www.ozdabianiepotraw.pl

Pokolenie jajka z majonezem

Zapewne każda z Was pamięta tradycyjne, polskie jaja w majonezie. „Kielecki”,„Dekoracyjny”, „Babuni”- zapewne tymi nazwami podzielę fanów owej skromnej, a jakże lubianej potrawy. Otóż majonez ma różne smaki- jak tylko różne może być połączenie oleju, żółtka, musztardy i przypraw. Niby to samo, a jednak inaczej. Jajeczko jak się okazuje też może mieć różny smak. Dwadzieścia lat temu co prawda wszystkie były zbliżone, albo fermowe albo ze wsi. Dziś mogą być klatkowe, nieklatkowe, wolnopasące, żywione kukurydzą, organiczne, z obniżoną zawartością cholesterolu, z podwyższoną magnezu. Wsi jako takiej, czystej i organicznej już raczej nie uświadczysz, więc i jajko ze wsi traci swój urok. Industrializacja wsadziła biedne kury na wąskie tereny, czy to klatkowe czy wolną łąkę, przestrzeń do życia mają ograniczoną, chemicznie niedoskonałą, dostają pewnie klaustrofobii czy też innej fobii, bowiem w obecnych czasach każdy ma swojego świra. Jajka w majonezie używali nasi pradziadowie, babcie, sekretarz partii na zakąskę, demokratyczne władze- w tym samym zwykle celu. No może jeszcze jako element jakiejś propagandy, jako towar przetargowy w pozyskaniu unijnych funduszy.

Polska i Polacy się zmienili, a jajo w majonezie wciąż króluje na tradycyjnych polskich stołach i zadziwia inne narody. Może by tak chociaż jajo posiekać, dodać bezsmakowej papki angielskiej np.  W Wielkiej Brytanii majonez smakuje niczym. Jest mdły, pozbawiony głębi i wyrazu. Gdzie mu tam do „Dekoracyjnego”! Społeczeństwo ów majonez bardzo przypomina. Bierne, uległe czarowi nagradzającej ich nieróbstwo instytucji. Jeśli „computer says no” znaczy nie da się czynności wykonać. Maszyna, a właściwie systemy stworzone przez ludzi, tych mądrzejszych niby, tych na górze, decyduje o losie innych. Przypomina mi się Orwellowski „Rok 1984”. Wizja nieco utopijna a jakże doskonale oddająca zagadnienie kontroli państwowej. Wielki Brat czuwa, nad nami wszystkimi czuwa. Nad głupim narodem łatwiej zapanować, zwieść idyllicznymi pamfletami. W departamencie literatury króluje „50 twarzy Grey’a” bo wyobraźni ów obraz nie pozostawia wiele do życzenia. Taki prostacko dosłowny, żerujący na podstawowywch instynktach. Społeczeństwo brytyjskie mnie przygarnęło i choć nieco po rasistowsku traktuje, wciąż doceniam, że dało szansę. Na matkę się nie pluje, nawet tą przybraną. Zatem rozwodzić się nad ich majonezem nie będę i skorupkę jajka także pozostawię dziś bez szwanku. Bowiem czym za młodu nasiąka, tym na starość trąca.

Jednak o jaju w majonezie miało być.

Czy sama myśl o tej przekąsce, nie powoduje wspomnienia każdej imprezy rodzinnej? Czyż nie kojarzy się z imieninami, obchodzonymi w pracy? Dzieciństwo…sentymentalna łezka w oku i jajo w majonezie z powodu każdego do celebracji życia? Ba, osobiście dostawałam słoiczek z jajem na drugie śniadanie.  W każdy piątek- jajo z „Kieleckim”.  Jajo- symbol życia, pełne doskonałości, witamin, fosfolipidów. Bez majonezu jest niczym nudysta na plaży wśród tekstylnych. Polski majonez ma jednak smak. Doskonała kompozycja składników, powoduje, że jajo nabiera charakteru. My- pokolenie, które na widoku jaja z majonezem się wychowało, wiemy szczególnie jakie dobieranie właściwych składników ma znaczenie. Impreza z Polakami w jakimkolwiek miejscu na świecie bez jaja w majonezie traci na znaczeniu. Nasz sos ma smak. Dane nam było przeżyć momenty historyczne, o których nasze dzieci uczyć się będą w książkach. Nawet jaja nie smakują już dziś tak samo. Kiedyś prosto- talerz, obły przedmiot, nieco sosu. Dziś pod wpływem innych kultur, jajo stało się elementem integracyjnym, a nie grającym pierwsze skrzypce. Ot choćby taka hiszpańska tortilla- omlecik wypełniony wszystkim, co ziemia dała. Jajo stało się jedynie produktem scalającym ten kulturowy mętlik w całość. Podobnie jak nas- łączą nas tradycja i kultura. Pokolenie jaj w majonezie wie co to zmiany na lepsze, nauczyliśmy się dokonywać wyborów i choć niezawsze właściwe- są nasze i nikt nam nie reglamentuje prawa do ich dokonywania. Przeszliśmy drogę wyboistą, przemian, między wódkę a zakąskę zawsze wchodziło ono- jajo. Kiedyś był to sekretarz partii, później pani za ladą, w końcu szef. W dialogu międzypokoleniowym wciąż jest ważne. Nie wiem czy jakikolwiek Anglik czy Holender zdaje sobie sprawę z faktu, że Polaka pozna nie tylko po akcencie i po tym czy wódkę piję, a także po imprezach z jajkiem w majonezie. Taki swoisty symbol polskości w czystym wydaniu.



A teraz do rzeczy. Czy każdy facet nie jest jak jajko w majonezie? Otóż wszystko zależy od jakości wychowawczej osobnika. Jeden- ten „Kielecki”-będzie rozmemłany, nieco kwaskowy, o lekko lejącej się strukturze. Nie pójdzie do galerii, parku, do kina, będzie siedział w domu z pilotem w ręku i majoneził. Inny, ten „Dekoracyjny”, przynajmniej dobrze się trzyma. Dba o siebie, chodzi na pedicure, koszule prasuje, zna marki, nosi zegarek, wino pije. Najgorszy jest jednak „Hellmann’s”. Niby taki światowy. Nazwa zagraniczna a sos wciąż ten sam. Mdły, bez smaku ale za to nowoczesny, zarabia, często kocha inaczej. Członkiem myśli majonez jeden, mocno jest bowiem zorientowany na modę, a ta seksem po oczach gani. Chyba, że to ten Babuni. Swojski, choć zagranicznie w nazwę opatrzony, uroczo zlokalizowany. Rodzinny, dzieci kocha, z psem wyjdzie, na lodowisko z dziećmi. Bardzo jest ów osobnik tradycyjny. Nie ma imprezy bez jajka w majonezie, niezależnie od jego smaku. Fermowy, niegdyś powszechny jak dzisiejszy seks w wielkim mieście, dziś staje się towarem deficytowym bo ferma meżczyzn dawno stanęła w opałach. Szukają mu żony w „Żonie dla farmera” bo sam już znaleźć nie potrafi. Ten ze wsi już przestał istnieć, rodzynek jak romantyczny kochanek w wielkim mieście, zamarł niczym metroseksualne, pełne sprzeczności, pseudo- męskie dziwadło.

„A rano zrobię jajecznicę…”(Shrek)
Gosia Szwed
Zdjęcia: internet