„Róża”, czyli Smarzowski znów pokazuje prawdę
Wystarczyłoby, gdybym napisała tylko Wojciech Smarzowski, a już widzowie wiedzieliby jakiego typu będzie to film. Nie chodzi mi tutaj o zbyt mocne, za ciężkie i drastyczne sceny, ale o przekazywaną prawdę. On nie musi kolorować, upiększać, on pokazuje wszystko tak, jak było w przypadku filmu „Róża” czy „Domu złego” lub tak, jak jeszcze w Polsce jest, co świetnie oddał w „Weselu”.
„Róża” to wydawałoby się kolejny film o czasach II wojny światowej, czyli o momencie w historii, który ostatnio bywa za bardzo „popularny” w międzynarodowej kinematografii (mam na myśli zarówno „W ciemności” A. Holland czy takie kuriozum, jak „Iron Sky” T. Vuorensoli). Jednak, na szczęście!, Smarzowski nie wpisał się dokładnie w trend. Podjął on temat nowy, a mianowicie sprawę osób mieszkających na terenie Mazur w 1945 roku (ziemie te w czasie wojny należały do Niemiec, a po niej zostały przyznane Polsce). Kwestie mniejszościowe od lat na ziemiach polskich wzbudzają ogromne zainteresowanie, a nawet kontrowersje. Również dziś, na miesiąc przed Mistrzostwami Euro 2012, mimo że Polska i Ukraina razem organizują tę imprezę to jednak nie bardzo wyjaśniły sobie wszystkie powojenne wątpliwości.
Jak wspomniałam, jest rok 1945, gdy polski żołnierz – Tadeusz (grany przez Marcina Dorocińskiego), dociera na tereny Mazur. Nie trafił tam przypadkiem, ponieważ centralnym punktem jego wędrówki jest odszukanie gospodarstwa, w którym mieszka wdowa po niemieckim żołnierzu, który przed śmiercią polecił Tadeuszowi coś jej przekazać. W poszukiwaniach pomaga mu niemiecki pastor (Edward Lubaszenko), który stara się opowiedzieć Tadeuszowi o relacjach jakie panują między mieszkańcami tamtego miejsca. Kiedy Tadeusz dociera do gospodarstwa wdowy – Róży Kwiatkowskiej (zagranej przez wyśmienitą Agatę Kuleszę, otrzymała za tę rolę Orła w kategorii Najlepsza główna rola kobieca w 2012 r.) jest ona bardzo nieufna w stosunku do niego, jednak wraz z biegiem filmu dowiadujemy się dlaczego właśnie taka wolała być.
Po jakimś czasie jednak okazuje się, że Tadeusz zostaje jej obrońcą przed brutalnymi szabrownikami, pomocnikiem w rozbrajaniu min na polu ziemniaków, ale przede wszystkim staje się dla Róży i jej córki Jadwigi (Malwina Buss) oddanym przyjacielem, który potrafi dla nich nawet zabić.
Po takim moim wstępie niestety chyba mało kto będzie miał jeszcze ochotę wybrać się na ten film. Jednak warto, naprawdę warto!, by zobaczyć wnikliwy obraz tamtego życia, prawdziwe emocje i drobiny wspaniałych chwil wyłaniających się z okropności owego okresu. Zdaję sobie też sprawę, że sama osoba Smarzowskiego jako reżysera może co poniektórych odstraszać, ale przekonuję także i tych, że w prawdzie jest rzeczywiste, choć tak ulotne, piękno. Obecne również w dopełniającej film muzyce świetnego gdańskiego kompozytora Mikołaja Trzaski.
Magdalena Smolarek