„Pamiętniki Kitty von Puss” Paulina Krzyżaniak
„Porno-lek na samotność”
Nie umawiam się już z facetami z branży. Przeważnie to fantastyczni faceci, z którymi świetnie się bawię na planie, jednak nie są to najlepsi kandydaci na mężów.
Pamietam pewien kwietniowy poranek, gdy mój agent zadzwonił z propozycją sesji zdjęciowej w opuszczonym dworze, dobrze płacili więc się zgodziłam.
W pięknej satynowej suknii, pełnym makijażu i peruce na głowie, czułam się niczym hrabina uciekająca przed rewolucjonistami, którzy zagrabili jej majątek, po którym zostały już tylko zgliszcza. Spłoszona szuka pociechy w ramionach przystojnego barona…
Tym baronem był właśnie on, pierwszy aktor i model porno biznesu z którym współpracowałam przed obiektywem. Jego charyzma i poczucie humoru sprawiły, ze cała trema gdzieś zniknęła i całkowicie pochłonęła mnie praca.
Danny Sweatchest, tak sie nazywał. Miał tlenione włosy, mocną opaleniznę i atletyczną budowę ciała. Był zabawny, czuły, delikatny ,pozostając jednocześnie bardzo męskim i aktywnym.
Nie wiem czy to była miłość, zaczeliśmy się spotykać po pracy, pokazywaliśmy się wspólnie na imprezach i festiwalach” X” filmowych.
Z czasem wynajeliśmy wspólnie dom. To było istne szaleństwo! Mieliśmy do dyspozycji basen, saunę, jacuzzi, stół do billarda. Co wieczór ktoś u nas bywał z towarzystwa, a towarzystwo z tego biznesu jest bardzo „towarzyskie”.
I tu pojawił się problem. Z pracy wracałam do pracy, jeżeli nie swingowaliśmy w grupie, to zawsze pojawiał się ktoś na trzeciego. Nie powiem, bywało przyjemnie, poznawałam ludzi, dokształcałam się, jednak coraz mniej bylo mnie i Dannego.
Nie potrafiliśmy się odnaleść w tym tłumie. Szybko zrozumiałam, że w takim związku nie wychodzi się wieczorem do kina lub na romantyczną kolacje, to zaliczyliśmy już na planie filmowym, przed nami zawisły chmury typowej porno pary.
Kiedyś spytałam go, po co to robimy? Po co nam tylu ludzi w łóżku? Przecież mamy to na co dzień w pracy. Danny uśmiechnął się, klepnął mnie w tyłek i powiedział: „Kochanie takie życie w monogamii zaczniemy gdy się zestarzejemy, na to zawsze przyjdzie czas!”
Doceniam teraz towarzystwo kobiet. Lubię spędzać z nimi czas, zarówno na planie filmowym jak i poza nim.
Sypianie z kobietami jest dla mnie zabawne, w pewnym sensie niepoważne i troszke dziecinne, to tak jakby ktoś łaskotał nas w stopy lub za uchem, jest dużo śmiechu, bywa miło i subtelnie.
Jednak to tylko żarty, dlatego nie spotkałam dotychczas żadnej aktorki, która po subtelnym i zabawnym seksie z inną aktorką, zdecydowałaby się na związek z kobietą.
My wszystkie jesteśmy ze sobą związane, razem bierzemy prysznic, jemy lody tą samą łyżeczką, pożyczamy sobie ubrania… tak wyglądają nasze „związki” są wyjątkowe bo nie potrzebują deklaracji.
W piątki, organizujemy „ladies night’s”. W studio, między zdjęciami co rusz wpada kilka dziewczyn potwierdzających swoją obecność, robimy wtedy listę zakupów i pytamy: co która zakłada na wieczór.
Faceci wtedy ślinią się na nas, wiagra zdaje się być całkowicie zbędna, komentują co, która zrobi której, co jej włoży lub ile?
My zaczynamy głośno chichotać, potwierdzając lub wzbogacając scenariusze kolegów z planu. Prawda wygląda jednak zupełnie inaczej.
Najczęściej zajadamy wspólnie słodycze, kładziemy się wszystkie na łóżku, leżymy koło siebie bardzo blisko, wtulając się w swoje ciała, chowamy twarze we włosy swoich towarzyszek, głaszczemy je, bawimy się nimi i robimy to w totalnej ciszy.
Nie jak kochanki, to przychodzi do nas ze wspomnień, czujemy się wtedy bezpiecznie, tak robiły nasze matki gdy kładły nas do snu, zasypiałyśmy z ich dotykiem na naszych twarzach i palcami wplecionymi w nasze włosy.