Diamentowa kochanka


Najstarszy zawód świata, istniał od zawsze, krył się po kątach i oblewał rumieńcem tych, którzy wspominali o jego istnieniu. Prostytutka. Dziś dla Was wywiad z realną kobietą, która dostała od życia niespodziewany  prezent, wyzwoliła się z kieratu i dziś jest w szczęśliwym związku.

„On jest pastorem, a ja jestem dziwką. Niezłe, prawda? On, z pewnością wybaczyłby wszystko, jak Chrystus Magdalenie, tylko…” Milena

Tragizm nie jest piękny, bo być nie może, ale życie płata różne figle; czasami pozwala odetchnąć, ba, nawet rozdaje prezenty. Milena, jedna z bohaterek reportażu otrzymała od życia prezent. Dzisiaj prezentujemy finał tej historii, która w pewnym sensie dobiegła końca. Z Mileną rozmawia Damian Biliński.


Milena: Spełniałam się i byłam szczęśliwa tu i teraz, nie musiałam kochać i ufać, nie potrzebowałam się obawiać, że jakiś mężczyzna zrani mnie po raz kolejny. Ot, nie przewidziałam jednego. Los spłatał mi złośliwego figla. Zakochałam się. On jest pastorem, a ja jestem dziwką. Niezłe, prawda? On, z pewnością wybaczyłby wszystko, jak Chrystus Magdalenie, tylko… Mały drobiażdżek – nie jesteśmy sami na tej planecie, a ja nie wiem, czy On uniósłby ciężar mojej przeszłości. Wybaczyć, to jedno. A żyć z tym, to drugie. Czy kiedykolwiek zamierzam wrócić? Chciałabym, ale nie widzę na to sposobu. Znasz taką arię Ridi Pagliaccio? Śmiej się pajacu, bo tobie płakać nie trzeba. Nie mam już innego wyjścia, jak tylko przywdziewać na twarz tę idiotyczną maskę, śmiechem pokrywać łzy i wracać z powrotem na scenę. Nie wiem, jak długo jeszcze będę potrafiła grać. No, cóż, w końcu świat, to tylko teatr, a ja jestem tylko aktorką. Teatr, to imaginacja, więc będę sobie wyobrażać, że nie kłamię, że każdy mężczyzna, który mnie dotyka, to On.
Cellar „Two prostitutes”
DB: Tak skończyła się nasza rozmowa ponad rok temu. Sugerowałem wówczas, abyś porozmawiała uczciwie z Mateuszem i opowiedziała o całym swoim życiu łącznie z obecną profesją. Nie była to łatwa decyzja, ale zrobiłaś to! Czy to była dobra decyzja?

Milena: Jesteś specjalistą od zadawania trudnych pytań. Odpowiem tak: to była jedyna możliwa decyzja. Nie buduje się miłości na kłamstwie. Istnieją pewne granice mistyfikacji. Ty to wiedziałeś wcześniej ode mnie. Albo inaczej. Zmusiłeś mnie, żebym wzięła tego byka za rogi i przestała udawać, że nie widzę innej możliwości. Jak patrzę na swoje słowa sprzed roku, to widzę wyraźnie, że były to słowa zmęczonego tchórza. Taka strusiowa polityka – schowam głowę w piasek i może mi się uda. Co, mianowicie, miało mi się udać? Chyba tylko to, że pozostanę w punkcie, w jakim byłam. Może to i wygodne, ale krótkowzroczne. Czas biegnie, priorytety w życiu się zmieniają. To, kim zostałam było wynikiem bólu i buntu. Mam rogatą duszę i silny charakter, nie lubię żebrać o miłość, a jeszcze bardziej nie lubię być wykorzystywana. Zawsze mi się wydawało, że jeśli ktoś (mężczyzna) mówi: “kocham”, to to coś znaczy. Traciłam sprzed oczu instynkt samozachowawczy i budziłam się z ręką w nocniku. Jest takie utarte powiedzenie, że jeśli ktoś ma miękkie serce, to musi mieć twardą… jakby tu delikatnie? No, twardy rewers. W wyniku postępowania mojego miękkiego serca, ta tylna część mojego ciała zaczęła już przypominać rzemień. Zajęłam się więc hartowaniem serca, żeby mnie już więcej nie robiło w konia – stal się hartuje, to i serce też można. Teoretycznie. Teoria w doświadczeniu empirycznym mi się nie sprawdziła, co za chwilę zostanie wykazane. Zawsze byłam traktowana przez mężczyzn, jak przedmiot, sama więc w końcu zaczęłam ich tak traktować. Jestem normalną kobietą. Przepraszam za brutalne i męskie słowa, ale ja też potrzebuję seksu – to nie jest tylko i wyłącznie potrzeba mężczyzn. Nie macie na to monopolu. Vibrator i inne zabawki nie zastąpią żywego partnera. To chyba jasne, prawda?
Boilly „Poin de Convetion”
D.B: Każdy ma potrzeby seksualne, jednak nie każdy takie same, ale seks to jedna strona medalu, a miłość?

