Naukami o życiu w rodzinie byłam  faszerowana przez cztery lata nauki w katolickim, zacnym liceum ogólnokształcącym. Poza przymusową modlitwą poranną, rekolekcjami dwa razy do roku i odbębnianiem przymusowych mszy, traktowano nas wykładami na temat rodziny i odpowiedzialności za ich zakładanie. Przed ślubem miałam także kilka przymusowych, kilka lekcji w kościele, gdzie ponownie dowiedziałam się o kalendarzykowej metodzie zapobiegania ciąży (moja koleżanka ma już dwoje dzieci dzięki ślepej wierze w kalendarzyk), o roli żony i męża, o zdradach i codziennej (przymusowej) modlitwie, żeby do życia nie wkradł się tylnymi drzwiami diabeł, czy inne licho.  Zatem w teorii do roli matki, żony i kochanki  przygotowana byłam doskonale. Do tego lekcje psychologii, socjologii, ba nawet filozofii i savoire vivre w liceum, sprawiły że ponad przeciętnie mogłam poczuć się ogólnie wykształcona. Ot klasycystyczny wzór damy do naśladowania. Wszechstronnie wyedukowana, w długiej spódnicy, pod władzą mężczyzny, w białych bucikach, zawsze gotowa na usługiwanie panu…

Dziś jednak nie o matce, a o ojcu. Bowiem mamy ich święto, zatem wypada choć słowo na temat męskiego ogniwa domowego wspomnieć. Każdy z nas zna ich mnóstwo, są lepsi i gorsi, bardziej świadomi swojej roli, i tacy, którzy myślą, że ich rola polega na wyprowadzaniu dzieci na niedzielne wypady do pubu, kupowanie czekoladek i sadzaniu przed telewizorem, zeby tatuś mógł „popracować” na komputerze. Przyznaję- rola ojca współczesnego to praca syzyfowa. Nawet jeśli uświadomiono ci z czym tacierzyństwo się je, zanim potomka począłeś, wciąż zaskakuje cię bezwględność jego wymagań. Podziwiam tych ojców, którzy z uśmiechem na twarzy znoszą grymasy, krzyki określania własnej tożsamości, okrzyki radości na widok kolejnej karuzeli w wesołym miasteczku, do tego rysują z dziatwą, bawią się w Indian, uczą pływać i jeździć na rowerze. Ponadto zwalniają mamusie z obowiązków z regularnością co najmniej tygodniową, żeby ta mogła zarzyć błogosławionego stanu odpoczynku. A teraz zejdźmy na ziemię…statystycznie w kraju anglosaskim prawie połowa dzieci żyje bez ojców, w USA statystyki mówią o 40%. Powoli ku niechlubnym liczbom zbliża się też Polska i cała reszta świata.

Co traci człowiek w związku z nieobecnością ojca?

Otóż wg Dawida Blakenhorna, założyciela i prezesa Institute for American Values (autor „Ameryki bez ojców”), przede wszystkim dziecko traci poczucie bezpieczeństwa i szansę na lepszy życiowy start. Dla dziewczynki ojciec jest pierwsza miłością, ideałem i wzorem na przyszłość.  To w jaki sposób będzie o sobie myślała, czuła się ze sobą zależy w dużej mierze od jej relacji z ojcem.  Dziewczynki czują się kochane przez matki bezwarunkowo, natomiast podświadomie czują, że na miłość ojca trzeba zasłużyć. Stąd ich poczucie zawodu, zdrady, kiedy ojciec  w ich życie się nie angażuje. Dopóki mogą, starają się jeszcze mocniej, zabiegając o względy ojca. Opuszczone córki wcześnie podejmują kontakty seksualne, częściej się rozwodzą, bądź wcale za mąż nie wychodzą. Dla chłopca natomiast ojciec określa fakt bycia mężczyzną. Z niego czerpie przykład, to od niego uczy się opieki nad słabszymi, traktowania ludzi, obrony i szacunku dla innych. W tej relacji kiełkuje także poczucie pewności siebie chłopczyka.

