Pani X i pani Y dorastają w klimacie Bycia Niewystarczająco Dobrą lub Przesadnie Chcącą Czegoś, Czego Się Nie Da Mieć. Bojaźliwa miłość do matki wygrywa z nienawiścią, która jak wiadomo niebezpiecznie prowadzi do zerwania więzów z Wszechmogącym Bogo-Rodzicem, a więc oznacza śmierć głodową lub zapadnięcie w chorobę sierocą lub, jak słusznie zasugerował Freud- kastracją emocjonalną.
Echoistka, bo o niej dziś mowa, to zwykle to ta idealna żona z obrazka lub poradnika dla przyszłych żon, dobry materiał dla „Narcyza”. To osoba, która czuje, że na wszystko musi zasłużyć. Ma niskie poczucie własnej wartości, które latami było pielęgnowane komunikatami z zewnątrz. Na pierwszym miejscu stawia pragnienia i potrzeby innych osób. Zazwyczaj bywa mało asertywna, boi się wyróżniać, nie lubi komplementów, ani poczucia wyjątkowości. Echoizm to przeciwieństwo narcyzmu, czyli poczucia, że jest się wyjątkowym i lepszym od innych. Obydwie osobowości stają się dla siebie karmicielami, obydwie prezentują zaburzenia osobowości, a ich związki zazwyczaj kończą się katastrofą. W perspektywie czasu echoista traci bowiem zupełnie poczucie własnej wartości, a narcyz i tak odchodzi znudzony.
Pani X- córka i pani Y- matka ćwiczą się w przystosowywaniu, dostosowywaniu, zgadywaniu, spełnianiu, zaspakajaniu. Łączy je wspólny i jedyny cel życiowy, czyli bycie dobrą córką, która nie sprawia kłopotu, nie zwraca na siebie uwagi, jest cierpliwa, wyrozumiała i super-pomocna. Pani X zamiast biologiem zostaje higienistką, a pani Y uczy polskiego w odrapanej podstawówce za remizą. Wciąż opiekują się czegoś wiecznie potrzebującego matkami. Ich mężowie to prawdziwi macho, co wszystko wiedzą lepiej i w razie czego obronią, dając intruzowi w pysk (jeśli pan X nie jest akurat w Niemczech na budowie, a pan Y nie odsypia pijaństwa na wersalce przy włączonym Polsat Sport SPN (Stacja Prawdziwego Mężczyzny).
Pamiętasz mity greckie?
Historię, która posłuży ilustracji problemu można doskonale zobrazować właśnie jednym z nich. Bogini Hera, zazdrosna żono-siostra swojego brato-męża Zeusa (bogowie mieli gdzieś mieszczańską pruderię i z rozkoszą oddawali się kazirodztwu) przyłapała go kiedyś na flirtach z dziewicami. Nie pierwszy zresztą raz, jak wiemy z mitologii. Zanim jednak podejrzenia bogini potwierdziły się, w odkryciu prawdy przeszkodziła Herze niesforna nimfetka Echo.
Zatrzymała Herę tuż przed wejściem do komnaty, gdzie niewierny małżonek podrywał młode panienki i zagadała tak skutecznie, że towarzystwu udało się rozproszyć. Hera jednak dotarła do prawdy, a swój gniew, będący zresztą w pełni zrozumiałą reakcją dojrzałości przegrywającej z młodością, przelała na nimfetkę Echo. Chora z nienawiści bogini ukarała dziewczynę odbierając jej mowę, czyli zdolność stanowienia o sobie. Od tej pory nieszczęsna Echo mogła jedynie powtarzać ostatnie zasłyszane słowa, kopiować w nieskończoność cudze myśli i przekonania.
Mit vs. rzeczywistość
We współczesnym, psychologicznym rozumieniu bogini Hera reprezentuje figurę rodzica i zachowuje się jak toksyczna matka, która projektuje na dziecko swoją własną niemoc i cierpienie i atakuje je, odbierając mu możliwość dojrzewania do swojej indywidualności.
Pani X miała taką właśnie matkę, nieprzewidywalną i okrutną, ciągle w pogoni za miłością do coraz to zmieniających się mężczyzn, niepewną siebie.
Matka pani X ignorowała sukcesy córki, za to bezlitośnie wyłuskiwała jej słabości i porażki: „tyjesz”, „coś ty na siebie włożyła”, „jesteś za głupia, żeby to zrozumieć”, „nie nadajesz się.” Matka pani Y była subtelniejsza w przycinaniu skrzydełek dziecka, powtarzając:
„To nie dla ciebie, za trudne, zbyt skomplikowane, niebezpieczne. Chcesz pojechać na Kubę? Ależ z ciebie marzycielka, ha ha, po kim ty to masz? Chcesz zostać pisarką? Dziecko, przecież to nawet nie jest zawód.”
Znasz to?
Wróćmy jednak do momentu, w którym nimfetka Echo spotyka Narcyza (również ofiarę trudnego dzieciństwa, skazanego na nieodwzajemnioną miłość do siebie samego). Chłopak jako pierwszy dostrzega w lesie śliczną dziewczynę i jest nią zauroczony (kto powiedział, że możemy kochać tylko jedną osobę naraz).
