Temat „Słowa na niedzielę” wykreował się sam.  Z ambony niemal każdego medium na świecie patrzy na nas ksiądz. Nie było by w tym nic nietypowego, szczególnie w kontekście niedzielnych kazań, jednakże tym razem jest inaczej.

Ksiądz, jak przystało na wychowanka uczelni katolickiej i pełnione stanowisko sekretarza Międzynarodowej Komisji Teologicznej i wykładowcę Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego, mówi do nas niezwykle przekonującym głosem, z uśmiechem na ustach, po czym z nieukrywaną egzaltacją wybucha gniewem. Wygląda to niczym niedzielne kazanie z ambony, z tą różnicą, że jest już w pierwszych słowach mówi o tym, że jest gejem ( i to szczęśliwym- o zgrozo!). Ksiądz Krzysztof Charamsa wyznaje z radością, że kocha mężczyznę i nie chce dłużej pozostawać w niezgodzie ze swoim sumieniem i dzielić sekret z Bogiem. Cyrk, prowokacja, ustawka medialna, zlecenie od terrorystów? Nie tym razem, choć jestem pewna, że ktoś już teorię spiskową obmyśla.

Ksiądz wspomina też bardzo dobitnie, że stosunek kościoła do homoseksualistów jest karygodny, że nie może znieść jak drugi człowiek jest obrażany bezkarnie, tylko za to, że kocha człowieka tej samej płci. Dodaje, że do coming outu zainspirowały go hejterskie komentarze internautów z Polski dotyczące homoseksualistów. Chce w ten sposób przekazać, że każdy człowiek zasługuje na miłość Boga, że homoseksualny czy transseksualny człowiek myślący jest tak samo wart miłości jak każdy inny. Chce także podkreślić, że nie chce czuć się gorszy, wykluczony, znienawidzony tylko dlatego, że kocha mężczyznę. No gratulacje! Zza pleców księdza podczas konferencji prasowej wyłania się przystojny partner, diabeł, gnom Eduardo, który sponiewierał uczucia duchownego i odciągnął go od Najwyższego. Ksiądz nie rzuca słów na wiatr, ani kamieni na szaniec. Kocha Ojczyznę, ale nie lubi homofobicznego hejtu. Tu się zgadzamy. Ja też nie lubię hejtu, ani homofobicznego, ani jakiegokolwiek. Skala zjawiska dla mnie heterycznej matki trojga dzieci jest naprawdę przerażająca, z Biblią czy bez. Polska homofobia jest unikalna w skali światowej, ostoja normalności i moralności chciało by rzec. Jaka polska normalność jest, każdy widzi, parafrazując słynny cytat, nomen omen innego duchownego- Benedykta Chmielowskiego, który w swojej encyklopedii objaśniał po kolei znaczenie słów i zjawisk.

 

„Kościół milczy, podle, ohydnie milczy…”-mówi ks. Charamsa. Ksiądz wspomina także o fałszu, nieczułości, obłudzie, o zaprzeczeniu ewangelii w kościele katolickim. No zgoda, milczy kościół, milczy, ale nie tylko o gejach, o ofiarach gwałtów, o dzieciach z nieprawego łoża, o ofiarach przemocy, o pedofilii też milczy, o matkach odbierających sobie życie bo nie maja prawa do aborcji też. Cisza w sprawie majątków i datków na tacę. Wszędzie grobowa cisza.

Jak wspomina ks. Charamsa po licznych rozmowach z innymi homoseksualnymi kapłanami, wielu cierpieniach i odnalezieniu miłości życia, zdecydował się na coming out. Jak twierdzi ksiądz, księży o orientacji homoseksualnej są zastępy. Dodaje także, iż kościół jest „nieludzko opresywny” w wywiadzie dla Newsweeka. Ależ nie tylko kościół. Opresywni są politycy, zwykli zjadacze chleba, do tego cechuje ich trudna do zniesienia chęć krytyki i upodlenia bliźniego. Jak przystało na kraj katolicki. Jednakże ksiądz sekretarz skupia się jedynie na gejach. Widocznie w Watykanie ten właśnie problem jest najistotniejszy. Nie popadajmy jednak w bigoterię.

W wywiadzie dla Newsweeka ksiądz zauważa, że:

„Kler w znacznej mierze jest homoseksualny i niestety paranoicznie homofobiczny, bo sparaliżowany brakiem akceptacji dla własnej orientacji seksualnej. Ale ja na dłuższą metę nie mógłbym już żyć takim podwójnym życiem. Uważam, że ksiądz ma prawo do realizowania swojej ludzkiej miłości… kIedy zakochałem się w mężczyźnie, poczułem, że jestem coraz lepszym księdzem. Że mówię coraz lepsze kazania, że coraz lepiej potrafię pomagać drugiemu człowiekowi, że jestem coraz szczęśliwszy.”

