Codziennie wiele z nas otrzymuje zapytania, prośby, nagabywania od Polaków z ojczyzny, którzy wyrażają chęć wyjazdu z kraju. Jest to nieodłączny element naszego istnienia poza granicami Polski, swoisty test na lojalność w stosunku do tych, którzy pozostali za nami. Nagle okazuje się, że mamy więcej przyjaciół, robimy się popularni, co z natury ludzko próżnej, wielu z nas odpowiada. Jednak wobec nawału takowych zapytań, zjawisko staje się nieco uciążliwe, szczególnie wtedy, kiedy zajmujemy się pomaganiem ludziom, którzy naprawdę tego potrzebują, którzy walczą o życie, godność czy zwyczajnie dach nad głową. Problemy bowiem nie znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki po wyjeździe z ojczyzny. Nie każdy ma na tyle silną osobowość, żeby poradzić sobie w pierwszych miesiącach, czasami latach emigracji. Nie każdy jest gotowy na upokorzenie, pracę poniżej kwalifikacji, puszczenie w niepamięć, choć na chwilę, samorealizacji, rozwoju, nie wspominając już o przyjaznych kontaktach z najbliższymi.
Emigrant czyli kto?
W społeczeństwie polskim wciąż pokutuje mit doskonale uposażonego emigranta, który nagle po wyjeździe, dostaje w prezecie: benefity, dom, szczęśliwe i dostatnie życie. Zatem moi drodzy Polacy, to niestety bujda na kółkach. Co z tego, że Kowalska przyjeżdża z zagranicy i wydaje 1000zł na kosmetyczkę i fryzjera, nosi markowe ubrania, i stawia drinki. Pamiętaj, że ona także najprawdopodobniej zaczynała od przysłowiowego zmywaka, mieszkania w slumsie z grupą innych, wspaniałych dyplomowanych rodaków, którzy pochowali swoje insygnia mędrców i zasuwali na budowie. Musiała ze sobą przytaszczyć worek z pieniędzmi, który zagwarantował jej ciasny pokoik w przybudówce, opłacony za miesiąc z góry wraz z depozytem za £800. Musiała pogodzić się z faktem, że jej nazwisko nie znaczy nic, że przyjeżdża jako biała karta, że jej doświadczenie w Koszalinie, zdobyte jako asystentka prezesa czy reporterka lokalnej gazety, znaczy tyle, co nic i przyszło jej zakasać rękawy i biegać 14 godzin dziennie przez 6 dni w tygodniu w restauracji, gdzie przerwa to pojęcie abstrakcyjne, a zapłata przyszła dopiero po dwóch miesiącach bo nie posiadała odpowiednich dokumentów i konta w banku.
Droga przez mękę
Rodaku drogi, jeśli myślisz, że łaska spływa z nieba, nie łudź się. Nawet założenie konta potrafi być drogą przez mękę, nie wspominając o numerze ubezpieczenia społecznego NIN, Home Office, rejestracji w przychodni w razie konieczności czy załatwieniu niecierpiącej zwłoki sprawy urzędowej. Do wyżej wymienionych czynności musisz już mieć wynajęte mieszkanie, wysłany list pod podany adres, rachunek jakiś i adres pracodawcy. Dla początkującego emigranta wszystko brzmi jak oksymoron. Manna, o której myslisz, w postaci benefitów, to marzenie w ciągu pierwszego roku. Te przysługują zazwyczaj po utrzymaniu stanu zawieszenia i pokonaniu wszelkich trudności, dopiero do 12 miesiącach i to pod warunkiem ciągłości pracy w owym okresie.
Wielu poznałam Polaków, którzy po kilku miesiącach mieszkania w grupie, w warunkach przypominających zapadłą wioskę polską, po prostu się poddali i wrócili. Zatem ostrzegam was drodzy rodacy, jeśli nie macie „twardego tyłka”, oszczędności na przeżycie pierwszych przynajmniej dwóch miesięcy, emigracja nie jest dla was. Pamiętajcie, że nawet zwykły hamburger kosztuje w Wielkiej Brytanii około 10-20 zł, przeciętny posiłek z napojem w restauracji szybkiej obsługi to wydatek rzędu 70zł. Oczywiście pozostają do wyboru tanie puszki z Lidla czy Icelandu, ale biorąc pod uwagę, że człowiek potrzebuje czasami spożycia świeżej strawy, trzeba być przygotowanym na wydatek około 30zł na domowy obiad.
