Bądź…jakaś


Dziś staję przed lustrem bogów i krzyczę”nie wierzę w Was, nie znam”. Nie tak mnie wychowano. Byłam kawałkiem narzędzia boskiego planu na niedzielę. Wiedziona co tydzień do kościołów, uwikłana w rekolekcyjne plany, wylądowałam w katolickim liceum przy końcu drogi. Ten kto wątpił, dzięki zmuszaniu do bycia częścią boskiego planu, ów plan często wymazał z pamięci. Na zasadzie buntu rozumu dla wszystkiego co nieracjonalne i niewytłumaczalne. Do modlitwy, przyznaję, byłam zmuszana. „10 przykazań” kułam na blachę, podobnie jak wiele innych regułek, dogmatów i modlitw.

Nie o wierze jednak dzisiaj, a o obojętności i bylejakości, ale nie o nich w kontekście stosunku do Boga. Rekolekcje przymusowe w Laskach, w ośrodku dla dzieci niewidomych,  zaowocowały u mnie przywiązaniem do patrzenia w serce. Ufność, wiara i uśmiech tych niezwykłych dzieci to był prawdziwy kop we współczesne rozumienie szczęścia. Nie kasa, nie sława, nie patrzenie na własny tyłek w oknie celebrytyzmu, a zwykłość i szarość okazały się być najpiękniejsze. Te dzieci nie przechodziły obojętnie wobec zapachu chleba, zachwycały się pięknem życzliwego im człowieka, smakiem smalcu i jajecznicy na wodzie. W swojej niepełnosprawności były jakieś. Wręcz promieniowały swoją szczerością, prawdziwym szczęściem. Pewnie pani Maria Czubaszek ominęłaby je szerokim łukiem. Takie niesprawne, takie banalne, niedoskonałe. Jak sama bowiem twierdzi, dzieci nie lubi, aborcję popiera. Grycanek też nie lubi. Trzeba jej jednak przyznać- jest jakaś.

Moja szkoła nawoływała gromkim głosem „Carpe diem, ora et labora” ( nie trać czasu, módl się i pracuj). Pracowałam, nie modliłam się a za to zastanawiałam się nad światem, nad istotą, w tym istotą Boga. Zagłębiałam się w filozofię, sztukę, literaturę, psychologię, religie świata, szukałam odpowiedzi wszędzie. Gdzieś po drodze zbudowałam swój system wartości, krzyczałam na Boga, że dał ludziom wolną wolę i zło jako narzędzie. Nie pojęłam podłości, nie pojęłam wojen, zagłady ludzkości, umierania dla zbawienia. Wszystko to raczej do dziś kojarzy mi się diabolicznie. Herezja? Być może…nigdy o etykietki nie dbałam, nikt mi też nie płaci za mówienie innych rzeczy niż myślę.

W całym tym procesie edukacji wryła mi się w duszę myśl, że najgorszym w życiu grzechami są obojętność i bylejakość. Uważaj na tych, którzy twierdzą, że ignorancja i brak myślenia są zdrowe. Omijaj szerokim łukiem, którzy nie mają opinii, którzy wstrzymują się od głosu. Obojętność to pierwszy stopień do odhumanizowania rozumu. Podobnie jak bylejakość. Byle jakość, czy też byle nie jakość ale zachowaj siebie, nawet w obliczu ośmieszenia. Jeśli uważasz się za pisarza, pisz w języku, który obrałeś za wiodący, poszukaj jego piękna, naucz się reguł. Jeśli jesteś lekarzem, naucz się pomagać ludziom, nie zaleczaj wszystkiego paracetamolem. W końcu jeśli jesteś celebrytą, bądź jakiś, nawet jeśli zasłyniesz z bycia złym, nietypowym, niedopasowanym, wyuzdanym ale pozostań człowiekiem. Bylejakość i obojętność to cechy rozumu pod wpływem choroby zwanej depresją, to również cechy człowieka, który dba jedynie o swoje poletko szczęsliwości chwilowej. Swoista śmierć mózgu, choćby chwilowa.

Chcesz być bylejaki, chcesz być obojętny? Taki Twój wybór. Tylko nie dziw się, że taki staje się świat w okół ciebie, nawet jeśli na tą chwilę wydaje ci się, że jest inaczej. Nie narzekaj, że odwracają się ludzie, nie płacz, kiedy zostajesz sam. Ludzie nijacy nie mają prawa mieć adoratorów, takie jest prawo naturalne. Nawet przyroda się stroszy, żeby zrobić wrażenie.

Tekst: Gosia Szwed
Zdjęcia: internet