Myśli zabłąkane  cz.9

18.05.2011 środa
                Paskudny dzień! Choć tak naprawdę nic tego nie zapowiadało… co za kretyńskie słowa. Złe rzeczy nie przychodzą zapowiedziane!
                Jak zwykle w środę Zosia ma lekcje pływania. Pojechałam z nią pierwszy raz od dłuższego czasu. Dobrze wyrwać się myślom. Wszystko było dobrze, wszystko tak, jak kiedyś. Do ośrodka sportowego, pomóc się przebrać, toaleta, potem wejście na basen. Należy postać pięć minut przy niej, potem pięć przy wyjściu i jeszcze chwila przez okienko w ubikacji. Taka tradycja. Potem idę do kawiarenki zamawiam colę i siedzę. Wcześniej czytałam. Na basen zawsze zabierałam książki. W ciągu 45 minut mogłam sporo przeczytać. Teraz nie daję rady. Siedzę i spisuję słowa. To jakoś mi wychodzi. Wszędzie dookoła pełno ludzi. Różnych ludzi. Są mamy, są ojcowie, są rodzice razem, są dziadkowie. Jedni mają jeszcze dzieci ze sobą. Pamiętam jak Geertje też tak z nami chodził, albo Zosia na lekcje brata… Zresztą nie ważne. Obok mnie siedzi para z dzieciątkiem w nosidełku samochodowym. Nie patrzę, coraz lepiej udaje mi się nie patrzeć. Coraz lepiej… aż w końcu wcale. Spojrzałam na dziecko. Dziewczynka… ale nie to było najgorsze. Mama wycierała jej buzię malutkim ręczniczkiem…
                W taki sam otuliliśmy Emmę…

19.05.2011 czwartek
                Ludzie i ich reakcje. W ciągu ostatnich kilku tygodni mogliśmy odczuć tak wiele miłości od bliskich, że aż trudno opisać. Zresztą nad tym warto się na chwilę zatrzymać. Nad tym jak reagowali ludzie wokół nas. 
                Rodzice udawali twardych, choć chyba nikt w to nie wierzył. Mam dzieci i gdyby coś takiego spotkało Zosię serce pękłoby mi ponownie na tysiąc kawałków.
                Mój brat. Hmm, mój brat. Znów staliśmy się sobie tak bliscy. Zresztą chyba nigdy nie byliśmy sobie tak bliscy, jak teraz. Słysząc jego głos w słuchawce czułam się lepiej. Gdy usłyszałam jak płacze, zrobiło mi się jakoś tak ciepło na duszy. Jego łzy ugasiły odrobinę… na chwilę mój smutek. On go na chwilę ze mną dzielił. Między nami jest tak mała różnica wieku, że właściwie jesteśmy rówieśnikami. Rozumiemy się, bo pochodzimy z tego samego źródła mimo, że tak bardzo się od siebie różnimy.
                Brat Gerarda, to w jego uścisku płakałam wtedy, tamtego dnia. Nie mogłam wracać do domu samochodem, on po mnie przyjechał. Zostawił wszystko i był tam, w tamtym miejscu strasznych wiadomości.
                Kochana pani Ela. Osoba tak mądra, każdą mądrością, która poruszyła ziemię i trochę nieba dla nas. Dzięki niej modliło się za nas wiele osób. Wiadomości ze wsparciem i radami otrzymywaliśmy i otrzymujemy każdego dnia.
                Rodzice kolegów i koleżanek z klas naszych dzieci, dzwonili, przychodzili, przynosili kwiaty, kartki, wsparcie. Sąsiadki zapraszają na kawę i rozmowę. Wszyscy są wokół nas i z nami. 
24.05.2011 wtorek
                Rozmawiałam z Gerardem i wszystkie znaki na niebie i ziemi… a szczególnie te na ziemi… w jego biurze, wskazują, że będzie pracował jeszcze tylko 4 tygodnie i koniec. Kolejny stres! On do tego wszystkiego podchodzi stosunkowo spokojnie. Już zaczął rozsyłać swoje CV. Może usłyszymy jakieś dobre nowiny. Oszczędności –  trochę mamy. Jednak będzie ciężko żyć z nich dłużej niż trzy, może cztery miesiące.

Agnieszka Steur