Koreańczycy dbają o swoją tężyznę. Zdrowie jest jednym z ważniejszych tematów rozmów, wiadomości telewizyjnych i artykułów. Jest to zagadnienie stale obecne w świadomości koreańskiego społeczeństwa, czasem aż do przesady – zdarzyło się, że w całym Seulu nie można było dostać słoniny po tym, jak w dzienniku telewizyjnym ogłoszono jej cudotwórczy wpływ na skórę (kolagen!). O tak, kwestie piękna i zdrowia często są tutaj ze sobą utożsamiane.
Dzięki uprawianiu sportu, masowym wspinaniu się na góry, chodzeniu na saunę, zdrowemu odżywianiu oraz wzmacniaczom z zakresu medycyny chińskiej (tzw. „hanyak”/한약) Koreańczycy wyrabiają sobie nadwyżkę zdrowotnych punktów, które odhaczają podczas pijackich kolacji oraz wydają na stres związany z nieludzkimi godzinami i sposobem pracy. W ogólnym bilansie prawdopodobnie wychodzą na swoje – według statystyk ONZ z 2010 roku średnia długość życia Koreańczyków to 80 lat (mężczyźni: 76,48 i kobiety: 83,25).
  
Typowa porcja hanyaku – wywaru z ziół, kory drzew, 
suszonych insektów (np. cykad), cebuli, czerwonego żeńszenia,
a czasem nawet w całości gotowanej kozy lub kota. Hanyak
przygotowywany jest zazwyczaj przez ośrodki medycyny 
chińskiej tzw. haneuiwon/한의원 po uprzednim 
zdiagnozowaniu problemu zdrowotnego. W haneuiwonie
również aplikuje się akupunkturę oraz bardziej tradycyjne
formy rehabilitacji jak na przykład pobudzanie prądem,
nagrzewanie lampami itd.
Szafka ze składnikami chińskiej medycyny w ośrodku medycyny 
orientalnej – haneuiwon/한의원.
 W Korei koncepcja zwolnienia chorobowego praktycznie nie istnieje. Przez ostatnich 9 lat pracy zawodowej nie spotkałam żadnej osoby, która nie przyszłaby do pracy z powodu „jakiegoś tam” przeziębienia. W przypadkach ekstremalnych, kiedy już trzeba prawie wynosić delikwenta nogami do przodu, pracownicy wykorzystują swój zwykły płatny urlop, żeby dojść do siebie. W międzyczasie jednak gorączkujące, zakatarzone i kaszlące osoby chodzą do pracy zarażając tych o słabszym systemie odpornościowym, po czym wszyscy kolektywnie sobie chorują. Niektórzy mają odrobinę więcej poważania dla swoich kolegów i zakładają ochronne maseczki, które chyba jednak w ostatecznym rozrachunku też nie za wiele pomagają. Gdy przeziębienie nie przechodzi wychodzi się na chwilę do lekarza, który najczęściej aplikuje zastrzyk (nie mam pojęcia, jaka jest jego zawartość, ale poprawa jest niemalże natychmiastowa) oraz wypisuje receptę. Są tacy Koreańczycy, którzy leków na przeziębienie nie uznają – podczas 10-letniej znajomości z PWY nigdy nie widziałam, żeby przyjmował on jakiekolwiek pigułki z wyjątkiem witaminy C połykanej z niejaką irytacją za moim nagabywaniem.
Oprócz prewencyjnych szczepionek Koreańczycy mają wiele wypróbowanych sposobów na zwalczanie sezonowych choróbsk. W przypadku osłabienia organizmu w zwykłym sklepie spożywczym można kupić podgrzaną wodę miodową (꿀물) lub ssanghwacha (쌍화차), gorzkawy wywar z ziół, który ma za zadanie ustabilizować podupadłe zasoby życiowego wigoru („ssang” oznacza energię yin i yang, „hwa” harmonię). Wiele osób z tego samego powodu regularnie zażywa produkty z czerwonego żeńszenia (hongsam/홍삼): esencje, wywary, herbatki, cukierki, żelki, pigułki z koncentratem, zwykłe tabletki i wiele innych (o Festiwalu Żeńszenia i samym żeńszeniu więcej tutaj). Moim ulubionym wzmacniającym napojem jest zdecydowanie sibjeon daebocha (십전 대보차), gorący wywar z dziesięciu różnych składników – bliżej mi nieznanych ziół medycyny orientalnej – z dodatkiem orzechów włoskich i wysuszonych owoców jujuby. Napój dobry jest podobno na stan chronicznego zmęczenia lub właśnie w przypadku przeziębień.
Sibjeon daebocha (십전 대보차) w jednej z moich ulubionych
herbaciarni na rynku Namdemun.
Korzeń żeńszenia
 Warto też wspomnieć o „herbatkach marmoladkach” i ich dwóch najważniejszych przedstawicielach: yujacha (유자차), napoju z cytronu/cedratu (przez długi czas święcie wierzyłam, że to pigwa!), oraz saenggangcha (생강차), czyli napoju z imbiru. Herbaty tego rodzaju kupuje się w słoikach, bardzo często z dodatkiem miodu, a ich konsystencja przypomina tę marmolady – wystarczy zalać gorącą wodą kilka łyżek rozrzedzonego dżemu z kawałkami cytronu lub imbiru i voilà. Trunek z cytronu posiada dużo witaminy C, a imbir znany jest ze swojego korzystnego wpływu na procesy trawienne i układ krążenia.
Zalana marmoladka z cytronu/cedratu 
tzw. yujacha/유자차.
Słoik marmolady z imbiru (tzw. saenggangcha/생강차), 
z którego przyrządza się gorący napój. 
Na zdjęciu wersja z miodem.
Powyższe przykłady to jedynie niewielki fragment koreańskiej kultury zdrowia. Na co dzień Koreańczycy rozróżniają też pokarm bardziej odpowiadający danej płci (mnóstwo przykładów poprawiających męską staminę takich jak sfermentowana płaszczka lub węgorz), wiekowi, ale też i w zależności od poziomu „wewnętrznego ciepła” człowieka. Starsze pokolenie, w tym i moja teściowa, zbiera zioła w górach (np. odmianę bylicy ssuk/) lub pije wodę zbieraną z naciętych drzew. W Seulu jest kilka dużych rynków dedykowanych wyłącznie medycynie orientalnej (np. w okolicach Jaegi-dong), gdzie można kupić specyfiki na wszelkie możliwe dolegliwości. Przykłady można mnożyć w nieskończoność. Zamiast tego dla pamięci szybka powtórka z Jana Kochanowskiego z życzeniami Zdrowia ode mnie.
„Na zdrowie”
Ślachetne zdrowie
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz,
Aż się zepsujesz.
Tam człowiek prawie
Widzi na jawie
I sam to powie,
Że nic nad zdrowie
Ani lepszego,
Ani droższego;
Bo dobre kamienie,
Także wiek młody
I dar urody,
Mieśca wysokie,
Władze szerokie,
Dobre są, ale –
Gdy zdrowie cale.
Gdzie nie masz siły,
I świat niemiły.
Klinocie drogi,
Mój dom ubogi
Oddany tobie

Ulubuj sobie!

Tekst: Anna Sawińska, www.wkorei.blogspot.com