Foto: Gosia Janik |
Agnieszka walczy o wolność poprzez sztukę. Staje po stronie tych, którym odebrano prawo głosu, represjonowano, wydano na nich wyrok śmierci. Co roku organizuje festiwal „Passion for Freedom”, który skupia artystów, których odrzuciły europejskie galerie. Jej życiowym mottem jest „wolność dla kobiet, Wolność słowa. Obrona Wolności tam gdzie istnieje. Promocja Wolności tam gdzie jej nie ma”. Zwyciężyła tegoroczną edycję plebiscytu „Polka Roku”, odbywającego się co roku w Londynie, podczas Kongresu Polskich Kobiet, pod patronatem m.inn. ambasady RP.
Z Agnieszką Kołek rozmawia dla Was dzisiaj Agnieszka Szmidel
– Gratuluję Pani nagrody. To prestiżowe wyróżnienie. Jak Pani odebrała wiadomość o wygranej?
– Bardzo mnie to zaskoczyło i ucieszyło. Nie wiedziałam, że mogę zostać laureatką.
– Do konkursu zgłaszano kandydatury. Czy wie Pani, kto Panią mógł zgłosił?
– Mogę się domyślać, to osoba zaprzyjaźniona ze mną i znającą moją działalność.
– No właśnie, czym się Pani zajmuje?
– Gros mojej pracy to organizacja pozarządowa, która jest organizatorem festiwalu “Passion for Freedom”. Na razie działa dzięki przyjaciołom, ich zaangażowaniu i pracy. I dzięki tej pracy, wysiłkowi, zarówno w sferze organizacyjnej jak i w aktywności kuratorskiej, działamy tak, aby każda edycja festiwalu, każdy rok był lepszy. Jestem jednym z głównych organizatorów i kuratorem “Passion for Freedom”. Od zeszłego roku współpracuję też z Debut Contemporary, po tym jak galeria odkryła moje prace na jednym z największych konkursów artystycznych w Wielkiej Brytanii.
–
Foto: Marianna Fox |
A skąd się wzięła potrzeba robienia takiego festiwalu, wydarzenia, które podejmuje ważne społecznie tematy poprzez sztukę?
– Zawsze interesowała mnie tematyka kobiet. Tematy zwiazane z wolnością kobiet, z wolnością słowa. Jak robiłam dyplom na Wimbledon College of Art, który jest częścia London College of Art, miałam przyjaciółke z Iranu – kraju, w którym znany pisarz Salman Rushdie dostał zakaz publikowania i był skazany na karę śmierci za swoją książkę “Szatanskie wersety”.Poza tym, urodziłam sie w roku 77, który pamięta jeszcze stan wojenny. Niedaleko mojego domu była kopalnia “Wujek”. Czułam więc doskonale, co to jest nie mieć wolności, jak to wpływa na ludzi, jak to ludzi zmienia. I przez przypadek właściwie doznałam olśnienia, kiedy jedna z moich przyjaciółek, dziennikarka robiąca ze mną wywiad w związku z aukcją charytatywną prac (nawiasem mówiąc, jedną z moich prac kupił wówczas były premier Kazimierz Marcinkiewicz). Przyjaciółka zabrała mnie na demonstrację pod Downing Street. Podczas tej demonstracji kobiety protestowały przeciwko używaniu w Wielkiej Brytanii prawa Shariatu pod przykrywką tzw. sądow mediacyjnych. Obok była druga demonstracja – mężczyzn, którzy nawoływali do proklamowania Shariatu. Na ich transparentach widniały napisy typu: demokracja to rak, powinno sie ją znieść. Wyglądali bardzo agresywnie, bardzo złowieszczo.
Bardzo to mną wstrząsneło. Następnego dnia jednak nie było o tym zajściu żadnej wzmianki w gazetach, podobnie w sieci. Za to mogłam obejrzeć zdjęcia fotografów pracujących jako freelance. Tylko że nikt ich zdjęć nie kupił. Potem pytałam kilka osób, dlaczego tak jest, że o pewnych tematach się nie mówi. Odpowiedziały mi, że gdyby publikowano informacje o takich wydarzeniach, wtedy oni – ci ekstremiści – rośli by w siłę. Ale z drugiej strony – przez to ukrywanie informacji ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, co się dzieje w ich własnym kraju. Nie mogą się wypowiedzieć, bo nie wiedzą, że jest taki problem.
– Tak, i to jest bardzo niebezpieczne, bo prowadzi do niewiedzy. Powinno się otwarcie rzeczy dyskutować. Podam przykład. Półtora roku temu wypłynęła w gazetach afera o mężczyznach wykorzystujących Angielki do prostytucji. Byli oni na łamach nazywani “Azjatami”. Tymczasem byli to Pakistańczycy i trochę Afgańczykow, Irakijczyków. Takie sformułowanie z oczywistych względow obraża jednak Japończyka, Chińczyka, Hindusa, którzy także mogą sie tak określać. Dodatkowo jeden z dziennikarzy, który tę sprawę naświetlił, powiedział w jednym z wywiadów, że wiedział o sprawie z lokalnych mediów już sporo wcześniej, ale nie chciał wyjawiać szczegołów i prowadzić śledztwa, bo nie chciał dać prawicowej partii, znanej ze swoich antyimigranckich haseł, wygranej w wyborach! Te dziewczyny musiały cierpieć tak długo, tak bardzo…
– Bulwersujące jest to, co Pani mówi.
