W moim wyborze nie było przypadku. Miejsce miało być ciepłe, z wodą, dżunglą, wodospadami, które kocham za ich moc, pysznym jedzeniem, inna niż muzułmańska lub katolicka religia, z życzliwymi i grzecznymi z natury ludźmi. Chciałam być otoczona opieką i czuć szacunek dla drugiego człowieka, a nie jego pieniędzy co zdecydowanie czułam na Zanzibarze. Chciałam czuć kontakt z naturą i poznać spokojnych ludzi. Wszystkie te punkty mogło zapewnić mi Bali.

Zbierałam informacje i robiłam wywiad z osobami, którzy byli na Bali. Dopytywałam, czy na pewno ludzie nie są nachalni i zbytnio się nie spoufalają. Kiedy tylko otworzyły się granice w Indonezji, kupiłam bilet na Bali.

Denpasar

 

Wylądowałam w Denpasar i zaczęłam moje wakacje. Czułam się jak nowo narodzona. Nikt mnie nie znał ani ja nikogo, żadnych kontaktów, otworzyłam nowy rozdział w moim życiu . Zrobiłam tylko jedną rezerwacje w posiadłości znanej z książki i filmu „JEDZ, MÓDL SIĘ I KOCHAJ”, w którym występowała Julia Roberts. Mając 26 godzin podróży za sobą i jet lag , wiedząc że na Bali oferowane są wspaniałe masaże, po zostawieniu walizki w pokoju, zamówiłam godzinny masaż i kąpiel w kwiatach frangipani. Boże, jak ja się poczułam! Niczym bogini. Byłam w siódmym niebie. Taki masaż to cała ceremonia: złożone w powitaniu ręce na sercu, cudowny dotyk, szacunek dla mojego ciała, delikatność, uważność na moje potrzeby i dostosowywanie dotyku.

Nie wiem skąd ta dziewczyna wiedziała, gdzie mnie boli, czego potrzebuję, rozpłynęłam się jak słodka czekolada, tracąc kontakt z rzeczywistością, aż znalazłam się w wannie z letnia wodą i mnóstwem kwiatów frangipani, które przykrywały całą powierzchnię wody.

Przez kolejne dni na Bali, a wybrałam się tam sama i bez żadnych kontaktów, spotykałam ludzi, którzy pojawiali się niczym postaci z bajki. Dosłownie. Od jakiegoś czasu żyje w dużej uważności i za każdym razem, kiedy kogoś spotykam czy też coś się wydarza w moim życiu, pytam siebie: co mi ta osoba czy sytuacja przynosi?

Na Bali spotykałam „anioły”, które były odpowiedzią na moje wcześniejsze pytania o wartość i sens życia, o miłość, o celebrowanie życia, o dzielenie się wszystkim i przyjmowaniu dobra, radości, czułości bez zażenowania i fałszywej skromności.

Jeździłam sama z kierowcą, którego poznałam w jednym domostwie, gdzie zatrzymałam się na kilka nocy. Miał na imię Wayan. To była przypadkowa znajomość i nigdy nie poczułam zagrożenia czy chęci wykorzystania mnie, co wielokrotnie spotykało mnie na Zanzibarze i już od dawna uważałam to tam za normę, więc wielu rzeczy z tego powodu unikałam. Poruszałam się niczym królowa: w czyściutkiej limuzynie, bez pośpiechu i targowania się o czas czy pieniądze. I wtedy zrozumiałam jakie to miłe tak naprawdę dawać dobry napiwek za wspaniałą obsługę.

Ubud

Wielkim przeżyciem był mój pobyt w Ubud, mieście pośród pól ryżowych, w domu, który pojawia się w filmie „Jedz, módl się i kochaj”. Po prostu poczułam się jak na planie, chociaż życie, które tu obserwowałam wcale nie było bajką, a autentycznym funkcjonowaniem Balijczyków. Poznałam całą rodzinę Państwa Lier , z synem Ketuta ( filmowego szamana ) , który ma na imię Nyoman i jest następcą swojego ojca. Maluje obrazy, prowadzi ceremonie Blessing czyli błogosławienia życia i daje wskazówki, która drogą najlepiej pójść, wykorzystując swoje wrodzone, często ukryte, talenty. Było to wzruszające, piękne, osnute zapachem specyficznych kadzideł, dźwięków dzwonków, śpiewem ptaków mieszkających w ogrodach państwa Lier. Ubrana byłam w tradycyjny strój balijskich kobiet, który zresztą kupiłam sobie na pamiątkę.

Co powiedział mi Nyoman?

„Ciesz się życiem, tańcz, śpiewaj i pisz. Masz talent do pisania. Masz między brwiami zmarszczkę, to znaczy ze za dużo myślisz… puść to i nie przejmuj się. Życie jest po to, aby być szczęśliwym i każdego dnia robić to co chcesz, lubisz i o czym marzysz.”

Poznałam tez synową Nyomana, Puspite – wspaniałą, piękną, delikatną i mądra kobietę. Spędziłam z nią kilka dni, kolacji, towarzyszyłam jej w podróży do fryzjera i salonu masażu. Od niej dowiedziałam się, jak dbają o siebie balijskie kobiety. Tam właściwie zdrowe jedzenie, ruch bieganie, taniec, śpiew są codziennością. Puspita przygotowała też przepiękna ceremonie dla kobiet na pełnię Księżyca, która jest ważnym dniem na Bali.

