W głębi duszy jestem homofobem. Pewnie tym pierwszym już zdaniem zdobędę sobie całą nową rzeszę hejterów i ukamienują mnie komentarzami, bo w dzisiejszych czasach trzeba być tolerancyjnym i wszystko co inne, a szczególnie homoseksualne głośno chwalić i rozprawiać o tym, jaki to się jest tolerancyjnym obywatelem. Tolerancyjnym, czyli lepszym. Nietolerancja kojarzy się z nazizmem, marksizmem, obrzydliwymi Chinami, Islamem, nie wiem z czym jeszcze, wszak wymieniam z głowy przykłady, które mogą być tak naprawdę totalnie z dupy. Bycie tolerancyjnym stało się po prostu modne. Kobiety na przykład tolerują gejów, mimo tego, że za plecami, obgryzając paznokcie przeklinają ową nację, bo same chciałyby mieć takich mężczyżn, ale nie mogą. Mężczyźni owych kobiet, tolerują w ich towarzystwie gejów, bo to ciota, więc na widok cycka mu nie stanie. I w ogóle wszyscy się tolerujemy, kochamy, zakon Salezjanów, świat to jedna wielka rodzina.
Ostatnio wszędzie akceptuje się zwiąki partnerskie. I wszyscy jak kompletnie osztatanieni wstawiają sobie ten znaczek równości jako zdjęcie profilowe. I ja nie wiem, która równość, co do mnie krzyczy, bo każda na Facebook’u ma inne imię i nazwisko. Wszyscy sobie powinni ustawić jeszcze ksywę EQUALITY – to byłby dopiero cyrk – jak moje ulubione parady równości, ale o tym później. Uważam, że wszyscy powinni mieć prawo do ślubu, chociaż czasami zastanawiam się, po co geje walczą o prawa do ślubu, skoro tak niewielka ilość ich żyje w związku. Ot tak, dla równości? Proszę, miejmy równość, ale wtedy wzrośnie liczba rozwodów, bo ja przepraszam Państwa bardzo, ale na palcach jednej ręki czy tam nogi mogę policzyć szczęśliwe pary homo. I tak na przykład znałem jedną taką parę – przykładne małżeństwo, lat ileś i nagle w tle pojawia się drugi i trzeci THE ONE, ten jedyny, wyczekiwany książę na rumaku i para się rozstaje, każdy wiąże się z nowym księciem i teraz paradują w czwórkę, tak medialnie, szczęśliwie, dzieląc się wszem i wobec tolerancją wobec zaistniałej sytuacji i nowych partnerów. Następnie, zupełnie jak w Gali czy Vivie, sesje zdjęciowe ze starym partnerem i nowymi kucami, miłości, bratki, trufle w polewie truskawkowej. Może to dzisiejszy obraz miłości? Poligamia. Wszyscy postanowili przejść na hinduizm i teraz czcimy na raz tysiąc bóstw. Choć ponoć Bóg jest jeden. Bo nie od dzisiaj wiadomo, że w związkach homo zdradza się na potęgę. W związkach hetero zresztą także, bo świat się pomylił i zszedł na psy i zamiast kochać jak szalony, teraz się pieprzy jak szalony. Wystarczy przyjrzeć się rubrykom towarzyskim. I mnie to trochę razi. To wkładanie rąk w wiele par majtek jeśli już jest się w związku. Tyle że, pewnie ku zdziwieniu wielu, ja jestem cholernym monogamistą i mimo prób wielu nie potrafię się otworzyć na seksualne rozwarcie tego świata i godzić się na stół szwedzki. Bo nie jestem ani przystawką, ani daniem głównym lecz człowiekiem, a uczuciami jak przyprawami żonglować się niestety nie nauczyłem. Czyli mamy ogólne pozwolenie na związki partnerskie czy śluby homo. Wychodźmy teraz zbiorowo za mąż. Ciekawe ile par zalegalizowało swój związek po wprowadzeniu legalizacji par homo. Chciałbym zobaczyć statystyki wszak mnie to bardzo zastanawia. A nawet trochę rajcuje.
