Z pamiętnika pandemii czyli o trenerze mentalnym, który dąży do wyznaczonych celów pomimo wszystko…
Jest marzec 2020 roku. Do Polski docierają kolejne informacje o nowym wirusie zwanym tajemniczo Covid – 19. Pojawiają się pierwsze zachorowania w Polsce. Pierwsze zgony. Jeszcze nikt nie pamięta jego nazwy. Jeszcze nikt nie spodziewa się, że te kilka literek ułożonych w tajemniczą mutację zmieni życie wszystkich – dzieci, młodzieży, dorosłych i starszych.
Połowa marca 2020 – wprowadzają zakaz przemieszczania się pomiędzy miastami, zamykają szkoły i przedszkola. Nagle z dnia na dzień z aktywnego zawodowo trenera mentalnego reprezentacji Polski, który jeździ na zgrupowania, pracuje aktywnie z zawodnikami – staję się mamą na pełen etat. Mamą trzech chłopców, którym tak jak mi zawala się cały świat. Nie pomaga fakt, że jestem mamą samodzielnie wychowującą swoje pociechy. Zamknięci w czterech ścianach. Dobrze, że mamy własne podwórko i możemy wyjść do ukochanych czworonogów. Dzięki Bogu w pobliżu mieszkają ukochani dziadkowie, z którymi mamy codzienny kontakt. Nie jesteśmy zostawieni na pastwę losu. Mamy wsparcie i pomocną dłoń. Liczymy na kilka dni oddechu, odpoczynku i zakładamy szybki powrót do normalności. Liczymy na to, że sytuacja szybko wróci do normy i za chwilę wrócimy do przedszkola, szkoły czy pracy.
Kwiecień 2020 – niestety czas obostrzeń oraz izolacji przedłuża się. Uciekają kolejne dni. Wprowadzona nauka zdalna zaczyna powoli komplikować codzienną rutynę. Już nie wypatrujemy końca pandemii. Liczymy po cichu, że przetrwamy jakoś do lata. Smutne Święta Wielkiej Nocy z zakazem przemieszczania oraz spotykania się z bliskimi i znajomymi potęgują uczucie osamotnienia i izolacji. Ale liczymy, że jakoś to będzie. Jeszcze chwila i zaraz wrócimy do normalności. Tylko normalność się trochę nam zmienia. Bo jakby tego było mało dookoła, to jeszcze problemy w domu się nakładają. Jakby świat się zmówił. Wiele tygodni żmudnych przygotowań za mną – pozew o rozwód złożony. Coś się kończy. Klamka zapadła.
Maj – czerwiec 2020 – kolejne zakazy i nakazy determinują nasze postawy. W sądzie na temat rozwodu cisza. Czas wlecze się nieubłaganie. Sesje indywidualne z treningiem mentalnym albo zawieszone w czasie albo przeniesione do świata online, gdzie jakby nie patrząc materia pracy jest na całkiem innym poziomie. Trening mentalny to w roboczym języku psychologów „grzebanie klientowi w głowie”. Ale takie bardzo „dobre” grzebanie, które przynosi szereg pozytywnych zmian. Jako trener mentalny, który główne założenia swojej pracy opiera na emocjach, nastawieniu oraz nawykach mojego klienta, zaczynam odczuwać brak interakcji międzyludzkich. Zaczynam dostrzegać jak wiele mogłabym jeszcze zrobić gdyby nie zakazy i nakazy nas obowiązujące. Kolejne upływające dni. Dni absolutnej ciszy w sprawach, na których zależy mi najbardziej. Kolejne odwołane zlecenia, zgrupowanie kadry mężczyzn w siatkówce na siedząco i międzynarodowe turnieje w Niemczech. Wszystko zamknięte. Brak okazji by się sprawdzić, przygotować formę na zapowiadane Mistrzostwa i popracować jak Bóg przykazał kadrze.
W domu dzieciaki dostają „kociołkrwika”. Sytuacja braku ojca nie sprzyja. Izolacja również nie. Chłopcy mają za dużo energii, której nie mogą należycie spożytkować. Chcą biegać, szaleć, tańczyć w deszczu i słońcu. Ale jak? Gdy nawet lasy, parki i place zabaw na wolnym powietrzu są zamknięte.
