[columnize]Fiodor Dostojewski powiedział kiedyś, że być może się myli, ale zdaje mu się, że po śmiechu można poznać ludzi, i jeśli przy pierwszym spotkaniu śmiech kogoś zupełnie nieznajomego spodoba się wam, śmiało można twierdzić, że to dobry człowiek. Dodałabym do tego, że wypita z tym kimś filiżanka kawy, uzupełnia obraz i przekonuje do celowości tego założenia.   Jestem wyjątkową szczęściarą, ponieważ los na mej drodze postawił wiele dobrych ludzi i tyle samo pachnących filiżanek kawy. Ci ludzie każdego dnia mnie inspirują, ponieważ podążają za swymi marzeniami i je realizują. Dlatego chciałabym o nich opowiedzieć. Mieszkając w Holandii poznałam wiele niezwykłych kobiet, które nie mówiąc tego wprost, ale wypijając ze mną kawę motywują mnie do działania i pokazują, że jeśli tylko będę podążać drogą moich marzeń, dojdę tam gdzie chcę. Jeśli one wpływają tak na mnie, być może opowieść o jednej z nich zainspiruje również innych.Zawsze wierzyłam, że nie ma rzeczy niemożliwych a Bożena Behrent, jest jedną z tych osób, które udowadnia, że to prawda. Dziś do niej jadę. Tam kawa jest inna niż wszystkie. Dojeżdżam do pięknego Alkmaaru, miasta na północy Holandii, który wielu kojarzy się z serami, a mnie z całkiem innymi przysmakami. Czuję, jak zmieniam się w Kubusia Puchatka. Każda wizyta u Bożeny jest niczym wyprawa do stołu w najbardziej interesujących programach kulinarnych w telewizji. Tylko, że te wizyty w odróżnieniu od tych na szklanym ekranie kończą się faktyczną degustacją. Wiem, że znów będziemy rozmawiać, ale zachwyt nad rozkoszą podniebienia przez krótką chwilę bierze górę. Za każdym razem, gdy u niej jestem wszystkie moje zmysły są rozpieszczane. A skoro zmieniam się w Puchatka zaczynam od zmysłu smaku. Bożena częstuje mnie rozkosznie smaczną babeczką w orzechowej koronie i nastawia w kuchni aparat na kawę. Po pokoju majestatycznie przechadza się kocur, który ma imię, ale ja zawsze będę go nazywać Garfield. Przy kaloryferze pochrapuje królik. Jest mi dobrze i czuję się trochę, jakbym znalazła się na innej planecie. Na ścianach pokoi wiszą obrazy wykonane jej ręką. Jak można być tak wszechstronnie utalentowanym? Zastanawiam się nad tym, a Bożena wyjmuje najnowszą biżuterię, którą właśnie skończyła tworzyć – jej osobisty Touch of Silver Art. Nasze rozmowy są niczym ciągnący się dialog przerywany nieobecnością jednej z nas. Za każdym razem, gdy się spotykamy konwersacja biegnie dalej. Czasem tylko zastanowimy się, jak dobrze, że można też rozumieć się bez słów. Bożena przyjechała do Holandii w 2007 roku i jak wielu z nas emigrantów szukała lepszego jutra. Jej droga do Kraju Wiatraków i Tulipanów nie była prosta, wiodła przez Niemcy. Jej opowieść przypomina scenariusz filmu i z pewnością zaskakuje zwrotami akcji. Gdy znalazła się w Holandii zamieszkała ze swym ówczesnym partnerem. Niestety już wtedy związek się kończył. Każda kobieta mieszkająca za granicą przyzna, że obczyzna jest okrutnym sprawdzianem dla związku. Taki sprawdziany zdają tylko silne pary. Oni nie przetrwali. Jak w romantycznych opowieściach wokół Bożeny krążył mężczyzna, który pokochał ją zanim ona jeszcze zwróciła na niego w ten sposób uwagę. Teraz są razem i są szczęśliwi. Jednak nie jest to zwykły związek, w ich domu miesza się znacznie więcej niż w domach innych emigrantów. Mieszają się języki, kultura, ale również i religia. Kolejna filiżanka kawy i temat staje się poważniejszy, cięższy. Słyszę coś dziwnego, niepokojącego i niestety wcale nie nowego. Zawsze, jako emigrantka starałam się znaleźć swoje miejsce na obczyźnie, teraz dowiaduję się, że dla Bożeny najtrudniejsze jest zmaganie się z opiniami rodaków. Właśnie tutaj Polacy, mają bardzo negatywne opinię, których nie boją się wypowiadać, na temat muzułmanów. Właśnie tego wyznania jest jej mąż. Słyszę o nieprzyjemnych uwagach, obraźliwych stwierdzeniach i słowach, które nie powinny padać na temat kogoś kogo nie znamy. Nie potrafię tego pojąć i nie mam tu na myśli tylko Polaków w Polsce, bo jak tam jest wielu z nas wie aż za dobrze, ale o tych żyjących za granicą. Tutaj gdzie przecież powinno być zrozumienie dla inności. Polakom na obczyźnie tak często jest ciężko z powodu uprzedzeń a przecież i my jesteśmy ich pełni. Irytuje nas, że ktoś ma o nas wyrobione zdanie tylko na podstawie kraju naszego pochodzenia, ale niestety my również nie odznaczamy się tolerancją wobec innych. Słowa braku zrozumienia w języku ojczystym bolą przecież najbardziej. Czy jestem naiwna? Pewnie tak. Robi mi się smutno.  