No i doczekaliśmy się. Polska reprezentacja jest w czołówce konkursu Eurowizji 2014. Okazuje się, że nie tylko romans mody ze słowiańskim folkiem może przemawiać do tłumów, ale także muzyka, która jednocześnie stała się pomostem pomiędzy kulturą współczesną a naszą tradycją. Kto by zwrócił dziś uwagę na Mazowsze gdyby nie Donatan i Cleo?
Tymczasem mamy kiczowaty, acz pełen słowiańskiego uroku utwór roku, który podbija serca całej Europy. Na miejsca w pierwszej dwudziestce udało się wspiąć jedynie Edycie Górniak i Ich Troje. Po wielu latach zawodu mamy szansę na czołowe miejsce, może nawet wygraną. Konkurs Eurowizji staje coraz bardziej kiczowatym, nieprzewidywalnym i zadziwiającym wydarzeniem. Niezwykłą postacią w tym roku jest niewątpliwie nietypowa Drag Queen z Austrii, czyli zarośnięty facet w kreacji divy musicalu lat 80′. 
Nasze Słowianki natomiast epatują seksapilem aż do bólu. Można się oburzać na nieco seksistowski wydźwięk owego show, ale z drugiej zaś strony-czymże różni się biust Cleo od biustu Rihanny czy Shakiry? No rozmiarem oczywiście i jakością wydobywającego się z jędrnej piersi dźwięku. Śpiew Cleo przypomina mi bowiem wycieczki na polską wieś w wieku szczenięcym, kiedy panie ze słowiańskim wdziękiem zaganiały do kurnika kury albo gnały krowy do obory, prosto z pola. Jednak wobec powszechnej sztuczności, naciągania technik marketingowych jak gumy z majtek, utwór „My Słowianie” należy zaliczyć do organicznej grupy, nieskażonej GMO, łatwo przyswajalnej. Kulturowy romans hip hopu, popu i folka to trójkąt niezwykle inspirujący i założę się, że wkrótce zdominuje sceny na całym świecie. Miło jest zatem mieć świadomość, że Polacy są tego trendu prekursorami.
Życzymy Słowiankom powodzenia w finale niezależnie od tego czy identyfikujemy się ze słowami piosenki i czarem nowowyspiańskiej groteski.