Dieta w czasie karmienia piersią czyli jak rozpętałam trzecią wojnę światową na forum kobiecym

Rany! Stanęłam przed lustrem 2 tygodnie po ciąży i widzę potwora. Nadmiar kilogramów nie zniknął zupełnie a ja jestem taka nieszczęśliwa. Nigdy nie słyszałam, żeby kobiety podczas karmienia piersią się odchudzały ale przy trzecim dziecku już wiem na pewno, że nie schudnę w czasie tego czasu i muszę się wziąć za siebie.



Pierwsze kroki w drodze do reformy, pokierowałam w stronę GP. Przemiła pani oświadczyła, że tabletki odchudzające są nie dla mnie bo zatrzymują przyswajanie tłuszczu a my przecież chcemy, żeby ten właśnie dotarł do maluszka. No zgoda- to racjonalne wytłumaczenie. Zapytałam zatem o inne, reklamowane diety typu Slimfast, Tony Ferguson czy Cambridge. I tu się lekarka zawahała. Stwierdziła, że wybór należy do mnie ale wg niej waga sama spadnie.  Zatem nauczona doświadczeniem, że waga nie spadnie sama a wręcz pójdzie w górę, udałam się po pierwsze opakowanie do robienia odchudzających shake’ów.

Następnie zapytałam na pewnym znanym forum o diety w czasie karmienia i…rozpętałam niemal trzecią wojnę światową. 35 wpisów w ciągu zaledwie kilku godzin!
Pojawiły się głosy zdecydowanie na NIE, ale niespodzianka kilka pań postanowiło mnie bronić. Oczywistym faktem jest, że dieta kobiety karmiącej powinna być jak najbardziej wartościowa. Do tego jedno karmienie zabiera podobno nawet do 500kcal, zatem większe jest też zapotrzebowanie kaloryczne. Wszystko świetnie, tylko dlaczego tyle kobiet tyje w czasie laktacji? Patrząc na Victorię Beckham czy Beyonce trudno oprzeć się wrażeniu, że ich waga zaledwie kilkanaście tygodni po ciąży, jest zasługą dobrej laktacji! Publicznie przyznają się do biegania, lekkich ćwiczeń ale niestety ja nie znam takowych, które sprawiają, że gubi się 15 kg w ciągu półtora miesiąca.


Polki mnie zbeształy na całego. Niektóre nawet sugerowały, że jestem zapewne pracownicą jakiegoś koncernu i namawiam do używania mieszanek, zamiast naturalnych zbilansowanych pokarmów. Inne z całym przekonaniem twierdziły, że laktacja sprawi cuda i kilogramy pójdą w niepamięć. Mimo mojego doświadczenia w tym temacie, one wciąż twierdziły, że nie mam racji. Pojawiły się jednak głosy, że mleko w wodę się nie zamieni i że jak mam ochotę na dietę, to czemu nie. Inna zasugerowała, że może mogłabym przestać karmić  i nie poddawać się terrorowi laktacyjnemu, który sprawia, że wierzymy, iż mleko matki to jedyny właściwy, dający inteligencję i całe dobro świata tego, życiodajny płyn. Inne kazały ćwiczyć, pływać, biegać. No tak to zapewne wlyw mediów i pani Beckham…biegać ze szwami po cesarce raczej trudno a pływanie z 9 tygodniowym bobasem przy cycku raczej niemożliwe. 

Pojawił się też wątek braku publikacji na temat właściwej diety w czasie karmienia. W zasadzie dokładnie nie wiemy jak powinna wyglądać ta ‘racjonalna dieta’. Warzywa…tak ale nie groszek, nie fasola, nie soczewica, nie kapusta, nie kalafior, nie pomidory etc. Owoce- a owszem ale nie cytrusy, najlepiej organiczne  ale nieoszukane jabłka ale też nie za dużo bo za bardzo przyśpieszą trawienie bobasowi. Mleko, orzechy, czekolada, kawa, herbata- NIE. Proszki do shake’ów zawierają mnóstwo witamin i minerałów. Dlaczego więc miały by być na nie?
Kobietki zaczęły się kłocić i obrażać z powodu opinii na temat żywienia w czasie laktacji. Zastanawiam się czy wiedzą, że złość wyzwala toksyny i źle wpływają na karmione dziecko? 
Zatem wracam do mojej diety 1000kcal+ i wkrótce opowiem Wam o jej efektach. Czekam też na Wasze opinie i racjonalne wyniki badań ekspertów, dotyczących wpywu diety na laktację.