Ludzie zadają jej głupie pytania podszyte całkowitym brakiem zrozumienia a pytając wcale nie chcą zrozumieć. Dzięki wsparciu męża, Bożena mogła zająć się swoimi pasjami. Jak to bywa z wyjątkowymi osobami, ona tych pasji ma kilka.             Zrezygnowałam z wszystkiego. Przyjechałam tutaj. Spotkałam miłość, dzięki niemu uwierzyłam w siebie. Mówi. Bożena od dawna zajmuje się tworzeniem misternej srebrnej biżuterii. Jej prace nie kojarzą się z tworzeniem przedmiotów z metalu a delikatnym haftem srebrną nicią. To właśnie jej naszyjniki stały się dla mnie inspiracją dla biżuterii odgrywającej ważną rolę w drugiej części „Wojny w Jangblizji”.   Artystka całkiem niedawno odkryła kolejną pasję: kulinaria. Jej wyroby już zyskują wiernych odbiorców a zachwyty nad wypiekami nie cichną.             Zawsze tworzyłam, kiedyś wykonywałam nawet ozdobne wieńce z szyszek. Z wszystkiego można zrobić coś pięknego. Wielu Polkom mieszkającym w Królestwie Niderlandów znana jest z bloga kulinarnego Piekarnik na Emigracji (www.piekarniknaemigracji.blogspot.nl). Z którego i ja ściągnęłam i wypróbowałam kilka przepisów. Pyszności! Polecam! Niedawno założyła także niderlandzkojęzyczny blog BB Koekjes Creaties (www.bbkoekjescreaties.blogspot.nl). Jej ciasta i ciastka są niepowtarzalne. Bożena walczy z codziennością. Jak każdy zmaga się z problemami, ale robi to z uniesionym czołem i uśmiechem na twarzy. Teraz pracuje w domu, tworzy biżuterię i wypieki. Nie sprzedaje tyle, ile by chciała, choć jak sama mówi byłaby szczęśliwa, gdyby zwracały jej się koszty materiałów. W Polce byłam nauczycielem, tutaj proponują mi posadę sprzątaczki. To źle wpływa na samoocenę. Mówi i w palcach obraca misternie wykonany wisior. Opowiada o tym, jak trudno pogodzić się ze śmiercią bliskiej osoby. Dowiaduję się , że historia jej rodziny jest bardzo dramatyczna. Bożena do dziś zmaga się z odejściem ukochanego taty i swej siostry, która była jej najlepszą przyjaciółką i powiernicą. Dorośli siostrzeńcy mieszkają w Niemczech, ale zawsze na święta i wakacje przyjeżdżają do niej. Dorastają, zmieniają się, ale ona ma dla nich zawsze ciepłe słowo i służy im pomocą. Pytam, dlaczego są tak daleko? Gdy zmarła ich matka od dawna mieszkali w Niemczech i właśnie z tym krajem młodzi ludzie chcieli związać swą przyszłość. Wizyta przedłuża się i Bożena proponuje mi obiad: pierogi z dynią. Skąd wiedziała, że kocham dynię? Oczywiście, że się poczęstuję. Dom wypełnia zapach topionego masła i smażonej szałwii. Ciepły, delikatnie słodki i szczery: to wszystko miesza się w jej domu. Moje zmysły znów odkrywają inny świat.             Biżuterię sprzedaje w sklepie internetowym DaWanda. Niewiele, teraz ludzie nie kupują takich przedmiotów.  Kiwam głową ze zrozumieniem.             Czasem jest trudno, mówi. Ludzie nie rozumieją, że w domu też można pracować. Przypominają mi się wszystkie komentarze i uwagi na ten temat, bo pisanie to również bardzo domowa praca i wiele osób myśli, że tylko „siedzę” w domu.             Coś mi chodzi po głowie i po prostu muszę piec. Nie ma znaczenia, która jest godzina. Bożena nie poddaje się opiniom innych i każdego dnia staje do walki z rzeczywistością. Znalazła swoje miejsce na ziemi. Na swój sposób sprzeciwia się zwyczajności świata lub być może odkrywa jego niezwyczajność.     Tekst: Agnieszka Steur Zdjęcia wypieków pochodzą z bloga www.piekarniknaemigracji.blogspot.nl  Zdjęcia bizuterii:  Touch of Silver Art [/columnize]