Codziennie towarzyszył mi uśmiech, spokój, radość, kontakt z każdą formą natury, która tu jest tak ważna dla każdego mieszkańca, gdyż istnieje tu wiara w duszę każdej żywej istoty a nawet istot nieożywionych, takich jak dom, samochód, skuter czy rower. Więc wszyscy wszystkim życzą dobrze, dbają o każdego i każdą rzecz tak, że miłość czuje się w każdym ich geście. Z pewnością słyszałyście balijską muzykę w salonach SPA czy podczas medytacji. Te dźwięki na Bali są naturalnym odgłosem natury i doświadczasz ich wszędzie. Sprawiają, że czujesz lekkość życia i miłości do Świata.

Warungu

Przepięknym, wzruszającym momentem na Bali było, kiedy poznałam mężczyznę i umówiliśmy się na niezobowiązującą kolacje. Długo dyskutowaliśmy o tym, gdzie pójdziemy. Wybraliśmy Warungu (to nazwa restauracji rodzinnych), gdzie miała być muzyka grana na żywo. Kolacja była przepyszna, w lokalu panowała klubowa atmosfera, ktoś grał na gitarze i śpiewał Dire Straits, i nagle mój znajomy zapytał mnie czy nie obrazę się, jeśli pójdzie na scenę i coś zaśpiewa chociaż tego nigdy nie robił publicznie w takim miejscu. Oczywiście, zgodziłam się grzecznościowo, nie oczekując niczego spektakularnego.

Nagle z piersi mężczyzny, który nie był profesjonalnym artystą, ubranego w T-shirt, szorty i klapki wydobył się drżący, delikatny głos, którego nie byłam w stanie sobie wyobrazić. Śpiew w języku balijskim, którego w ogóle nie rozumiem ma niezwykłą, anielską moc. Byłam zahipnotyzowana i po prostu łzy mi płynęły z oczu, czułam jak moje serce otwiera się. Zrozumiałam wreszcie co to znaczy otworzyć serce czy też czakrę serca. Czegoś takiego nie się spodziewałam. Tego wieczoru i uczucia nigdy nie zapomnę.

Lekcja: nie oczekuj, nie spodziewaj się; to co najpiękniejsze przychodzi bez nacisków i planu.

Munduk

Wspaniałym na Bali jest to, że jest mnóstwo miejsc do medytacji, praktycznie wszędzie, gdzie ludzie oddają się tej praktyce i nikt w tym nie przeszkadza. Wszystkich cechuje jest ogromny szacunek dla spokoju i ciszy. Rzadko kiedy ludzie zachowują się głośno czy prowokująco. Wspaniałym miejscem do medytacji i pobycia samemu ze sobą są dżungle i wodospady oddalone od głównych atrakcji turystycznych. Takie miejsce znalazłam w miejscowości Munduk, gdzie wynajęłam namiot na krawędzi wzgórza z dżunglą, w dole z wodospadem. Tam przeżyłam kilka dni sama w ciszy otoczona dźwiękami dżungli. Było to miejsce dla osób medytujących i ćwiczących jogę. Na Bali każdego dnia prowadziła mnie intuicja i nie wiedziałam, gdzie poprowadzi mnie kolejnego dnia. Ale każdy dzień był odkryciem nowych wartości w moim życiu, o czym wcześniej czytałam tylko w książkach. Ten lekki i piękny flow w każdym momencie mojego pobytu na Bali, ludzie, których tam poznałam, ten spokój i radość i celebrowanie życia przy każdej najmniejszej okazji powoduje, ze zadaje sobie pytanie: czy ja pomyliłam się z tym Zanzibarem, miejscem na mój DOM?

Nie, nie sądzę. Wszystko jest po coś. Na Zanzibarze nauczyłam się konsekwencji mimo przeszkód, dyscypliny, trzymania granic, braku lęku będąc samą bez swojego „plemienia”, nieodpuszczania pomimo trudności. Jeśli będę miała zmienić swoje miejsce na Ziemi na jakiś czas, zrobię to chociaż wciąż kocham Zanzibar za jego niespotykanie piękny ocean i plaże i za to jak nauczył mnie żyć minimalistycznie, bez otaczania się zbytecznymi przedmiotami i ludźmi. Tu minimum nie oznacza biedy, lecz to jest styl życia. Bali całkiem przeciwnie, tu każdy człowiek chce i życzy drugiemu, aby żył pełnia życia. Tu nie ma samoumartwiania. Żyj na maksa, a jeśli zdołasz wyjść poza to maksimum to świetnie. Zrób to! Nie czekaj! Życie masz tylko jedno!

Dorota Katende

Dorota Katende

Pisarka, podróżniczka

Autorka książek: „Kobiety na Zanzibarze” i „Dom na Zanzibarze”. Od ponad 25 lat organizuje wyjazdy do Afryki, w której mieszka przez większą część roku. Właścielka domu wakacyjnego Vanilla House za Zanzibarze, który wybudowała własnymi siłami w 2007 roku. Organizuje wyjazdy dla kobiet, dba o dobrą kondycję duszy i ciała zaarówno swoje, jak i swoich gości.