Bezrobotny na francuskiej ziemi- Dorota Abramowicz

Patrząc z perspektywy polskiego bezrobotnika francuski Urząd Pracy noszący tu miano Pole Emploi to instytucja całkowicie kosmiczna. Żadnych chwiejacych sie poręczy, dyndających smętnie fragmentów spłuczek w toaletach, żadnych kolejek po zasiłek no i absolutnie żadnego spuszczania na drzewo petenta (gotowego podjąć wymarzoną pracę!) ze słodkim uśmiechem umalowanych Max Faktorem usteczek.


Jest za to sztab! Sztab uzbrojonych w niezliczoną ilość papierasów- do wypełnienia, podpisania,zapoznania sie z treścią- urzędników zwanych tu profesjonalnie-konsultantami zawodowymi. Też mam takiego konsultanta czy raczej będąc poprawną politycznie-konsultantkę. Owszem zza góry papierów czasem ledwo ją widać, ale nie bądźmy czepliwi. Francja ciągle dzierży tytuł mistrza świata biurokracji, a ten tytuł zobowiazuje!Konsultantka zaś przydaje się niezmiernie.
Przebrnąwszy przez pierwszą linię zasadzek podczas internetowej rejestracji mojej osoby w tutejszym urzędzie pracy, kilku niepoprawnych zalogowaniach, kompletnych zawieszeniach publicznej strony w połowie chyba Francji, przepisaniu do internetowego dossierwszystkich faktów z mojego życia zawodowo-społeczno-towarzyskiego udało sie! Jestem oto zarejstrowanym, posiadąjącym własną konsultantkę bezrobotnikiem! Bez zasiłku co prawda, ale za to z pomysłem co tym fantem-znalezienia się w gronie klientów Pole Emploi- zrobić.

Więc po pierwsze-szczera rozmowa z konsultantką, taka od serca i w cztery oczy, taka jakby konsultantka miała mi wybrac krem do biustu a nie pomóc przy szukaniu zajęcia . Niestety pracy w moim zawodzie i w moim regionie nie dostanę co za klops…! Ale nie załamujmy rąk-macki francuskiej instytucji sięgaja dalej niż niejeden wzrok sięga.

Pani konsultantka może mi zaproponować to i owo poza regionem. Ba! poza Francją nawet bo Pole Emploi ścisle i ambitnie współpracuje z podobnymi jednostkami w całej Europie (obawiam sie niestety, że na całym świecie nawet, ale na razie nie przesadzajmy!). Całkiem przypadkiem może sie wiec okazać, że szukając pracy we Francji znajdę ją w Zagłębiu Ruhry! I to wszystko dokona się rękami instytucji bliźniaczej z polskim Urzędem Pracy!

To jeszcze nie koniec-w zasadzie po drugie-ponieważ moja znajomość języka francuskiego jest jak ten diament i  wymaga oszlifowania jakimś ostrym acz skutecznym narzędziem pani konsultantka wyszukuje mi kurs językowy w ośrodku szkoleń dla dorosłych gdzie oprócz mnie powtarzającej wzory odmian znajdę doroslych zgłębiajacych wiedzę z  matematyki, biologii czy języka angielskiego. No i cudnie! Zostałam zagoniona do szkoły, mam lektora i zestawy ćwiczen do obrobienia na internetowej platformie, mam dodatkowe zajęcia z ortografii (ojojojoj!!!!) i UWAGA! nie muszę płacić za to jednego centa! Słabo?

No to jeszcze dodam złośliwe, że konsultantka zaprosiła mnie na kilkugodzinne atelier o tematyce praktycznej-pisanie listów motywacyjnych i życiorysu na modłe francuską-czyli inną niż w reszcie świata. Chyba pierwszy raz w życiu tak aktywnie przygotowuję sie do poszukiwania pracy!
W tej chwili szczęka mi już nie opada z takim hukiem gdy słyszę kolejne rewelacje od mojej konsultantki trawiącej dnie na rozmyslaniach “co to ona jeszcze może dla mnie zrobić”. Czuję sie aż głupio przysięgam. Czuję sie dopieszczona jakbym wstapiła w szeregi wielkiej firmy rekrutacyjnej, a nie państwowej instytucji.
A jeśli dostanę wkrótce zaproszenie na imprezę integracyjną bezrobotników z Burgundii to wcale,to wcale się nie zdziw!

Tekst: Dorota Abramowicz
Zdjęcia: dreamstime