Dantejskie sceny, kolejki od świtu, namioty pod sklepami, euforia w godzinie otwarcia, tłum wyrywający sobie ubrania, klienci obładowani torbami z łowami- to nie wspomnienie z dzieciństwa z kolejki po parówki i szynkę u lokalnego rzeźnika. To pęd ludzi do mody!
Komu zawdzięczamy tą rozrywkę? Popularna sieć odzieżowa H&M i dom mody Balmain stworzyli nowy trend BALMANIA. W dniu premiery kolekcji nie było sklepu popularnej sieciówki na tym globie, który by nie pękał w szwach. Każdy liczył, że poczuje przez chwilę powiew luksusu, przemaszeruje przez miasto w sukience od słynnego projektanta, założy na letnią eskapadę po bulwarze T-Shirta z kolekcji ze złotymi literami, będzie połyskiwać niczym celebryci na czerwonym dywanie zieloną sukienką z cekinów. Stali, marzyli, weszli i…się zaczęło.
Po 4, 5, 10 godzinach czekania w kolejce tłum wparował do świątyni mody sieciowej. Czarność widzę czarność- hasło nie kojarzyło się jedynie z jednym z kolorów przewodnich kolekcji w połączeniu ze szlachetnym złotem, kojarzącym się z przepychem rosyjskiej elity. Na bogato.
Nie jestem znawcą mody i uprzedzam, że ze znawcami tejże dziedziny sztuki w potyczki słowne wchodzić nie będę, ale owa kolekcja kojarzy mi się z odpustem na wsi. Pamiętacie? „Kupi pani ten wisioreczek, prawdziwe złoto i woda święcona z Lichenia w prezencie, obrazeczek do tego”. Ciuch jaki jest każdy widzi, a ten od Balmaina się nieco bardziej świeci. Tym nie mniej doceniam marketingowe pomysły wielkich krawców, że modę chcą ludowi serwować, w końcu dla każdego powinna być taka woda z Lichenia, odpust za grzech kupowania kopiowania. Niech pani X z panią Y się cieszą, że ich sukienunia niczym kopia z katłoka od tego Balmaina. H&M to już taki szczegół, jak Biba dla Asdy. Kto by się przejmował, że po drodze się upaprze w masełku. Moda jest dla ludzi jak chleb, woda z Lichenia, wisiorek święcący i masełko. Jak tłum ruszył, to półki opustoszył. Z podziwu wyjść nie mogę, że moda wciąż może wywołać tyle emocji, tym bardziej, że zdecydowana większość globu deklaruje, że się nią nie interesuje, że szuka tanio i wygodnie, a ci tam projektanci nie są do niczego nikomu potrzebni. A tu proszę, bruzdy, siniaki, połamane kończyny, sajgon, młyn. Co bardziej przedsiębiorczy wyrwali swoje szmatki wprost z uścisku państwa obok. Nie było bowiem istotne co się bierze, byle brać i to brać jak najwięcej. Na handelek może. Jak za czasów Gierka. Płacz i zgrzytanie zębów. Kolekcja wykupiona w ciągu kilku godzin. W H&M pozostało wspomnienie świetności sprzed kilku dni. Ach co to były za czasy! Klienci, kolejki, pieniądze, zabrakło siatek (za 5p).
Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.
Sukienka, która w sklepie kosztowała £349, na E-Bayu pobija rekordy (na ta chwilę £7200 to najwyższa cena, którą udało się za nią osiągnąć sprzedawcy).
Oto hit:
Minimalna przebitka to 100-200% ceny oryginalnej. Jak zwykle byłam nie w tym miejscu kiedy pieniądze sypały się same do czarnych toreb ze złotym logo. Nie poszłam na odpust, nie będzie świętej wody, ani nawet jednej bruzdy zadanej w słusznej sprawie. Jak tu żyć, jak tu żyć? Następnym razem jak Dior wypuści kolekcję dla Primarka, będę żałować za grzechy, a tymczasem razem popatrzmy na dantejskie sceny, popijając wino w ten piątkowy wieczór, za tych co nie mogą (się wepchnąć do właściwej kolejki).