„50 shades of Grey”czyli Kopciuszek w kajdankach

Była sobie kobieta, która żyła w typowym, małym domku w Anglii. Miała trójkę dzieci, męża, kuchnię w stylu cottage, laptopa i zaczęła pisać…
I na tym kończy się bajka. Mama trójeczki stworzyła najmocniejszego Harlequina jakiego świat czytał. „50 shades of Grey” stało się bestsellerem w ciągu zaledwie kilku tygodni. Wykupiona jest już licencja na stworzenie filmu, opartego na opowieści o Anastazji i Christianie. I tak niewinna mama stała się bilionerką dzięki swojej wyobraźni. Tylko pozazrościć. Świat oszalał?
 

Autorka- El James
Mam takie wrażenie. Z dziennikarskiej ciakawości sięgnęłam po tą pozycję literatury niezbyt pięknej. Jednak przy ocenie obiektywizmu nie zachowam. Otóż Kopciuszek XXI tapla się bowiem w emocjonalnym za przeproszeniem gównie. Spotyka księcia a owszem ale ten okazuje się pieścić ją jedynie siłą monety, poklepując ją przy okazji solidnie różnymi seks gadżetami. Nie jestem wyzwolona? Ależ nie moje drogie Lejdiz, Sado Macho, które okazało się motywem przewodnim serii, nie tylko mnie nie kręci ale wydaje mi się co najmniej groteskowe. Bowiem ujmowanie tego sposobu na sypialniane zabawy w kontekście naiwnego, pierwszego, szczeniackiego uczucia jest jak barokowa poezja. Powieść ta bowiem naszpikowana jest oksymoronami. Ulubiona barokowa figura retoryczna odważnie mości się we współczesności. Miłosny brak zaangażowania, pałanie mrozem wobec gorących uczuć, bezwłasnościowa własność…
 
Otóż książe Christian pojawia się na samym początku jako współczesny bohater, pan zamożny, właściciel świetnie prosperujących biznesów, piękny, mądry, bogaty, do tego dobroduszny…wspiera organizacje charytatywne. Jego sukces już działa na kobiety jak wibrator. Jednak nasz bohater zwykłych księżniczek nie lubi. W oko wpadają mu jedynie gotowe na wszystko…i nie mowa tu o zdesperowanych gospodyniach domowych bynajmniej. Wybiera kobiety ładne, niewinne, uległe, debilne sierotki najczęściej, z którymi bawi się w teatrzyk. Bogactwo musi być nudne…
 
Anastazja- nasza księżniczka to sierotka Marysia, zamiast gąsek pasie książki i swoją nieśmiałość. I tak gąska idzie przez książkę, pobierając nauki od księcia niczym karmę przez rurę bo istotnie wygląda na to, że szykuje się ubój. Zatem opowieść skutecznie zabija naiwne w nas kobietach myśli o miłości, o oddaniu się temu jedynemu, wywraca do góry nogami świat wartości przeciętnej niewiasty. Za to dowiadujemy się, że na początku związku kobieta współczesna powinna podpisać kontrakt. Ma on precyzować bardzo dokładnie jak się będzie pani nosić, co jeść i pić, gdzie bywać i dokładnie podkreślać jej przynależność do pana niczym średniowieczna najemnica. A o epoce wspominam nie bez kozery. Bowiem książe gustuje w stylistyce owego okresu, ma to odzwierciedlenie zarówno w jego bogatym wnętrzu apartamentu, jak i w duszy. Niestandardowy ma jedynie system nagradzania najemnicy- to już nie uścisk pana i kosz jabłek ale samochód czy najnowszy laptop np.
 
Jednym słowem…papka. Drogie panie jeśli lubicie sobie pofantazjować a Harlequin już Was nie bawi, „50 twarzy Greya” może ucieszyć. Świetny to też wstępniak do zainteresowanych światem sado- masochistycznego seksu. Znajdziecie tu nowe pomysły, inspiracje, poczytacie o gadżetach. O książce mówią, że wyzwala podniecenie i będzie motorem napędowym wielu ciąż (zapewne w wiekszości tych niechcianych). Czy to prawda? Przekonajcie się same… Tymczasem ja oddaję swój egzemplarz do Charity Shop w celu wsparcia wyobraźni innej pani. To też jest dobroczynność…w stylu Christiana Greya. Zagryzę przy tym usta, żeby zainteresować tym gestem przygodnego biznesmana…
 
Tekst: Gosia Szwed
Zdjęcia: internet