“I see music. It’s more than just what I hear. When I’m connected to something, I immediately see a visual or a series of images that are tied to a feeling or an emotion, a memory from my childhood, thoughts about life, my dreams or my fantasies. And they’re all connected to the music. I didn’t want to release my music the way I’ve done it. I am bored with that. I feel like I am able to speak directly to my fans”– powiedziała Beyonce przy okazji wydania swojego najnowszego albumu. Na ten kazała nam czekać ponad 2.5 roku a samo wydanie było zaskoczeniem. Nie towarzyszyła mu szeroko zakrojona promocja. W czwartek po prostu album pojawił się w sklepach.
Królowa zaskakuje po raz kolejny. Krążek, wg artystki, jest najbardziej osobistą opowieścią o życiu, jaką do tej pory stworzyła. Przesycony erotyzmem, symboliką, czasami przesadną dosłownością, w koktajlu ze zmysłowym głosem królowej popu, która umiejętnie posługuje się romansem z hip- hopem. Na scieżce dźwiękowej pojawia się nie tylko głos Beyonce, do współpracy zaproszeni zostali: Justin Timberlake, Timbaland, Drake, the Dream, Sia oraz oczywiście mąż artystki- Jay-Z. Nie do końca jednak rozumiem symbolikę, którą porozumeiniewa się artystka. Wiele głosó internetowych sugeruje, że Beyonce przemyca symbolikę sekty Illuminati. Poczekajmy zatem na wytłumaczenie „co autor chciał przez to powiedzieć”.
Nosem wyczuwam kolejny sukces…
Dla Was dzisiaj kilka fragmentów piosenek z albumu.