Między parą nawiązuje się dialog:
„Witaj moja piękna, czy nie czujesz się w tym lesie samotna?”- pyta Narcyz.
„Samotna, samotna” – odpowiada Echo.
„Mam ochotę cię całować, czy ty też?”
„Też, też”- powtarza Echo.
Narcyz współczesny doda jeszcze:
„Co byś powiedziała na seks/ na ślub / na dzieci / na dom po dziadkach / na samochód marki Skoda / na wakacje w kanaryjskiej przetwórni turystów/ na obiad u mojej koszmarnej rodziny / na to i tamto…, bo moim zdaniem ten pomysł jest bardzo dobry …”
„Dobry, dobry” powtarza Echo po 10 latach małżeństwa.
Narcyz jest już poważnie znudzony, to co „kręciło” go na początku romansu: łagodność Echo, jej bezkonfliktowość, zgadzanie się na wszystko i uwielbienie okazywane mu, niezależnie od tego, ile wkłada do małżeńskiego banku kredytowego, gdzie walutą są emocje pozytywne jako depozyt i negatywne jako debet, to wszystko obecnie go nudzi. Za to „kręci” go tylko ta ruda ekspedientka o niewyparzonym języku, która potrafi na niego fuknąć: „A gdzie z tymi ręcami, pacanie! Nie dla psa kiełbasa”. A on fantazjuje: o jakbym chętnie „przeleciał” tą rudą na zapleczu, między skrzynkami Mirindy i piwa Okocim.
W gabinecie na kozetce
Pani X i pani Y przychodzą do mnie osobno, choć mogłyby razem, na łączoną sesję, co zaoszczędziłoby im pieniędzy, a mnie 50 minut październikowego popołudnia, które mogłabym przeznaczyć na czytanie Stephena Hawkinga w wersji popularno-naukowej.
„On mnie już nie kocha, on już mnie nie chce, a ja tak się starałam. Obiady gotowałam, spodnie ubrudzone farbą akrylową prałam, z rzygów go wyławiałam, do pracodawcy dzwoniłam z usprawiedliwieniem, że czwarta w tym miesiącu grypa go zmogła. I zawsze mu dawałam, czy miałam ochotę na seks, czy nie, to zawsze mu dawałam, bo wiadomo, jak się chłopu nie da, to na baby pójdzie. A on i tak poszedł, to tej rudej z Delikatesów Centrum się ślini, skrinszoty jej robi i na fejsie lajkuje. A ja tylko chcę, żeby on mnie kochał. No i co ja mam robić pani Agnieszko?”- słyszę.
W pracy powściągam swoje zapędy do rozwiązywania problemów innych za innych i jestem ostrożna w doborze słów; ale tu mogę przecież napisać nieco dosadniej.
Dixonowa zatem radzi, co następuje: a weźże się babo ogarnij i powiedz mu prawdę, że nie kręci cię jego poranny, browarno-zgniły oddech, nie inspiruje jego szeroki wachlarz zainteresowań składający się z nastu kanałów na Polsat Sport SPN, że jego ojciec jest śmierdzącym pijakiem i brutalem, a matka naiwną nudziarą, i że hotele turystyczne na Kanarach napawają cię obrzydzeniem, i że zamierzasz skończyć biologię, bo praca higienistki jest poniżej Twoich możliwości. I na zakończenie możesz dodać, że jeszcze go trochę kochasz i jeśli się postara, to wciąż ma szansę.
Wyobrażam sobie tą scenkę w oliwnym gaju, kiedy rozgniewana Hera rzuca klątwę na bladą z przerażenia Echo. I widzę oczami wyobraźni jak czas lekko się cofa i Echo podnosi głowę, jej policzki różowieją, plecy prostują się, a w oczach błyska odwaga. I mówi śmiało do Hery: „On się ugania za laskami, a ty mnie za to obwiniasz??? A weźże się babo ogarnij, no i co z tego, że masz 45 lat? Jesteś piękna i seksowna, możemy iść razem do klubu, potańczyć z Parysem, możesz nawet „bzyknąć” Herkulesa i od razu ci przejdzie. A zobaczysz, że ten twój łysawy Zeus z wystającym spod togi piwnym brzuszkiem na kolanach do Ciebie wróci”.
I odchodzą razem, kołysząc biodrami i potrząsając lokami, dwie piękne kobiety, jedna dwudziestoletnia, druga czterdziestoletnia, z tyłu wyglądają jak siostry. Aż pochłania je neonowe, słodkie światło w holu nocnego klubu Olimp.
Amen.
Agnieszka Dixon
Psycholog, terapeutka, coach z ponad 23 letnim doświadczeniem w pracy z dorosłymi i dziećmi, początkowo jako nauczyciel, następnie od 2008 roku jako trener, doradca, honorowy psychoterapeuta i trener wykonawczy. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego z tytułem magistra psychologii stosowanej, dodatkowo posiada tytuł magistra filologii rzymskiej. Jej zainteresowania dotyczą psychoanalizy, klasyki i filozofii.
Kontakt: LinkedIn