[columnize] Autor: Magdalena Smolarek
Urzekająca historia z Oskarem w tle
Jak myślę o filmie, który dzisiaj opiszę to kojarzą mi się z nim trzy kwestie. Po pierwsze, według starego powiedzenia, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Po drugie, że jak ktoś chce coś osiągnąć to musi być bardzo wytrwały w tym działaniu. Po trzecie, Jared Leto i Matthew McConaughey. Ci dwaj panowie szczególnie ze względu na wykreowanie wspaniałych i wyróżniających się ról, które zostają na długo w naszej pamięci (przynajmniej w mojej i, jak widać po nagrodach, także wśród członków akademii przyznającej Oscary). Powiem więcej, bez nich ten film nie byłby taki sam i na pewno nie polecałabym go tak bardzo. „Dallas Buyers Club” czy też w polskiej wersji „Witaj w klubie” (w reżyserii Jean-Marca Vallée), bo tym razem mogę nawet zgodzić się na polski tytuł. Choć odbiega on nieco od angielskiej wersji to przekazuje pewne przesłanie. Nasz główny bohater – Ron (pełen podziw dla Matthew McConaughey za całokształt kreacji) zaprosił wiele osób do otwartego przez siebie klubu w Dallas i witał wszystkich z otwartymi ramionami, bo oprócz chęci zysku dostrzegał głębszy cel w tym, co robił. Początkowo miał nieco egoistyczną nadzieję, że ocali wyłącznie siebie, ale później zaczęło mu także zależeć na innych. Zmienił swoje podejście do życia i swoje zdecydowane przekonania. Historia ta, jak wiele innych opowiadających o problemie osób chorych na AIDS i nosicieli wirusa HIV, pokazuje wyścig ze śmiercią, gdzie szanse na wygraną są prawie znikome. Natomiast w tym filmie chodzi o coś więcej niż tylko walkę z czasem, z chorobą, której objawy z dnia na dzień stają się coraz bardziej dotkliwe. Zobaczymy tutaj ludzi, którzy nie tak łatwo poddają się temu, co przypadkiem zesłał na nich los. W dodatku, szczególnie główny bohater, potrafi swoją przeciwność losu – śmiertelną chorobę wykorzystać i to w dodatku w słusznym celu. Obok głównego bohatera Rona Woodroofa – kowboja, hazardzisty, playboya, prawdziwego mężczyzny, czyli w jego mniemaniu także nietolerującego jakichkolwiek odmienności (włączając w to seksualnych) spotykamy też niezwykle interesującą postać transseksualistki o imieniu Rayon (fenomenalny w tej roli Jared Leto). Oby dwaj panowie są z zupełnie innych światów i gdyby nie ta sama choroba, a dokładnie wspólny biznes najprawdopodobniej nigdy by się nie spotkali, nie mówiąc już o jakiejkolwiek bliższej relacji. „Dallas Buyers Club” określany jest jako komedia. Jak film o tak poważnej tematyce może być w jakimkolwiek sensie zabawny? Może, gdy wsłuchamy się w dialogi i damy się wciągnąć w opowiadaną historię z lekkim dystansem do tej ciężkiej choroby. Jest on także momentami bardzo wzruszający, ale nie jakoś tak patetycznie czy w wersji wymuszonej. Oczywiście nie polecałabym go jako łatwego, lekkiego kina na niedzielny wieczór w rodzinnym gronie. Niemniej jednak jest to film godny polecenia, a zdobyte przez głównych bohaterów Oscary potwierdzają tylko poziom tej produkcji. [/columnize]