Ponadto nie licz za bardzo na pomoc tubylców. Nie wynika to zazwyczaj ze złej woli mieszkańców już osiedlonych, a zwyczajnie z niemożności pomocy. Pracy szukamy także my, podobnie jest z mieszkaniami, pokojami. To nie jest bułka z masłem.
Wolność Tomku w swoim domku?
Wynajęcie mieszkania w Wielkiej Brytanii to zupełnie inna historia niż w Polsce. Nie wystarczy pełny portfel. Praktycznie każdy lokal wynajmowany jest dopiero kiedy wykażemy się zdolnością kredytową, dostaniemy odpowiednie referencje od poprzednich właścicieli, referencje charakterologiczne od zaprzyjaźnionych ludzi na stanowiskach, dowód zarobków rocznych w wysokości 13x czynsz i zapłacimy depozyt w wysokości 1.5 czynszu plus miesięczny czynsz z góry. Oczywiście system referencyny obejmuje wszystkich przyszłych mieszkańców. Zatem jeśli jeden element układanki nie będzie pasował, szansa na wynajęcie domu czy mieszkania przepada. Koszt jednosypialnianego mieszkania w Londynie oscyluje w granicach od £700 do £1000, w zależności od położenia strefowego, czyli odległości od centrum. Jak już podpiszesz wymarzony kontrakt, najczęściej możesz zapomnieć o wieszaniu obrazeczków, zdjęć opuszczonej rodziny, czy zmianie koloru ścian. Ordnung muss sein! Ściany w kolorze magnolia, dwa krany do ciepłej i zimnej wody, bojlery z organiczoną ilością wody na 1.5 kąpieli, 3 szafki w kuchni i wszechobecne carpety! Jednak jak tu narzekać na takie drobiazgi , jak mamy wreszcie po tygodniach szukania, zaciskania kciuków i wpłaceniu oszczędności życia, wynajęte M?!
Łatwe życie upadłym mitem
Zatem obraz szybkiego zarobku i łatwego życia nieco się zamazuje. Oczywiście jeśli znajomy/ma pracuje akurat w miejscu gdzie rekrutacja jest na porządku dziennym, o wiele łatwiej jest pomóc nowym przybyszom. Znam nieliczne przypadki, które przyjechały na tzw. gotowe, podjęli pracę niemal natychmiast, pokój czekał ze świeżą pościelą i przyjazna, pomocna dłoń przyjaciela, który przeprowadził przez tajniki zdobywania dokumentacji niezbędnej do istnienia. Podkreślam jednak, to są przypadki. Większość z nas o pracę musiała starać się sama, chodzić od drzwi do drzwi, pukać, sprzedawać siebie jako luksusowy i niepowtarzalny towar. To z pewnością uczy hartu ducha i jest niezwykle potrzebne w procesie tworzenia charakteru i odporności na życiowe problemy. Jednak nie każdy dobrze znosi szczepionki. Pamiętajcie o tym, drodzy rodacy. Do tego pozostaje dodać, że życie poza Polską nie jest dla nieśmiałych i zakompleksionych, obciążonych syndromem gorszego narodu. Wobec konkurencji z całego świata, musisz stać się przebojowa/y, ująć pracodawcę nie tylko ciężką pracą, ale także przekonać, że to właśnie ty jesteś najlapszą osobą na dane stanowisko. Powiesz- truizm… w Polsce także mam konkurencję 400 podań o pracę i nie mam żadnych perspektyw więc wolę wyjechać i godnie żyć poza jej granicami, nawet wykonując podstawowe prace. Przygotuj się!
