Zapytałam ostatnio mojego Habibka, czy mógłby mi kupić najnowszy numer takiego marokańskiego “Vogue”. Nie zrozumiał. Więc cierpliwie tłumaczę. Ale im dłużej tłumaczę, tym bardziej staje się dla mnie oczywiste, że “Vogue” dla Marokańczyków nie istnieje. To może chociaż “Cosmopolitan” czy “Elle”? Nic z tego.
Co ciekawe, odkryłam też, że show-biznes również dla nich nie istnieje. Nie wiem, czy dlatego, że tam jeszcze nie dotarł, czy dlatego, że oni mają w nosie, czy jakaś gwiazda miała na koncercie majtki, z kim sypia i z kim kogo zdradza… Żyją w świecie wolnym od plotek, skandali, celebryckich lansów na salonach, bez tego całego fiu bździu, od którego Polacy zaczynają dzień.
Turczynki, jako pierwsze i do tej pory jedyne, mogą się cieszyć swoim własnym, arabskim “Vogue” – zatytułowanym “Âlâ”. Nazwa magazynu wywodzi się z czasów Imperium Otomańskiego i oznacza “najpiękniejsza z pięknych”. Europa już okrzyknęła go mianem “Vogue’a w hidżabie” i “Islamskiego Vogue’a”. Co prawda daleko mu do pierwowzoru, bo cenzura nieco zmieniła formułę magazynu, który ma pomagać muzułmankom poznawać najnowsze trendy w modzie i łączyć je z naukami islamu.
Wszystkie czasopisma, takie jak “Cosmopolitan”, “Elle”, “Vogue” i “Marie Claire” promują tylko seks i nagość – mówi Ibrahim Burak Birer, założyciel “Âlâ”. – Miliony kobiet na całym świecie uważają, że moda nie musi obracać się tylko wokół tych tematów.


Birer, zniesmaczony nagimi zdjęciami w magazynach modowych, postanowił stworzyć takie czasopismo, które będzie przeciwieństwem tych mainstreamowych. Razem ze swoim przyjacielem Mehmetem Volkanem Atayą rozpoczęli wydawanie “Âlâ” z awangardową “zawoalowaną” modą. W islamie bowiem kobiety są zobowiązane do zakrywania włosów poza domem hidżabem. Birer uważa, że magazyn pomoże muzułmańskim kobietom wybrać modne stroje, które nie będą naruszać ich wiary.
Po wydaniu zaledwie sześciu numerów, magazyn okazał się hitem. Nakład trzeba było zwiększać już kilkakrotnie. Obecnie wydawanych jest 30000 egzemplarzy, około 5000 z nich przeznaczone jest na zagraniczne prenumeraty. No to chyba będę musiała zaprenumerować…
Marta Marakchi