Milena: Słowo “miłość” starannie wydrapałam żyletką ze swojego prywatnego słownika, marzenia o wspólnym życiu z mężczyzną równie starannie zakopałam kilka metrów pod ziemią i, żeby mi nie wylazły, przywaliłam skałą rozczarowania (ona dość duży ciężar właściwy ma, ciężka jest). Posprzątałam otoczenie z niepożądanych elementów i było dobrze. Zaczęłam prowadzić życie wcale nieobce dużej, bardzo dużej liczbie ludzi. Skupiłam się na jego przyziemnej stronie, na mieniu (od czasownika “mieć”), a nie na byciu (od słowa “być”, istnieć świadomie). Gdybym nie spotkała Mateusza, chyba dopiero w trumnie zorientowałabym się, że serce mam puste, jak orzeszek wyschnięty, a swoją duszę zakneblowałam, związałam i kazałam jej siedzieć cicho. Miłość do tego człowieka postawiła mój cały świat na głowie. Byłam tym tak przerażona, że chciałam odpuścić. Byłam pewna, że to nie może się udać, że w chwili, kiedy On dowie się, kim jestem, stracę Go na zawsze. Nie chciałam tej miłości. Bałam się jej, jak ciężko poparzony człowiek boi się ognia. Ale ona nie pytała o pozwolenie przyjścia. Spadła na mnie, jak grom z jasnego nieba i nie dała się zignorować. Mówiłam sobie: “jeszcze tylko jedno spotkanie, jedna rozmowa, jeszcze tylko niech przez kilka dni to trwa, a potem to skończę”. Równie dobrze mogłabym sobie obiecywać, że za kilka dni przestanę oddychać. Szarpałam się, jak ryba w sieci, ale Bóg jest miłosierny. Postawił na mojej drodze pewnego dziennikarza, który mi uświadomił, że muszę stawić czoło rzeczywistości. Popatrzyłam sobie w oczy i stało się dla mnie jasne, że zdradzam własne poglądy. Ujrzałam na sobie szary, harcerski mundur sprzed lat i harcerski krzyż zaświecił mi w oczy. Honor, kobieto, powiedziałam sobie. Nie wypadłaś sroce spod ogona. Masz swój honor. Kłamstwo nie jest w nim przewidziane. Świadomie oszukujesz  człowieka, którego kochasz. O, nie! Tak pozostać nie może. On ma kochać Ciebie. Ciebie! A nie wyobrażenie o Tobie, wyimaginowany obraz. Tego tak naprawdę chcesz, a nie tego złudzenia, które On ma teraz.
D.B: I postanowiłaś porzucić wyimaginowane wyobrażenie świata na rzecz rzeczywistości zupełnie realnej?

Milena: Prawdę powiedziawszy nie miałam żadnej nadziei na to, że po moim wyznaniu pozostaniemy parą. Że Mateusz wysłuchawszy mojej spowiedzi wybaczy mi, byłam pewna, ale oczyma wyobraźni widziałam, jak Jego miłość stygnie, jak oddala się ode mnie, jako mężczyzna. Widziałam, jak pozostawia mi swoją przyjaźń i chrześcijańskie błogosławieństwo. I więcej nic. Wizja Chrystusa i Magdaleny sama się narzucała. Dla mnie była to straszna wizja. Nie będę przedłużać tej historii opowiadaniem, jak wszystko przebiegało. Opowiem zakończenie na chwilę obecną.
Constantin „Prostitutes”
D.B: Potrafisz trzymać w napięciu. Myślę, że twoja historia mogłaby posłużyć za scenariusz do filmu, może nie sensacyjnego, ale obyczajowego na pewno.

Milena: Nie jest to happy end w stylu Harlekina i Hollywoodu, ale, jak dla mnie jest to szczęście. Takie zwykłe, ludzkie. Mateusz nadal mnie kocha. Nie zostanę jego oficjalną żoną. Nie weźmiemy ślubu. Mnie to nie przeszkadza. Przeżyłam już ślub przed ołtarzem, mszę koncelebrowaną przez trzech księży i przysięgi przed Bogiem, z których nic nie zostało. Po tamtej stronie, po stronie mojego byłego męża, bo jeśli chodzi o mnie, to do dziś przepraszam Boga, że złożyłam śluby według religii, która została mi narzucona. Ślubu nie będzie, ale jestem nazywana ukochaną żoną. Wiem, czuję, że to nie jest slogan. Dla mnie to więcej, niż katolicki sakrament. Bo ja czuję tę miłość codziennie. Ja, mojemu mężczyźnie złożyłam przysięgę rzymską. Ubi tu gajus ibi ego caia. Łacinę i historię znam wystarczająco, żeby przy moim pogańskim światopoglądzie znaczyło to dla mnie tyle, co i amen.  Odkąd mnie zaakceptował, jako swoją kobietę nie jestem w stanie powrócić do swojej profesji. Nie będzie mnie dotykał nikt, poza Nim. Nawet gdybym bardzo potrzebowała pieniędzy, nie jestem już w stanie tego zrobić. Nie teraz. Nie, kiedy mogę ufać Jego miłości. Mój mężczyzna ukrywa mnie przed światem, ale ja nie mam o to pretensji. Świat niech sobie ma swoje przesądy. My ich między sobą nie mamy. Może za bardzo kocham opery, ale teraz mój los przypomina La Traviata Verdiego na początku trzeciego aktu. Z tą tylko różnicą, że główna bohaterka poddała się i umarła, zanim jej ukochany mężczyzna ją ocalił. Ja nie zamierzam. A Mateusz nie zamierza pozwolić, żeby mnie ktoś od niego odizolował. Kto nie wie, o czym mówię niech sobie poczyta libretto. W końcu czytanie nie jest zabronione, a teatry i opery jeszcze istnieją.

Lautrec „salon in the Rue des Moulins”
DB: Rozumiem, że składając Mateuszowi rzymską obietnicę skończyłaś z uprawianiem prostytucji. Rozumiem, że świat Mateusza nigdy nie dowie się o twojej przeszłości i rozumiem argumentację: światu nic do tego kim byłam, kim jestem i kim chcę być. Ale wynika z tego nieco smutny wniosek, że twoje szczęście jest niejako między ustami a brzegiem pucharu, bowiem między wami jest inna zupełnie przyziemna odległość. Nie mieszkacie razem.

