Praktycznie od zawsze w amerykańskiej kinematografii kino gangsterskie było na czasie. Motyw ten raz jest eksponowany bardziej inny razem niby podupada, ale jednak wiedzie prym. Gdybym zapytała was czy kojarzycie jakieś filmy albo bohaterów tego typu produkcji jestem przekonana, że bez głębszego zastanowienia wymieniłybyście kilka z nich…
Nie chcę w dzisiejszym artykule skupiać się na filmach dawnych, czasami wręcz kultowych, jak np. kolejne części „Ojca chrzestnego”, ale raczej pokazać, że mimo upływu lat „gangster” cały czas jest na topie. Filmy, seriale telewizyjne pokazują, że lubimy oglądać tych prawdziwych facetów, brutali, szubrawców, szaleńców, ale i przystojniaków, z którymi paradoksalnie na co dzień nie chciałybyśmy mieć bliższej znajomości.
Koniec lat ’90 to wielki powrót tego rodzaju kina w postaci serialu telewizyjnego „Rodzina Soprano”, który zdobył przez 8 lat pobytu na antenie wiele Złotych Globów i nagród Emmy. Tyle nagród i ogromna, wręcz rekordowa, oglądalność świadczyć może o tym, że serial ten się nam – widzom podobał. Wciągnęły nas losy Tony’ego – amerykańskiego gangstera włoskiego pochodzenia, który z jednej strony prowadził przeciętne życie, a z drugiej był szefem miejscowej mafii. Naszą sympatię do niego może tłumaczyć np. to, że tak, jak czasem i nas niektóre sprawy przerastają tak i on miał z tym problem. Dlatego też, jak niepozorny obywatel, postanawia pewnego dnia wybrać się do pewnej pani psychiatry i tutaj zaczyna się tak naprawdę cała jego historia… Niestety dzisiaj (tj. w czwartek) dotarła do nas smutna wiadomość, że odtwórca głównej roli – James Gandolfini odszedł w wieku 51 lat.
Po kilku latach od ostatnich odcinków „Rodziny Soprano” na małe ekrany prywatnych domowych kin wchodzi inna gangsterska opowieść. „Zakazane imperium” reżyserowane m.in. przez Martina Scorsese. Jest to serial, którego akcja rozpoczyna się tuż po I wojnie światowej w mieście Atlantic City. Czasy te są dość specyficzne dla Stanów Zjednoczonych, ponieważ kraj podnosi się po wojnie, kobiety wreszcie uzyskują prawa wyborcze, a mężczyzn zaczyna poważnie martwić wejście w życie 18. poprawki do Konstytucji, według której zakazuje się jakiegokolwiek handlu alkoholem (okres prohibicji). Jednak dla naszego głównego bohatera – Nucky’ego Thompsona (w tej roli wspaniały Steve Buscemi) oznacza to ogromne zyski z nielegalnego handlu tym trunkiem i innych interesów z tym związanych. Potrafi on wykorzystać swoją pozycję w mieście, wiele politycznych kontaktów, ale również bardzo dobre położenie miejskiej przystani, by osiągnąć to, co sobie założył. Jak możemy się domyślać nie jest to proste zadanie, dlatego bardzo szybko zaczyna nawiązywać kontakty z gangsterami z innych pobliskich miast. Nucky nie jest może typem przystojniaka, za jakim poszłybyśmy na koniec świata, ale za to potrafi zarządzać wszystkimi sprawami, dba o swoją żonę i dzieci, co stawia go w ogromnej opozycji do dobrze nam znanych leni kanapowych, jakich możemy spotkać współcześnie. O sukcesie także i tego serialu (nadal obecnego na kanale HBO), jak również o tym, że po prostu lubimy ten gatunek kina świadczą liczne nagrody (w tym kilka statuetek Emmy i Złotych Globów).
Przechodząc do gangsterskich hitów filmowych pierwsze na liście są „Gangi Nowego Jorku”, czyli w skrócie prowadzony żądzą zemsty irlandzki imigrant Amsterdam Vallon (w tej roli zobaczymy wyśmienitego Leonardo DiCaprio) po 15-letnim pobycie w więzieniu postanawia pomścić śmierć swojego ojca, za którą odpowiedzialny jest przedstawiciel innej mafii William Cutting (grany przez Daniela Day Lewisa), zwany Billem Rzeźnikiem. I jak tu nie pokochać gangstera, który wygląda jak DiCaprio i walczy w imię swojej tożsamości narodowej i honoru zmarłego ojca.