– Tak, ja byłam tak przerażona, ze chciałam na tego człowieka nakrzyczeć, powiedzieć, że takze miał udział w tej strasznej historii, bo nie zabrał glosu wcześniej twierdząc, że to mogło przysporzyć wyborców prawicowej partii.
– Przede wszystkim reklamujemy festiwal w różnych newsletterach dla artystów, na stronach internetowych, ja chodzę na wystawy, wykłady związane z tematem wolności. Działa to trochę na zasadzie “z ust do ust”, mieliśmy też w zeszłym roku ogłoszenie w publikacji, która ukazuje się w Belgii i Holandii, czyli ktoś zapłacił za reklamę, z której potem mieliśmy sporo zgłoszeń.
– A zgłaszają się jacyś polscy artyści na festiwal?
– Tak, w zeszłym roku nagrodę publiczności zdobyła Maria Strzelecka za obraz “Mama Anarchija” dedykowany rosyjskiemu zespołowi The Pussy Riot. Drugą Polką była Matylda Tracewska z pracą “Freedom 5pm”, wykonaną w ciekawej technice mozaikowej.
– Czy Pani zdaniem polscy artyści uczestniczący w festiwalu mogą czuć się pominięci, wykluczeni?
– Wydaje mi się, że to są artyści, którzy chcą mówic o czymś ważnym. I że chcieliby, żeby ten głos został usłyszany.
–
Foto: Gosia Skibińska |
A czy są artyści, których mogą czekać represje, prześladowania, którzy są na indeksie, którzy są uchodźcami?
– Przyznam, że w zeszłym roku było mi bardzo przykro, bo dwie artystki, które wystawiały pod pseudonimami prosiły, aby ich zdjęcia nie pojawiały się w materiałach promocyjnych czy na stronie internetowej. Nie chciały też, aby ktokolwiek z rodziny był na wystawie festiwalowej. Obawiały się konsekwencji. Była też inna artystka, która się wycofała z udziału w festiwalu mówiąc, że gdyby była sama, ok, może się wystawiać i prace pokazywać, ale ma rodzinę. Ludzie się zaczynają bardziej bać. I to nie w kontekście kraju, reżimu, który panuje, ale w kontekście innych ludzi – jednostek, które mogą ich skrzywdzić. Ostatnio chciałam dla festiwalu pozyskać pewnego artystę z Brukseli, reprezentowanego przez galerię w Paryżu. Po wystawie na Biennale w Maroku zaczął dostawać pogróżki i groźby do tego stopnia, że przepraszał wlaścicielkę galerii, że on zrozumie, jeśli ona przestanie go po tym wszystkim reprezentować.
– Czuł poczucie winy? Za swoją sztukę?
– Tak, trochę tak. To zadziwiające, że jeden głos moze uciszyć większość. Po angielsku to się nazywa random target.
– Słuchając Pani mam wrażenie, że żyje Pani swoją pasją.
– Tak, bez wątpienia. Ale na co dzień jestem nauczycielką plastyki i techniki.
– Jak Pani godzi te dwie aktywności: kuratorki i nauczycielki?
– Myślę, że trzeba posiąść umiejętność uczenia się jednego i wykorzystywania tego w innymi miejscu. Przenoszenia umiejętności.
– Poza faktem, że ludzie mi gratulowali uważam, że taka inicjatywa jest ogromnie potrzebna. Inspiruje do działania Polki w Wielkiej Brytanii, bądź zachęca do pomagania innym, którzy działają. Kobiety jako takie mają problem z byciem ocenianymi: a czemu nie siedzisz w domu ze swoim dzieckiem, a czemu nie gotujesz. W tej chwili na wokandzie jest książka jednej z szefowych Facebooka, Sheryl Sandberg, która twierdzi, że kobiety się same ograniczają, same spowalniają, myslą, że nie wypada, nie powinnam. Dlatego te kontakty, które można nawiązać podczas Kongresu, dopingują do działania.
– A u Pani co się zmienia?
– Myślę, że ta nagroda pomoże festiwalowi. Że stanie sie on platformą wolności, że będzie rósł z roku na rok, że będę mogła promować festiwal, promować otwartą debatę. Przy tej okazji chcialam serdecznie zaprosic do udzialu w kolejnej edycji konkursu, termin nadsylania prac do konca wrzesnia.
W tej chwili, na wieść o mojej nagrodzie piszą do mnie Polki mieszkające w Wielkiej Brytanii: artystki, pisarki. Społeczność polskich kobiet się aktywizuje. Zresztą w tej chwili od półtora miesiąca jestem w projekcie zachęcającym Polaków na Wyspach do głosowania w wyborach: czy to parlamentarnych, czy narodowych, do bycia aktywnym w sferze obywatelskiej.
– Wolność to dla mnie stan naturalny. Jeśliby ktoś zaczął mi odbierać powietrze, powiedziałabym: proszę mi nie odbierać powietrza. Po prostu dużo widziałam i w dzieciństwie nasiąknęłam poczuciem, jak to jest, jak się nie ma wolności. Byłam aktywna jako członekParlamentu Dzieci i Młodzieży na Śląsku, potem byłam w organizacji “Wyspa”. Zawsze było mi bliskie, że się coś robi, że się coś robi dla innych. Ale proszę nie mysleć, że jestem taka walcząca. Lubię pływać, chodzić po górach, jeżdżę do pracy na rowerze. Kocham zycie !
www.passionforfreedom.co.uk – Warunki udzialu w Konkursie, Formularz zgłoszeń oraz informacje o piątej już edycji Passion for Freedom London Art Festival.