Temat stał się sensacją, tym bardziej, że ksiądz ogłosił swoją orientację tuż przez synodem dotyczącym rodziny. Jednakże ten zabieg zdaje się celowy. Jak podkreśla ksiądz, chce aby kościół zajął się problemem wykluczenia osób homoseksualnych, przywrócić im godność w słowach kościoła, potraktować na równi z innymi bowiem dotychczasowe działania kościoła uważa za niehumanitarne. Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź Watykanu. Pomimo pochwał dotyczących Papieża Franciszka, ksiądz Charamsa został przez Watykan nazwany nieodpowiedzialnym. Stracił posadę, choć jak twierdzi rzecznik stolicy papieskiej- Federico Lombardi- nie za swoją orientację, a za czas oświadczenia światu, że jest gejem. Bowiem odważył się zwrócić uwagę na gejów w kontekście nadchodzącego synodu dotyczącego ściśle jednostki zwanej rodziną. Ksiądz mimo to zachował póki co tytuł księdza, jednakże nie może wykonywać swoich obowiązków bo grzechu przestaje i mało tego przyznaje po ludzku, że to czyni go szczęśliwym. Ksiądz Charamsa obecnie szuka pracy, planuje także wydanie książki na temat 12 lat spędzonych w sercu Watykanu- jak donosi Daily Mail. Już widzę oczyma wyobraźni te tłumy przybywające na jej premierę, amerykańskie wydawnictwa i producenci z Hollywood kupujący do niej prawa. Kto będzie księdzem Charamsą? Może Taylor Lautner (wilkołak z Twilight- przyp. redakcji), a słynnym Eduardo zostanie Jamie Dorman? Wyobrażam sobie bohatera „50 shades of Grey” broniących głosu mniejszości seksualnych. Sukces murowany.

Niezaprzeczalnym faktem jest jednak to, że ksiądz przyznał się publicznie do grzechu, jednocześnie prowokując dyskusję na temat odpowiedzialności za nie oraz miłosierdzia bożego, które od dwóch tysięcy lat wybacza grzesznikom. Wszyscy jesteśmy grzesznikami. Jednakże nie za wszystkie grzechy żałujemy i tu zaczyna się problem. Ksiądz Charamsa bowiem nie żałuje, podobnie jak wielu z nas. Pojawia się także problem celibatu, który wg wielu powinien być zniesiony już co najmniej 100 lat temu. Poza homoseksualnymi księżmi są bowiem zastępy tych, którzy za zamkniętymi drzwiami kochają kobiety, płodzą dzieci, a także tych, którzy je wykorzystują. Izolacja duchownych od drugiego człowieka ks. Charamsa nazywa niehumanitarnym, w czym nie można mu odmówić racji.

Prymas Polski- Wojciech Polak- dodaje, iż „to osobisty dramat tego człowieka”, proszą jednocześnie Boga o „łaskę opamiętania”.

http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/ksiadz-krzysztof-charamsa-komentarz-prymasa-polski,582775.html

Przyznaję, że wystąpienie księdza Charamsy wygląda dosyć groteskowo. Nie chodzi tu o odwagę, być może to nerwowy grymas nadmiernego uśmiechu, ale nawiązując do formuły spowiedzi, za nic w pierś się nie wali i o wybaczenie nie prosi, bo za miłość przepraszać nie śmie. Od egzaltowanego uśmiechu do złości na miarę dżihadystów, aby łagodnie przejść ponownie do fazy katharsis. Ksiądz zdaje się być zakochany nie tylko w swoim Eduardo, ale także w samym sobie. Wyraźnie fascynuje się bowiem swoim głosem i minutą sławy. Wystarczy dodać, że konferencja prasowa, aby oświadczyć światu, że kocha mężczyznę została zwołana w jednej z najmodniejszych restauracji w Rzymie. Choć na pewno deklaracja w Bazylice Św. Piotra na pewno miała by większą publiczność.

Warto jednak zauważyć, że słowa ks. Charamsy, przytaczane tak licznie w mediach z całego świata, są niezwykle przemyślane i pochodzą z ust człowieka światłego, nie ignoranta, a teologa, filozofa, wykładowcy uniwersyteckiego, księdza wysokiego rangą w społeczności kościoła katolickiego. Za nimi kryje się oczywiście ładunek emocjonalny, ale także wiedza nabywana latami, również w kwestii dogmatów, rodziny i samego człowieka, jego seksualności. Choć wobec szarlatańskich dowcipów, można by spróbować przeprowadzić egzorcyzmy, które na pewno dały by jasny pogląd sytuację. Kocha, nie kocha, a może opętany zwyczajnie? Jednak wpływ jego wypowiedzi na światowe media i reakcje ludzi, którzy komentują artykuły, wskazują na konieczność zajęcia się problemem w trybie natychmiastowym i zaprzestanie polityki przymykania oka na ogromny kryzys w kościele katolickim, w którym brakuje odwagi i szczerości, za to zamiata się problemy pod dywan, zamyka usta grzesznikom, którzy mają czuć się gorsi. Niestety w skali globalnej owa wypowiedź może mieć fatalne skutki i zachęcić wielu katolików do odejścia od kościoła, a nawet do konwersji na inną, bardziej radykalną religię,  w której jasno określa się reguły i nie mówi o miłości tam gdzie jej nie ma. W kontekście rzekomej ekspansji Islamu, warto o tym pamiętać. Zatem Polska odegrała ponownie niezwykle istotną rolę w kościele katolickim i być może w życiu wielu ludzi, którzy do tej pory uważali, że są wyklęci, że nie mają prawa ani do miłości Boga, ani do miłości bliźniego bo odważyli się ponieść sercu, nie rozumowi.