Kobiety są jak planety. Każda inna, z własną atmosferą, mikroklimatem. Jednak łączy je jedno. Praktycznie każda napotkana kobieta narzeka na swój wygląd, a jeszcze głośniej na wygląd innych kobiet. Za mały biust, za duży, krzywy nos, dupa ledwo mieszcząca się we framudze, nogi patyki, nogi serdelki, wyłupiaste oczy, za małe, za duże, włosy fatalne, w końcu narzekamy na wzrost, jedna się garbi bo za wysoka, druga cierpi na nadwyrężenie mięśni szyjnych bo wciąż głowę zadziera w poszukiwaniu utraconych słów.
Nie dogodzisz kobiecie. Do tego mamy paskudną cechę gatunkową- bywamy wredne. Szczególnie w momentach kiedy nasze ideały, bądź za nie uznawane okazują się niedoskonałe. W ciągu ostatnich dwóch tygodni na przykład przeczytałam co najmniej 20 nagłówków prasowych o tym jak Cheryl Versini Fernandez, która uznawana jest za brytyjską maskotkę i symbol piękności, schudła, że wygląda na anorektyczkę, że jest torbą kości, że zbrzydła i straciła pozycję idolki w segmencie piękna doskonałego. Owa tyrada zakończona została oczywiście wisienką na torcie- problemami małżeńskimi celebrytki bo przecież jak taka chuda to musi je mieć, albo schudła bo jest nieszczęśliwa w małżeństwie i do tego płacze na wizji, co ma być dowodem jej cierpienia w stadle z francuskim playboyem. Przeanalizowałam statystyki, większość autorów owych paszkwili to kobiety.
Z okazji wydania nowej, fenomenalnej płyty, która pobiła rekordy sprzedaży, na tapetę wróciła również Adele. W jej przypadku natomiast internety kochają schudnięte ciało. Pięknie schudła, wygląda fantastycznie, to niesamowite… To autentyczne głosy, najczęściej tych samych kobiet, które Cheryl skreśliły z listy najpiękniejszych. Każda zmiana jest oceniana z namaszczeniem. Idolka cierpiących kobiet, nostalgiczna Adele po prostu dobiła do rozmiaru przeciętnej kobiety, a przecież wszystkie kochamy „normalność”. To swoisty fenomen. Choć największymi idolami są panie kształtami niemal idealne, to największą popularnością cieszy się ta, która wyszła z ram i przypomina figurą 65% kobiet. Zepchnęła nawet z piedestału kreskówkowe wielkie tyłki Kim Kardashian czy Jennifer Lopez. Przerysowane idolki, lalki Barbie i modelki Victoria Secret tracą moc.
Warto dodać, iż naukowcy dowodzą, że mężczyźni mają naturalne predyspozycje do wybierania kobiet o pełniejszych kształtach. Przekazywana przez mainstreamowe media moda na chudość nie ma pokrycia w gustach płci przeciwnej, co niejako jest siłą napędową dążenia do ideału. Tymczasem na uniwersytecie w Teksasie zbadano pokaźną grupę mężczyzn, a owocem badań są wnioski mówiące, że mózg mężczyzny na fotografie nagiej kobiety z krągłościami reaguje zupełnie tak samo jak na narkotyki, po prostu uruchamia się część mózgu odpowiedzialna za poczucie nagradzania. Niesamowite co? Dodajmy jeszcze wyniki badań z Uniwersytetu w Nebrasce z 2013 roku, podczas których mężczyźni pozytywniej ocenili osobowości pań o pełniejszych kształtach, szczególnie w obrębie biustu i bioder. W zeszłym roku natomiast przeprowadzono badania na zlecenie firmy Bluebella, producenta biustonoszy. Zaskakująco kobiety okazały się wielbicielkami szczuplejszych, dobrze wyćwiczonych ciał, z małym biustem, uformowanymi mięśniami brzucha, panowie natomiast wybrali zupełnie przeciwny typ sylwetki. To nie koniec. Za wyborami mężczyzn kryje się nic innego jak zwykła biologia. Kobiety o pełniejszych kształtach żyją statystycznie nieco dłużej (nie mylić z otyłymi), są nieco mądrzejsze (to ocena naukowców, nie moja;-), i w związku z tym mogą być matkami zdrowszego i bardziej inteligentnego potomstwa. Badania uniwersytetu Santa Barbara sugerują, że kobiety z szerszymi plecami i większymi biodrami mają większą zdolność do zapłodnienia. Dodatkowy tłuszcz zgromadzony wokół bioder jest również doskonałym źródłem nienasyconych kwasów tłuszczowych, niezbędnych do rozwoju mózgu dziecka.
