czy to o to chodziło? Odebranie ludziom głosu i przeforsowanie swoich racji podczas przymusu zamykania drzwi? To jak wrzucić zapałkę w cucący się ogień. Odebrać im kawałek ciastka, a za chwilę z impetem zabrać całe.

Po co wypychać Polki na ulicę podczas pandemii? Przecież każdy, nawet średnio inteligentny człowiek wie, że jak ogłosi limit, ograniczy wolność, to zrodzi bunt i z historii znamy na niego reakcję. Podziemie aborcyjne to tylko wierzchołek góry lodowej. A do jego rozbudowy takie ustawy dążą. Polska wyglądała wczoraj jak w roku 89’, kiedy opadała żelazna kurtyna.  Nikt z nas nie zapomni tych dni, tak skrupulatnie uwiecznionych w mediach całego świata. To protest kobiet, bo te wreszcie chcą dojść do głosu, chcą być traktowane na równi i mieć absolutną pewność, że słucha się ich tak samo jak mężczyzn. To powiedzenie „NIE”, nie decyduj o mnie, nie jesteś moim przedstawicielem, nie znasz mojego życia, mojej sytuacji rodzinnej, finansowej, mojej myśli, moich intencji. To poniżenie kobiet, które zostały sprowadzone do istot niemyślących, niezdolnych do podejmowania decyzji, istot kopulacyjnych, którym odebrano prawo wycofania się z transakcji, niezależnie od czy jej chciały czy nie.

Po co próbować odebrać kobietom resztki wolności, godności i możliwości wyboru? W imię czego? Moja ojczyzna staje się powoli krajem autorytarnym, a nie o taką Polskę walczyliśmy. Wcale się nie dziwię, że protest w Polsce osiągnął takie rozmiary. Jest źle, jest fatalnie i znikąd nadziei. A tą właśnie dziś, kiedy tylu ludzi choruje, odchodzi bez aborcji, chcemy mieć. Nadzieję! Bez niej nie ma życia, czy to na planecie Ziemia, czy w oderwanej od rzeczywistości Polsce.

Jak ludzie mają się dostosować do blokad, do nakazu noszenia maseczek, braku ćwiczeń na siłowni, zakazu spotkań czy zgromadzeń, jeśli za zamkniętymi drzwiami odbiera się kobietom kolejne, fundamentalne prawa- do decydowania o nich samych i ich przyszłości? Czy oby na pewno państwo reprezentuje interes większości, charakterystyczny dla demokracji? Czy wzbudza zaufanie u ludzi, że chce dla nich jak najlepiej, że chce ludowi pomóc się wyleczyć, legalizując inną zarazę- odebranie wolności?

Kim my mamy dzisiaj być w Polsce XXI wieku? Podnóżkami na usługach męskiej gawiedzi? Mamy akceptować wszechwładzę, nakazy zasłaniania twarzy, rodzenia dzieci, siedzieć w domu, gotować i sprzątać? To brzmi jak państwo arabskie, nie polskie. To brzmi jak prawo szariatu, nie wolna Polska.  W końcu gospodarka chyli się ku upadkowi, państwo gnije od środka, nie potrzeba do tego wielorazowych maseczek. Czy w XXI wieku dacie nam prawo do czegoś więcej niż bycie pionkiem w grze? Czy polska kobieta wreszcie doświadczy opieki i świętego spokoju?

Posłuchajcie. Proszę. Wy, politycy z bożej łaski. Wy, decydenci bez szacunku, zaślepieni swoimi pomysłami na życie. Pora na kobiety. Tylko one mogą zmienić coś w przyszłości tego świata. Ich słuchajcie, od nich się uczcie, bo wystarczająco długo byłyśmy ukryte w podziemiu. Zbyt długo wmawiano nam, że jedyną rolą, jaką mamy do wypełnienia w życiu jest macierzyństwo.

Oto słowo na niedzielę.