Kolejna opowieść to tak naprawdę historia kilku najsłynniejszych amerykańskich gangsterów z lat trzydziestych – Johna Dillingera, Baby’ego Buźka Nelsona i Pretty Boya Floyda, czyli „Wrogów publicznych” numer jeden w tamtych czasach. W rolę pierwszego z nich wciela się Johny Depp, który pokazuje nam, ale i tworzącej się wtedy policji federalnej (FBI), jak łatwo i z wielką gracją można uniknąć kary. Historia ta zaprasza nas również do bliższego poznania innego bohatera Johna Edgara Hoovera, kierującego wówczas FBI. Jednak jego życiorys i gangsterów, z jakimi miał do czynienia podczas swoich rządów w latach 1924–1972, pokazuje inny obraz, a mianowicie „J. Edgar”, w reżyserii Clinta Eastwood’a, z DiCaprio w roli głównej. Wydaje mi się, że oby dwóch panów zaprosiłybyśmy z przyjemnością na jakiś lunch, nawet jeśli w przypadku wizyty Johna Dillingera byłby to ostatni posiłek w naszym życiu.
Ostatnie dwie produkcje z gangsterami w rolach głównych to „Gangster” („z ang. „Lawless”), w reżyserii John’a Hillcoat’a i „Gangster Squad. Pogromcy mafii”, w reżyserii Rubena Fleischer’a.
Pierwszy z nich to historia trzech braci Bondurant, którzy podobnie jak inni mieszkańcy pobliskiej okolicy, utrzymują się z nielegalnej produkcji alkoholu. Pewnego dnia sprzeciwiają się agentowi specjalnemu Charliemu Rakes’owi, co doprowadza do krwawych skutków. „Gangster” nie jest typowym filmem gangsterskim, a raczej balladą z wciągającą fabułą pełną wyśmienitych charakterów odgrywanych przez takich aktorów, jak m.in.: Shia LaBeouf, Tom Hardy, Jason Clarke, Guy Pearce, Jessica Chastain, Mia Wasikowska czy Gary Oldman.
„Gangster Squad. Pogromcy mafii” to film, w którym obserwować możemy nie tylko odważnych gangsterów, ale i nieustraszonych policjantów, którzy chcą z nimi walczyć. Główny bohater – Mickey Cohen (w tej roli świetny Sean Penn) praktycznie rządzi miastem, ponieważ czerpie zyski ze wszystkich możliwych nielegalnych źródeł od prostytucji, przez hazard, do handlu bronią i narkotykami. Może liczyć na wsparcie od innych gangsterów, skorumpowanych polityków, a nawet policjantów. Jednak w mieście Los Angeles pojawia się wreszcie dwóch odważnych stróżów prawa, którzy podejmują z nim walkę: sierżant John O’Mara (grany przez Josha Brolina) i Jerry Wooters (w tej roli nieco mdły Ryan Gosling). Oczywiście nam – widzom zależy na tym, żeby zło zwyciężyło, ale gdy główne postaci to Sean Pean czy Ryan Gosling nie ma większego znaczenie kto walczy po jakiej stronie.
Wracając do tytułowego pytania, dlaczego lubimy filmy o gangsterach, można odpowiedzieć, że ze względu na pokazaną (czy nawet przerysowaną) w nich męskość, odwagę, waleczność, ogromną siłę fizyczną i psychiczną, poświęcenie dla rodziny, nieustraszenie, o których marzymy patrząc na naszych facetów, którym często brakuje tych cech. Dodatkowo, większość naszych głównych bohaterów jest cały czas elegancko ubrana i jeździ stylowymi samochodami, które dziś wypożyczane są tylko w ramach ceremonii zaślubin. Jednak przede wszystkim z powodu zaangażowanych do tych produkcji aktorów, którzy obojętnie po której stronie się znajdują i tak ich uwielbiamy. W rzeczywistości taki spotkany gangster w dłuższym odstępie czasu ani nie będzie tak miły czy przystojny, więc jeśli tylko możemy unikajmy tego typu środowisk. Poza tym, jeśli to wszystko dzieje się na ekranach kin czy naszych telewizorów wszystko jest OK, gorzej jeżeli nasze dziecko lub jego tatuś za bardzo zaangażuje się w rolę i z zabawką lub prawdziwym pistoletem zacznie nam grozić. Oczywiście przejście od filmu do prawdziwej zbrodni jest zbyt wielkim uproszczeniem, jednak lepiej mądrze coś oglądajmy niż kupujmy kolejny pistolet zabawkę naszemu synkowi…
Tekst: Magda Smolarek