Pracuj albo giń!
W większości krajów na całym świecie zaczął się właśnie tak długo wyczekiwany czas odpoczynku i odskoczni od codziennych spraw, czyli w a k a c j e!! Jednak wiele Lejdiz-czytelniczek, nawet mimo tak wspaniałej letniej pogody, musi na razie zapomnieć o marzeniach wypełnionych po brzegi piaskiem i morską wodą, a skupić się na bardziej przyziemnych kwestiach, jak np. p r a c a. Dlatego postanowiłam zsolidaryzować się z wami drogie pracujące czytelniczki i dzisiaj zrecenzuję film, który pokazuje sytuację jakiej nie życzyłabym żadnej z was czymkolwiek się zajmujecie.
Dwie główne bohaterki obrazu „Crime d’amour” to bardzo wymagająca i czasami zbyt egoistyczna szefowa francuskiej filii w amerykańskiej firmie spożywczej – Christine (znana z ogromnej ilości wybitnych kreacji – Kristin Scott Thomas), a także jej bardzo ambitna asystentka Isabelle (w tej roli Ludivine Sagnier). Relacja między nimi powinna bez wątpienia skupiać się na biznesowych kwestiach, ale od pierwszych minut filmu można się przekonać, że nie będzie ona tak prosta i typowa, jakby się nam początkowo wydawało…
Pewnego wieczora Christine wraz ze swoją asystentką opracowują projekt mający na celu stworzenie firmie nowych możliwości szerszej współpracy zagranicznej. Chwilę później okazuje się jednak, że podobnie jak w przypadku poprzednich zleceń to Isabelle sama będzie musiała wykazać się kreatywnością i dopracować zlecenie, które jak zwykle zakończy się ogromnym sukcesem, pod jakim podpisze się nie kto inny tylko Christine. Isabelle zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy i brnie dalej w kolejne intrygi swojej szefowej, która na każdym kroku sprawdza jak daleko może się posunąć w swoich manipulacjach. Inni pracownicy także to widzą, ale nikt z nich nie reaguje mimo że pamiętają co stało się z poprzednią osobą na tym samym stanowisku.
Pytanie o to, do czego doprowadzi tak napięta sytuacja jest chyba bezcelowe skoro „crime” (z jęz. francuskiego „zbrodnia”, „przestępstwo”) widnieje już w samym tytule. Ciekawszym jest raczej to kto jej dokona i jakie będą następstwa tego czynu?
Jeżeli dotrwacie do połowy filmu, żeby się tego dowiedzieć to już was podziwiam, bo ja ledwo zdołałam, ponieważ akcja toczy się strasznie wolno i tak naprawdę przez większość czasu nic się nie dzieje, a przecież wszyscy czekają na rzeczoną zbrodnię! Po tym 7-sekundowym i mało widowiskowym punkcie, mającym być kulminacyjnym, dalszy ciąg zdarzeń trochę przyspieszy, by znów po chwili wrócić do swojego pierwotnie mozolnego tempa. Dla wielbicieli Kristin Scott Thomas i jej francuskiego oblicza polecam serdecznie, dla całej reszty raczej nie. Chyba, że jesteście na tyle odważne i chcecie się przekonać jak owa zbrodnia dokonywana jest zwłaszcza na was, gdy oglądacie ten senny kawałek kina.
Z ciekawostek dodam, że to był ostatni film francuskiego reżysera Alaina Corneau, znanego m.in. z obrazu „Bojaźń i drżenie”, podejmującego wątek pracy w trudnych warunkach czy nagrodzonego Cezarem dzieła „Wszystkie poranki świata”. Podczas kręcenia scen do „Crime d’amour” zmagał się on już z ciężką chorobą, dlatego podziwiam go za upór w tworzeniu i bardzo żałuję, że jego ostatnia praca nie była wyśmienitym zwieńczeniem jego filmowego dorobku.
Magdalena Smolarek