Lipiec 2020 – poczuliśmy namiastkę wolności. POLUZOWALI! Dobrze nam z tym. Odzyskaliśmy prawo by żyć. Żyć jak najbardziej normalnie. Oddychać, biegać, skakać. Oddali mi moją pracę. Zlecenia powolutku napływają. Nie wszystkie. Części z nich nie dało się nadrobić, bo czas, bo unijne pieniądze, bo zamknięte projekty. Ale część jest. Nadrabiam, pracując ile się da. Podrzucam dzieciaki do dziadków, którzy na całe szczęście nie protestują. Robię godziny warsztatów z seniorami i sesje indywidualne w dużym projekcie z kobietami. Działam. Mam wrażenie, że chcę nadrobić stracony czas. Ale tego zrobić się nie da.
Bo życie jak się wali, to często na całej linii. Skrupulatnie budowany wiele lat dom marzeń, musimy opuścić. Pakuję więc w 6 tygodni 12 lat życia 4 osób. Moi trzej Muszkieterowie dokładają a spakowanych kartonów, toreb i walizek przybywa z każdym dniem. Wynajmuję mieszkanie blisko 300 km od obecnego miejsca zamieszkania i organizuję pierwsze transporty.
Wysyłam dzieciaki nad morze z dziadkami. Żeby nie widzieli… Bo moje życie jest rozerwane pomiędzy nadrabianie zaległości w pracy, sesje indywidualne z klientami, pakowanie 12 lat życia w kartonowe pudełka i transport do nowego miejsca na ziemi. Chudnę w oczach, nie śpię, nie jem. A „jeszcze mąż” i ojciec dzieci dokłada swoje trzy grosze, których absolutnie nie powinien.
Sierpień 2020 – łapiemy oddech na krótkich, wspólnych wakacjach. Piękna pogoda, spokój, las, jezioro i wspólne zabawy. Basen i rowery. Piłka i zabawy ze zwierzakami z pobliskiego mini zoo. Czego chcieć więcej? Łapiemy jeszcze morze na chwilę. Piasek i wspólne budowanie zamków. Zapominamy na kilka chwil o wszystkim co złe. Budujemy na nowo atmosferę radości, zabawy i cudownych wspomnień. Dobrze nam.
Ale piękno nie trwa wiecznie.
Przychodzi końcówka sierpnia a wraz z nią wyprowadzka w nieznane. Zostawiamy za sobą wymarzony dom, wielkie podwórko, ukochane psiaki i przenosimy się w miejsce gdzie nikogo nie znamy. Z nadzieją na lepsze jutro. Ale też z morzem wylanych łez.
Wrzesień 2020 – nowe miejsce, nowa szkoła, nowe przedszkole, nowi klienci. Po kilku tygodniach wiemy, że to była dobra decyzja. Dzieciaki szybko zyskują przyjaciół i klimatyzują się w nowym miejscu. Ściągamy do siebie ukochane psiaki. Jesteśmy razem – w komplecie. Nareszcie. Nadrabiam zaległości w pracy. Pozyskuję nowe kontakty. Wrze. Robota się pali, ale z niepokojem obserwujemy zapowiedzi kolejnych obostrzeń.
Listopad 2020 – znów nas zamykają. Znów ograniczenia, nakazy i zakazy. Całe szczęście przygotowana na gorszą sytuację mam stałe źródło dochodu. Kalendarz #BiznesMamy 2021 zaczyna sprzedawać się na całym świecie. Mamy odbiorców w całej Polsce, w Niemczech, w Anglii. Lokalne społeczności, kobiety z małych i dużych miast, wsi i podmiejskich miasteczek zachwycają się kalendarzem. Patroni medialni spisują się na medal. Dookoła słychać same okrzyki zachwytu. Wraz z zespołem dokładamy wszelkich starań by kalendarz rozszedł się w jak najszerszym gronie. I tak się dzieje.
