Kolumbijska kreatywność

Jeśli ktoś zapyta mnie o charakterystyczną cechę Kolumbijczyków, przychodzi mi w pierwszej kolejności do głowy ich niesamowita kreatywność. Ta kreatywność jawi się w Kolumbii na każdym kroku i we wszystkich aspektach kolumbijskiego życia: w gastronomii, transporcie, naprawach, strojach i codziennej pracy. Bardzo często ta wyjątkowa kreatywność wynika z trudnych warunków, w jakich znacznej części kolumbijskiego społeczeństwa przyszło żyć. Bieda i permanentne próby poprawy bytu sprawiają, że z wieloma problemami Kolumbijczycy radzą sobie znacznie lepiej ode mnie.

Arepy- placki kolumbijskie
Pamiętam opowieść mojego kolumbijskiego przyjaciela i muzyka – Jairo, który przeżył trzęsienie ziemi w mieście Armenii – w kolumbijskim Regionie Kawy w 1999 roku. Ziemia zatrzęsła się wtedy tak mocno, że w ciągu kilku minut miasto zostało kompletnie zniszczone. I wtedy właśnie na kompletnie zrujnowanej ulicy, gdzie znajdował się Jairo, wyszła ze swojego zawalonego domu starsza Kolumbijka. Pod pachą niosła mały węglowy piecyk i worek z kukurydzianą mąką – jedyne rzeczy, jakie ocalały. I co zrobiła owa Kolumbijka w tej tragicznej sytuacji? Postawiła między gruzami swojego domu piecyk, rozpaliła węgiel i zaczęła robić arepy (czyli tradycyjne, kukurydziane placki, zastępujące w Kolumbii chleb) dla tych wszystkich, którzy stracili dobytek całego swojego życia i zaczynali od nowa. „Porque la vida sigue… y nosotros con ella…” („Bo życie idzie do przodu, a my razem z nim.”), jak to się często mówi w Kolumbii… Nie sądzę, aby znani mi Polacy zareagowali w tej sytuacji w ten właśnie sposób i potrafili się na coś takiego zdobyć.
Kolumbijskie dzieci na polu golfowym
Z kolei z moich własnych, nieco bardziej optymistycznych obserwacji wiem, że kolumbijskie dzieci, aby zarobić kilka pesos, potrafią wdrapać się na drzewo, zerwać kilka świeżutkich owoców mango, obrać je, pokroić, posypać solą i wystawić na taborecie przez domem. Zauważyć to można na każdym kroku. To właściwie typowy, kolumbijski obrazek interioru. Jeśli z kolei nie posiadasz w domu pralki automatycznej, Kolumbijczycy mają na to rozwiązanie – wypożyczanie pralki na godziny. Jeśli w Bogocie pada przez dłuższy czas i na ulicach powstają ogromne rzeki wody, na pewno znajdzie się jakiś pomysłowy Kolumbijczyk, który zbuduje mostek albo po prostu postawi między krawężnikami drewnianą kładkę i za kilka pesos pozwalał będzie pozostałym przechodniom przejść po nim, nie mocząc butów i spodni.
Mompox, Kolumbia
Przykłady można by mnożyć w nieskończoność, gdyż w Kolumbii na każdym kroku pojawiają się takie kreatywne wynalazki. Jednym z ostatnich, jakie zaobserwowałam, są motocyklowe riksze w jednym z najatrakcyjniejszych turystycznie miejsc Kolumbii – kolonialnym Mompox, z którego najchętniej w ogóle bym nie wyjeżdżała i zapomniała o cywilizowanym świecie… Ponieważ w Mompox jest bardzo gorąco, miasto nie jest rozległe, ale też nie tak małe, żeby spacerować po nim w tym klimacie pieszo, kreatywni Kolumbijczycy wynaleźli fantastyczny sposób niedrogiego transportu – motorowe riksze, którymi przewożą za niewielką opłatą mieszkańców miasteczka i docierających tam turystów. Ta forma transportu skopiowana została już przez wiele, innych kolumbijskich miast i miasteczek gorącego klimatu.
Lodziarz w wodzie
Nowatorskie formy transportu to jednak nie wszystko. Często kolumbijska kreatywność wykorzystywana jest w gastronomii. I tak na przykład na pytanie, jak zapewnić niską temperaturę lodom na gorącej plaży i sprzedać tych lodów tyle, żeby z tego użyć, Kolumbijczycy mają natychmiastową odpowiedz. Lody można umieścić w styropianowej lodówce. To jednak było by zbyt banalne i proste. Można spacerować z taką lodówką między leżącymi na piachu turystami. Ale to też jest jeszcze zbyt logiczne dla kreatywnego Kolumbijczyka. Kluczowe pytanie jest następujące: „Kiedy ma się największą ochotę na ochłodę?” Odpowiedz jest prosta: „Oczywiście podczas kąpieli w morzu (szczególnie kolumbijskim, którego woda jest tak ciepła jak woda w wannie)”. O tym fakcie doskonale wie kreatywny Kolumbijczyk i dlatego spaceruje sobie ze swoją styropianową i niezatapialną lodówką pełną lodów między pływającymi w znacznej odległości od plaży. I zapewniam, że w tych warunkach sprzedaje ich bardzo dużo.
Limonada de Coco
Kolumbijczykom po prostu nigdy nie jest na nic za trudno, a pomysłów mają całą masę i to takich, które przeciętnemu Polakowi nie przyszłyby do głowy, choć my również uchodzimy na kreatywny naród…  No bo jak inaczej określić taki kulinarny wymysł jak karaibska arepa z jajkiem w środku czy tradycyjna lemoniada, wymieszana z kremowym mlekiem kokosowym (limonada de coco) – dwa kolumbijskie przysmaki, które przy pierwszym kontakcie mogą wydać się odpychające, a w rzeczywistości są jednymi z lepszych wynalazków gastronomicznych, jakich próbowałam w życiu. A zawdzięczamy je kreatywnym Kolumbijczykom. 

Tekst: Ewa Kulak
Zdjęcia: