Wzruszający kawałek kina…

            Nasze życie codzienne poprzeplatane jest chwilami pięknymi, radosnymi, które chcielibyśmy, by trwały nieustannie. Niestety tak nie jest i gdy wydaje się nam, że wszystko już jest OK i mogłoby być takie zawsze nagle przydarza się nam coś niespodziewanego, co wywraca nasze życie do góry nogami. Takim strasznym momentem w naszym życiu jest m.in. choroba, która wymaga od nas wielu poświęceń, cierpliwości i wiary w to, że uda się ja pokonać. A co w momencie, gdy już wiadomo, że nic nie da się zrobić, że diagnoza lekarska jest wyrokiem z datą ważności? Zapewne większość osób załamałaby się, poddała, a tylko nieliczne z was drogie Lejdiz, wiedziałyby jak wykorzystać każdą sekundę własnego życia.
       
Dwoje młodych ludzi spotyka się w dość nietypowych okolicznościach. Trwa właśnie pogrzeb, gdy Enoch (w tej roli Henry Hopper) zauważa piękną dziewczynę. Jednak to nie ona, ale on jej przypada do gustu od pierwszego wejrzenia. Dziewczyna chce nawiązać z nim kontakt, bliżej go poznać jednak Enoch robi wszystko, by tak się nie stało.

      Na kolejnym pogrzebie, ponieważ nasz bohater upodobał sobie tego typu imprezy, Enoch znów spotyka tajemniczą dziewczynę, która tym razem wyciąga go z problemów i przedstawia mu się jako Annabel (Mia Wasikowska). Po chwili oboje zaczynają rozmawiać o tym, jak się poznali podczas pierwszego pogrzebu, na którym Annabel żegnała kolegę z oddziału szpitalnego, na którym podobno pracuje jako wolontariuszka. Następny raz spotykają się w nieco innych okolicznościach, a mianowicie w okolicach cmentarza, na którym leżą rodzice Enoch’a, którzy (jak się później dowiadujemy) zginęli w wypadku samochodowym. Enoch przyprowadza Annabel do ich grobu i zaczyna jak gdyby nigdy nic opowiadać im o swojej nowej koleżance. Podczas tego spotkania chłopak zaprasza też ją na mecz. Kiedy dochodzi do tego spotkania Annabel zna już swoje niezbyt pozytywne wyniki badań. Wyjawia Enoch’owi prawdę, a mianowicie mówi mu, że jednak nie pracuje na oddziale onkologicznym, gdzie leczone są dzieci tylko jest jedną z pacjentek. Enoch bez zawahania pyta o to, ile jej jeszcze zostało życia. Annabel podobnie, bez zastanowienia czy nutki nostalgii, odpowiada, że 3 miesiące.

            W tym momencie filmu „Restless”, jako widzowie, dowiadujemy się, że mieć policzone godziny naszego życia nie znaczy, że to koniec świata, a raczej jest to początek możliwości, jakie stoją przed nami. Annabel i Enoch, z każdym dniem, stają się sobie naprawdę bliscy i choć musi się on czasem mierzyć z momentami zwątpienia, buntu, załamania to jednak mimo wszystko nie poddaje się.
            W całej wzruszającej historii Annabel i Enoch’a nie rozumiem tylko wątku z pewnym Japończykiem o imieniu Hirioshi…, ponieważ bez niego dzieje tych dwojga byłyby równie wciągające…

            Gus Van Sant, czyli reżyser takich produkcji, jak: „Obywatel Milk”, „Słoń” czy „Buntownik z wyboru” nie ma zamiaru nas tym filmem zdołować; wręcz przeciwnie w jego obrazie możemy zobaczyć niesamowicie przedstawioną nadzieję i chęć, radość życia. Do świetnie pokazanych scen w przeróżnych sceneriach dodana jest także muzyka, która jeszcze dogłębniej podkreśla atmosferę tego dzieła. Jej autorem jest wyśmienity amerykański kompozytor – Danny Elfman, który ma na swoim koncie aranżacje do wielu filmów, m.in. większości Tima Burtona (do „Edwarda Nożycorękiego”, „Alicji w krainie czarów” i wielu innych).

            Tak banalne wydaje się stwierdzenie, by żyć tak, jakby każdy dzień był naszym ostatnim, ale coś jednak w tym jest… Dlatego zachęcam was drogie Lejdiz do zatrzymania się choć na chwilę i zainteresowania przede wszystkim sobą, ale także swoim najbliższym otoczeniem, a nie tylko pracą, zarabianiem pieniędzy i pędem nie wiadomo za czym. Spróbujcie, bo naprawdę warto. Na początek jednak zacznijcie od filmu, który gorąco polecam, bo on właśnie pokazuje jak to jest żyć pełnią mimo wszystko.
Tekst: Magdalena Smolarek
Zdjęcia: internet