Bądź twardy i przetrwaj
Kiedyś miałam przyjemność pracowania w jednej z restauracji przy Oxford Street, w Londynie. Ci, którzy byli kiedyś w owym mieście, wiedzą że to miejsce jest najpopularniejsze i trafia tu praktycznie każdy turysta, czy rezydent miasta. Do naszych drzwi pukało średnio 15-20 osób dziennie w poszukiwaniu pracy. Teraz przemnóż to przez ilosć dni i masz obraz sytuacji. Pracodawca ma do wyboru nie tylko kilkaset podań, dodatkowo musi dopasować osobę do zespołu, pracujących nacji i atmosfery panującej w lokalu. Po latach dowiedziałam się dlaczego przyjęto akurat mnie i bynajmniej nie miało to związku z doświadczeniem nabytym w Polsce. Zostałam kelnerką bo byłam uśmiechnięta, dynamiczna i…interesowałam się modą! Okazało się bowiem, że jeden z managerów prowadził po godzinach agencję modelek i to właśnie on zadecydował, że znajdę się w multikulturowym zespole, mimo że nie potrafiłam nosić 4 talerzy w jednym ręku.
W zespole znaleźli się także: włoski informatyk, szwedzkie studentki, brazylijscy absolwenci ekonomii, algierski muzyk, francuski projektant mody, brazylijska tancerka, koreańska studentka marketingu, francuska działaczka społeczna, polski prawnik, stewardessa itd. Każdy z nich szukał szczęścia, rozwoju i możliwości zaistnienia. Niektórym się udało, inni wrócili już do swoich krajów. Nie wytrzymali presji, nie wytrzymali upokorzenia, poddali się. Projektant, choć marzył, żeby być kolejnym McQueenem, dziś po wystawieniu kilku kolekcji na London Fashion Week, znowu pracuje w barze. Koszty życia w Wielkiej Brytanii sprowadzają nas bowiem do praktycznego poszukiwania możliwości zarobku, czasami porzucenia marzeń i planów na przyszłość, powrotu do pracy u podstaw. Zatem do ciebie, drogi rodaku, należy decyzja czy chcesz być sprzedawczynią w markecie w Polsce, otoczona rodziną i przyjaciółmi, czy jesteś gotowy na ciężką, często niewdzięczną pracę podobnego pokroju w obcym kraju, otoczona wszelkimi narodami, narażona na większą konkurencję i zmuszona do nieustannej walki o swoje stanowisko, bo za rogiem już czeka kłębiący się tłum konkurencji z całego świata. Benefitów nie dostaniesz na starcie, więc przygotuj także całkiem pokaźny worek oszczędności, który będzie topniał w zastraszającym tempie, naucz się cierpliwości, samodzielności, zaradności i pozytywnego myślenia. Nic nie spada z nieba, na wszystko trzeba solidnie zapracować, niezależnie od tego, gdzie jesteś.
Zmień miejsce albo myślenie
Zanim zatem pomyślisz o emigracji i zaczniesz szukać na liście facebookowej odpowiednich przyjaciół, zmień siebie i swoje myślenie o życiu. Nagle Polska może się okazać się rajem na ziemi. Nie proś o pomoc przyjaciół, czy fundacji pomagających Polakom. Oni są po to, żeby wspomóc potrzebujących na miejscu, a zaufajcie nam, jest ich bardzo wielu. Poza tym wiele znam wiele historii Polaków, którzy starali się jak mogli, aby pomóc nowemu przybyszowi, a efektem była utrata przyjaźni, bo nie mogli zrobić więcej niż zrobili, nie podołali wymaganiom i ograniczeniom osoby, która od nich zbyt wiele oczekiwała. To nie jest zła wola czy brak solidarności narodowej, to najczęściej przyjazny gest, mający na celu uświadomienie wam, że pora zmienić tok myślenia. Fundacje powstają po to, żeby ratować życie, a nie być agencjami pośrednictwa pracy. Pamiętaj o tym, rodaku, zanim postanowisz zaśmiecić skrzynkę mailową jednej z nich. Te kilka minut bowiem może uratować czyjeś życie, kogoś kto naprawdę potrzebuje pilnej pomocy tu i teraz.
GS