Zasada legitymizacji

Wg antropologa- Bronisława Malinowskiego, ważna jest zasada legitymizacji czyli uznawania własnego potomstwa i odpowiedzialności za nie. Ojciec jest zobowiązany do pomocy matce w opiece i w wychowaniu dzieci na równym poziomie. To gwarant przetrwania gatunku i jednocześnie kształtowanie charakteru młodego człowieka. Samotny rodzic jest często przepracowany, zestresowany, co może również wpłynąć utratę części uwagi z jego strony i być odczuwane jako podwójna strata dla dziecka. Wg psychologów „nieobecny” ojciec, który nie angażuje się wystarczająco w życie dzieci, jest równie bezużyteczny jak ten, który dom opuszcza. Zatem wszelkie powyższe wnioski naukowców należy odnieśc także do tych rodzin, w których tatusiowe są zawsze zajęci, zabiegani, bądź odkładają grosz do grosza na obczyźnie.

Facet, czyli kto?

Kod zachowania współczesnego faceta, przekazywany przez media to katastrofa. Silny macho, bezwględny, bogaty, obracający kobiety w łożku niczym maglownicę i wiecznie walczący niczym Robinhood czy agent 007. Chłopcy dostają wiadomość, że bohaterem zostaniesz wtedy, kiedy będziesz silny i bezwględny, drapieżny i muskularny. Masz się wykazywać sprytem, siłą fizyczną i wykorzystywać kobiety. Ot medialny wizerunek „prawdziwego” mężczyzny. Co ciekawe jednak, ojcowie, którzy z jakiś powodów tracą kontakt ze swoimi dziećmi, umierają wcześniej, nie dbają o siebie, nie mają zbyt wielu przyjaciół i często odwraca się od nich także najbliższa rodzina. Egoizm, brak odpowiedzielaności i przemoc to dość typowa ekspresja męskości, akceptowalna przez mass media. Jednak prawdziwy mężczyzna to ten, który potrafi pracować nad inną częścią natury- opiekuńczością, obroną słabszych i poświęcaniem się dla innych. To on ma bronić swojej niewiasty, potomstwa, dosypać do ognia kiedy ognisko wygasa, nie oliwy jednak, a świeżo rąbanego drewna.

Brak ojca i neurony

Gabriella Gobbi z uniwersytetu McGill w Kanadzie udowadnia, że w mózgach potomstwa wychowywanego bez ojca, zachodzą poważne zmiany biochemiczne. Co prawda badania zostały przeprowadzone na myszach, ale jasno dowodzą, że myszki oddzielone od tatusiów mają problemy z nawiązywaniem społecznych relacji, przywiązywaniem się do innych i z ekspresją osobowości. Kolejny zespół naukowców z Izraela, pod kierunkiem Ruth Feldman, przeprowadził badania na 80 parach, które zostały rodzicami. U wszystkich zanotowano znaczny wzrost stężenia oksytocyny, odpowiedzielnej za miłość i przywiązanie. Matki zazwyczaj dzieci przytulają, śpiewają im, wpatrują się w ich oblicza, natomiast ojcowie po prostu się z maluchami bawią, poświęcają im czas, zabierają na wycieczki, wywołując tym samym poczucie przywiązania swoich pociech.  



Bycie ojcem to nie jest łatwe zadanie. Nie można tej decyzji podejmowac pochopnie. To odpowiedzialność za nowe życie i na całe życie. Zatem drogi Tato, jeśli dostałeś dziś laurkę- spójrz na nią raz jeszcze, adoruj każdą kreskę, uśmiech, wyciągniętą do ciebie rączkę, każdą wspólną sekundę, jaką zostałeś obdarowany, jesteś w końcu połową świata swojego dziecka, a to cały ogrom obowiązków i co najmniej tyleż samo radości i satysfakcji, jeśli uda ci się wychować dobrego człowieka.
Wszystkiego najlepszego dobrym, świadomym i odpowiedzialnym ojcom zatem życzę,

GS