Milena: To prawda. Nie mieszkamy razem. Dość często odczuwam to boleśnie, kiedy w środku nocy, w półśnie szukam Go w łóżku, chcąc się przytulić, albo kładąc się spać po męczącym, złym dniu najchętniej wtuliłabym nos w Jego pierś i zasnęła w Jego ramionach. Mateusz jest dla mnie nie tylko mężczyzną, kochankiem. Jest Przyjacielem, Opiekunem, Obrońcą. “Jest lekiem na całe zło i nadzieją na przyszły rok, jest alfą, omegą, hymnem, kolędą…” – znasz tę piosenkę? Mateusz jest kimś, kogo szukałam przez całe swoje życie. Tacy mężczyźni są rzadkością, są jak jednorożce w krainie Baśni. Cóż dziwnego, że jest mi Go ciągle za mało, że chciałabym, żeby był obok cały czas? Nic, prawda? Z tym, że ja już od dość dawna nie jestem małą dziewczynką, którą bez przerwy trzeba trzymać w ramionach. Również ani On, ani ja nie zaczynamy dopiero życia. Przez dłuuugi czas żyliśmy samotnie i samodzielnie, mamy swoje przyzwyczajenia, swoje obowiązki, swoje pasje. Pochodzimy z dwóch różnych światów. Myślę, że prosty rysunek z matematycznego zadania o zbiorach będzie ładną ilustracją. Dwa zbiory naszych osobowości i potrzeb nakładają się na siebie, tworząc w pewnym zakresie jeden zbiór wspólny i dwa całkowicie odrębne. Ani On nie chce wyprowadzić się z Niemiec, ani ja rozstać się ze swoją ukochaną Szkocją. On mówi po angielsku, tak, jak po niemiecku i po polsku, ja powoli nadrabiam swoje szkolne niedopatrzenie i za jakieś dwa lata będę prawdopodobnie mówiła po niemiecku tak, jak teraz po angielsku – nie ma dla nas problemu, żeby żyć w dwóch krajach jednocześnie. Oboje kochamy podróże i jesteśmy obywatelami Europy. Ja mam swoją szafę u Niego w domu, on ma swoją u mnie, każde ma klucze do obu mieszkań. I tak jest dobrze. A tęsknota… Hmmm, coś Ci powiem. Wolę na odległość tęsknić do kogoś, kto mnie naprawdę kocha, niż umierać z tęsknoty do mężczyzny, który żyje obok mnie w jednym mieszkaniu. Obok. Ale nie ze mną. Ten horror już przeżyłam i mało nie kosztował mnie samobójstwa. Dlatego teraz nie narzekam i choć, jak każda kochająca kobieta tęsknię do swojego mężczyzny, to nie pozwalam sobie na histerie. Telefony i komputery działają, samoloty latają, autokary i samochody też jeszcze nie zniknęły z powierzchni ziemi, więc zawsze jest możliwość, żeby się spotkać. A wtedy… Kiedy On bierze mnie w ramiona, wiem, że żyję i mam po co żyć.
D.B: Rzeczywiście. Nie jest to happy end w stylu Harlekina i Hollywoodu, a proza życia. A życie jak wiemy lubi płatać figle. I choć zazwyczaj trudno to zrozumieć, to widać, że chyba tak czasami musi być (?)

Milena: Aller Anfang ist schwer doch wir werden geboren um zu kampfen die Welt und uns selbst besser  zu verstehen – co w wolnym tłumaczeniu oznacza: “każdy początek jest trudny, ale rodzimy się po to, żeby walczyć o lepsze pojmowanie świata i samego siebie”. I nie jest to cytat z niemieckiej książki, lecz moja własna myśl. Znów zaczęłam wszystko od początku. Straciłam możliwość zarabiania pieniędzy, ergo łatwego życia. Zyskałam… więcej, niż kopalnię diamentów. Mówi się, że diamenty są najlepszym przyjacielem kobiety. Osobiście współczuję kobietom, które takich przyjaciół muszą posiadać, bo lepszych nie znajdują. W tej liczbie, oczywiście, współczuję sobie samej. Na szczęście już wstecznie. Już mnie ten problem nie dotyczy.
Dziękuję za rozmowę.
www.openscotland.com