Jednak jest także druga strona medalu. Naukowcy sugerują, że mężczyźni o niższym statusie społecznym chętniej wybierają duże biusty, naturalnie kojarzące się z zapasem, z dostępem do zasobów w razie kryzysu. Duże piersi to tez często wybór panów o tendencjach seksistowskich. To bowiem tradycyjny atut kobiety, podświadomie sugerujący, ze kobieta to płeć słabsza, którą należy się opiekować- mówią naukowcy z University of Westminster.
Jednocześnie małe biusty są wybierane najchętniej przez panów, którzy lubią dominować, którzy szukają kobiet, które mogą kontrolować. Z psychologicznego punktu widzenia kobiety z małym biustem są postrzegane jako te bardziej lojalne, które nie będą konkurować z tymi bardziej obdarzonymi.
Oto podstawowe biologiczne uwarunkowania atrakcyjności, na które przeciwna płeć podświadomie zwraca uwagę z naukowego punktu widzenia:
- Płodność- możliwość spłodzenia i wykarmienia potomstwa (duży biust i biodra)
- Atrakcyjność seksualna- czerwone, intensywne usta, ciemne oczy, świecące oczy)
- Zdrowie- dobra kondycja skóry, długie nogi
- Duże oczy, małe nosy, silna, dobrze zarysowana szczęka i podbródek
Swoją drogą, z logicznego punktu widzenia, dlaczego tak krytycznie oceniamy inne kobiety, których zadaniem jest umilanie naszego życia głosem, nie tyłkiem? Czyżby stara prawda, że od dupy do kariery już tylko jeden krok znowu miała swoje potwierdzenie? Nie miałabym nic przeciwko jakby mega podbicia były promowane wśród matek dzieciom. W końcu nam na szczęście anorektyczne ciała Cheryl raczej nie grożą. Wystarczy popatrzeć na koleżankę z zespołu Cheryl- Kimberley Walsh, która odkąd została matką i strażniczką domowego ogniska, może dostać jedynie rolę Fiony w Shreku, nie dla niej rola jurora w Xfactorze. Z opowieści Cheryl jednak wynika, że jej przyjaciółka jest matka idealną, że jej dom pachnie pierniczkami na święta, że jest pięknie i przytulnie. Dla zestawienia dom Cheryl mieści się głównie w walizce bo jako nie do końca udana żona wciąż dostaje propozycje współpracy od Simona Cowella, który przygarnął do serca kościstą Cheryl. Widać i tak źle i tak niedobrze. Albo kariera, albo dom. Albo Adele albo Cheryl- dwie idolki, które postawiły na gubienie kilogramów i zupełnie różne ścieżki kariery, z jakże różna reakcją publiczności. Do zestawu ćwiczeń dochodzi zły wygląd księżniczki Catherine, która wyraźnie zajmuje umysły i szpalty dziennikarzy, którzy przyklejają jej metkę zmęczonej, niedożywionej, a może nawet chorej.
Z natury jesteśmy po prostu wredne. Zamiast się cieszyć, że w ogóle żyjemy bo syryjskie damy zapewne nad dodatkowymi kilogramami i krzywo obciętym włosem się nie zastanawiają, a raczej kryją się albo przed pozbawieniem ich głowy, albo przed bombą ich obrońców, to my dajemy się wciągać w dyskusje na temat kolejnej sukienki, złej fryzury, doczepionych widocznie pasemek i przesadzonego makijażu. Z jednej strony każda kiedyś marzyła, żeby zostać gwiazdą, z drugiej zaś strony wyraźnie widać, że życie gwiazd to koszmar na miarę wojny światowej bo każdy szczegół anatomiczny jest przedmiotem szeroko zakrojonej dysputy publicznej. I o czym tu marzyć? Wybijajmy z głów naszym córkom marzenia o byciu gwiazdą jeśli dysponują jakąkolwiek wrażliwością. Tak dla higieny psychicznej, żeby publicznie wredne baby nie studiowały ich anatomii i nie oceniały ułożenia włosa.
GS