Mamy tatę i tatę. Często tatusiów i psy. Z tymi psami to jest doprawdy śmiesznie. Takie zastępstwo dzieci, które najpierw wyglądały jak yorki, zmutowały w cziłały, a teraz mutują znowu w pugi. Jakoś tak brzydną te dzieci tym gejom. Coraz bardziej płaski ryj, coraz więcej zmarszczek. Ale wróćmy do prawdziwych tworów ludzkich. Po cóż im dzieci? Może jestem z innej ery, ale dla mnie rodzina to zawsze Mama + Tata. Nie wierzę w to, że dwójka rodziców homo jest w stanie wychować tak samo dziecko jak kobieta i mężczyzna. Możliwe jest to pewnie w niektórych parach lesbisjkich, wszak trudno czasami odróżnić czy jedna z kobiet nie jest przypadkiem mężczyżną, może to przez irokeza, może przez bojówki, a może i piersi obwiązane bandażem. Lesbijki jednak jestem w stanie zrozumieć, chociaż nie jestem kobietą, wydaje mi się, że nadchodzi taki czas w życiu każdej pani, że ona pragnie w sobie obudzić drugie życie i przeistoczyć się w prawdziwego ssaka po dziewięciu miesiącach i wydalać z siebie rozkosznie słodkie mleko. I to pragnienie, jest piękne, czyste, ale skąd pragnienie to bierze się w niektórych mężczyznach? Nie kupuję bajki o tym, że mam partnera i teraz potrzebne jest nam dziecko, żeby stworzyć rodzinę. W sensie, że co? Że dziecko scementuje potrzebę wwiercania się w dziurę innemu i teraz już wiernie pozostanie się ze swoim partnerem i będzie tworzyło dla dziecka przykładny obraz rodziny świętej? Dobrze, może się to zdarzyć, jestem w stanie w to uwierzyć, ale… Sprawa surogatek. Geje traktują kobietę trochę jak maszynę to rodzenia potomstwa i jest to z lekka trochę jak zachowanie jaskiniowców. Mój znajomy oświadczył mi niedawno, że sobie dziecko zrobi. Z kim, zapytałem. No z surogatką, odpowiedział. Kto nią będzie, spytałem głupio, no przyjaciółka, rzekł spokojnie. I we mnie się normalnie zagotowało, z nosa poszła mi para. Ale jak to? Pukniesz sobie przyjaciółkę, a ona ponosi dziewięć miesięcy, a po dziewięciu już będzie tak znudzona, że Ci odda, ot tak? No tak. No nie, Ty jesteś nienormalny. I on mi wtedy odpowiada, że on chce mieć dziecko, więc najwyżej sobie weźmie ślub z laską, zrobi dziecko, a na boku wiadomo, w rączce fiutki. Ja naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć surogatek. Jak musi być taka kobieta zniszczona psychicznie, żeby za trochę siana nosić w sobie dziecko i wydać je później komuś, nawet najbardziej oddanemu przyjacielowi. Jakich uczuć musi być pozbawiona? Kobieta mutant, robot kuchenny. Taka bezuczuciowa suka. I ja nie mam na myśli kobiet, które swoich dzieci nie chcą i je duszą czy trzymają w beczce z kapustą, bo to patologia i degeneracja. Ja mówię o takich normalnych, co się zgadzają na ten krok, biorą w łapę siano, a potem przyj, przyj, przyj i strzał w bramkę, więcej piłki nie widziałam. Dziękuję. Czy ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że dziecko wcześniej czy później szukać będzie biologicznego rodzica, bo przecież nie uwierzy dwójce tatusiów, że pochodzi właśnie od nich, chyba, że tatusiowe sprzedają odpowiednio bajkę o bocianach. Albo Świętym Mikołaju. Powtarzam, świat się pomylił. Jeśli pary homo chcą dzieci to niech sobie je adoptują. Jak psy, bo ja dzieci nie lubię i dla mnie to takie zawsze ZOO. Schronisko. Jest tyle niechcianych, wyrzuconych na bruk, ale nie, każdy chce SWOJE.
Nie ufam gejom. Wszyscy mają schrzanione DNA. Nie nawołuję do nienawiści, wyrażam swoje zdanie. Przyjmę kopy na klatę, podjąłem się wypowiedzi, mogę zebrać za nią cięgi. Bo wszyscy chcą być nagle normalni i tolerowani. Stąd parady równości. Ale parady równości nie są normalne. Na ich czele stoją panowie po czterdziestce, dziewczęcy chłopcy, gołe dupy, łańcuchy, skóry i drag queens. Dlaczego zamiast tego cyrku, tych małp, nie postawić przeciętnego homoseksualisty, który żyje w związku lat sto i jest normalnie szczęśliwy? Niech stanie, powie, jestem homo, jestem normalny, nie muszę oczekiwać równości ani oklasków i debat, bo jestem normalny, a o normalności się nie rozmawia. Bo jest za nudna na potrzeby dzisiejszych mediów. I wtedy tolerujmy. To, że nikt nie będzie musiał się niczego domagać pięścią i krzykiem, bo od lat wiadomo, że kto szablą wojuje, ten od szabli ginie…
Tekst: Bartek Fetysz
Zdjęcia: internet