Grudzień 2020 – zamykają nas na Święta i Sylwestra. Zmuszają do działań, na które nie mamy ochoty. Jako Polacy jesteśmy zbuntowani, zdezorientowani, pełni frustracji. Mamy dosyć. Mi też to się udziela, ale jako trener mentalny nie odpuszczam. Działam pomimo zakazów i nakazów. Działam pomimo strachu i obaw. Cały czas spotykam się z klientami, którzy nie obawiają się spotkań na żywo. Spotykam się online. Prowadzę warsztaty i wystąpienia za pomocą Internetu. Udzielam się na forach. Pomagam. Wspieram. Pocieszam i nadal na tyle ile się da „grzebię w głowach moich klientów”. Jednocześnie do tego przeżywam brak możliwości spędzenia Świąt Bożego Narodzenia w rodzinnym domu. Łapię więc internetowe dzielenie się opłatkiem i wspólne kolędowanie na skype. To dla mnie nowość. Nie napawa optymizmem. Wręcz przeciwnie. Ale staram się dla siebie, dla dzieci. Bo wiem, że kiedyś to wszystko minie i jeszcze nadejdzie lepsze jutro.
Styczeń 2021 – jestem, działam, żyję i ze strachem w oczach obserwuję sytuację w Polsce. Strajki kobiet, protesty, brak luzowania w obostrzeniach rządu, bunt przedsiębiorców. Słucham historii o tym jak ludzie tracą majątki swojego życia, sprzedają domy, mieszkania, zamykają biznesy i ogłaszają upadłość. Nie mają pieniędzy na raty kredytowe czy leasingowe. Dzieciaki powoli buntują się w zdalnych szkołach, cierpią na brak kontaktu z rówieśnikami. Wszyscy mamy dosyć. Z przerażeniem patrzę na to co dzieje się w obecnej Polsce. Jako trener mentalny i mama trzech synów wyłączam telewizor i ściszam radio gdy nadają kolejne komunikaty „koronawirusowe”. Zamknięte kluby dla zawodników. Brak treningów. Brak warsztatów. Brak spotkań. Zamknięte od dawna szkoły, koła zainteresowań. Ograniczenia w spotykaniu się z rówieśnikami. Brak interakcji pomiędzy dziećmi i młodzieżą. Poczucie izolacji społecznej. Niepewność, obawa, strach. Stres. Poczucie braku stabilizacji codzienności. To nasza obecna codzienność. Polskę zalała fala braku zgody, oporu i walki.
Ochrona zdrowia schodzi na dalszy plan. Chcemy normalności. Jako trener mentalny rozumiem. Jako pomoc – wspieram. Pracuję na pełnych obrotach. Daję pomoc, służę radą. Jako mama organizuję świat w nowej rzeczywistości dla moich chłopców. Jako przedsiębiorca wspieram małe biznesy. Jako człowiek chcę wrócić do normalności – jak wszyscy.
Rok to zdecydowanie za długi czas. Jesteśmy wolni. Jesteśmy równi. Chcemy powrotu do norm i zasad sprzed pandemii. Pytanie jak długo jeszcze wytrzymamy? My jako ludzie. Mali i duzi, młodzi i starzy – każdy z nas bez wyjątku.
Marta Gargas jest Certyfikowanym Trenerem Mentalnym i Licencjonowanym Trenerem Structogram Polska,
Jest prelegentką na wielu konferencjach. Wystąpiła na jednej scenie z Mistrzem Świata Jakubem B. Bączkiem w jego flagowym warsztacie „Roadshow. Marzenia się nie spełniają. Marzenia się spełnia.” Od 2013 roku prowadzi własną firmę szkoleniową. W 06-07.2019 przygotowywała mentalnie męską Reprezentację Polski w siatkówce na siedząco do Mistrzostw Europy w Budapeszcie. W 2020 roku ze swoją drużyną KS Indra zdobyła Mistrzostwo Polski i Puchar Polski w siatkówce na siedząco Jest też autorką kalendarza #BiznesMama oraz książki „BiznesMama – biznes urodzony w domu” Współpracowała także jako wsparcie mentalne dla żeńskiej Reprezentacji Polski w siatkówce na siedząco przy jej budowaniu. Jest wsparciem mentalnym dla biznesu, sportu oraz rodzin. Wspiera w wydobywaniu drzemiącego w każdym z nas potencjału. Wierzy, że małymi krokami można osiągnąć duży sukces. Prywatnie mama 3 synów i 2 psów.