[columnize]Autor: Magdalena Smolarek
Z nacie to uczucie, gdy widzicie na kimś rzecz, która bardzo wam się podoba i macie ogromną ochotę zapytać gdzie ten ktoś to kupił? Ja tak miałam przez miesiąc z pewnym tajemniczym zapachem perfum. Delikatny, pudrowy, słodki, ale zarazem wyrazisty, niepowtarzalny. Przeróżne kobiety wokół mnie właśnie nim pachniały, ale ja ostatecznie nie odważyłam się, żeby je o niego zapytać. W końcu poszłam do perfumerii i zaczęłam opisywać to, co zapamiętałam. Po chwili trzymałam w rękach przezroczysty flakon w kształcie kobiecej sylwetki (prawie jak u Gaultier, ale to nie on) z pierścieniem pośrodku, złotą nakrętką i fioletowym (jak denaturat) płynem w środku. Za tym niesamowitym zapachem stoi ta sama osoba, która kiedyś odpowiedzialna była za inny bardzo charakterystyczny perfum – Opium. Twórcą jest oczywiście monsieur Yves Saint Laurent – ikona, szaleniec, kreator, artysta, geniusz.
Yves Saint Laurent urodził się 1. sierpnia 1936 roku w Oranie (Algieria), a zmarł 1. czerwca 2008 roku w Paryżu. Od dzieciństwa lubił rysować, projektować. Pierwszym jego sukcesem, otwierającym mu drogę do dalszej kariery było zwycięstwo w konkursie na projekt sukienki koktajlowej, zorganizowany przez firmę Woolmark. Pomogło mu to w dotarciu do redaktor naczelnej prafncuskiej edycji Vogue, a ta umówiła go na spotkanie z Christianem Diorem. Dior zafascynowany młodym Laurentem zatrudnił go na stanowisku głównego projektanta, a w 1957 po śmierci Diora stanął on na czele domu mody Dior. W momencie, gdy ten niesamowicie zdolny i równie nieśmiały mężczyzna był u szczytu kariery musiał zmierzyć się powołaniem do wojska, czego konsekwencją było załamanie nerwowe i pobyt w szpitalu psychiatrycznym. Doświadczenie to i jeszcze kilka innych zdarzeń, jak zwolnienie go z domu mody Dior, zaowocowało, przy pomocy finansowej swojego partnera (życiowego i biznesowego) Pierre’a Bergé, otwarciem własnego domu mody YSL. W bardzo krótkim czasie, już po pierwszych pokazach, okazało się, że pomysł ten był trafiony w dziesiątkę i przyniesie oczekiwany sukces.
W kolekcjach YSL zobaczyć można inspirację stylem ulicy, wyglądem bitników, obrazami Mondriana, ale przede wszystkim zwraca się w nich uwagę na to, że skoro kobieta może wykonywać męskie zawody to może też się tak ubierać (m.in. rok 1966 i modelka Catherine Deneuve ubrana w smoking).
Artysta ten jest w tym roku bohaterem aż dwóch filmów fabularnych. Dlaczego aż dwóch? W początkowym zamyśle miał powstać jeden, wspólny projekt reżyserów: Jalila Lesperta i Bertranda Bonello. Ostatecznie jednak finał rozmów był taki, że panowie nie dogadali się w tej kwestii i na ekrany kin weszły dwie odrębne produkcje.
W związku z tym nie bardzo wiedziałam który z dwóch filmów mam wam dzisiaj polecić – obraz Lesperta czy Bonello – opinie na ich temat w internecie są podzielone. Po jednym i drugim nie byłam w pełni zadowolona, czułam niedosyt mimo zbyt wielu pokazanych faktów.
W dokonaniu wyboru pomogło mi (i wam też to polecam) obejrzenie dokumentu „L’Amour fou” na temat Laurenta, który powstał w 2010 roku, w reżyserii Pierre’a Thorettona. W historię życia Laurenta wprowadza nas jego partner – Pierre’a Bergé, dlatego też możemy liczyć na bardzo osobiste wyznania, a tym samym na niesamowite opowieści. Widzimy przyjaciół (m.in. Loulou De La Falaise), modelki i innych współpracowników, wiele faktów, mniej i bardziej intymnych opowieści, pokazów mody, zdjęć. Z każdą minutą coraz dokładniej poznajemy tego niesamowitego wirtuoza stylu, łamiącego kolejne zasady, przekraczającego granice tamtych czasów (m.in. u niego po raz pierwszy pojawiły się ciemnoskóre i azjatyckie modelki).
Film „Yves Saint Laurent”, w reżyserii Jalila Lesperta, rozpoczyna się, podobnie jak dokument, tzn. od słów Pierre’a Bergé opowiadającego o dziełach sztuki, wielu przedmiotach, które wspólnie z Laurentem kolekcjonowali, a jakie zostaną wkrótce zlicytowane na aukcji. Jak dodaje Bergé – Ives na pewno nie zgodziłby się na ich sprzedaż, ale Bergé po jego śmierci nie może po prostu na nie patrzeć, zbyt wiele mu przypominają. W produkcji Lesperta widzimy początki kariery tego wspaniałego artysty wraz z wieloma jego wzlotami i upadkami, pokazami mody, podróżami, nowymi i starymi znajomymi przewijającymi się w jego życiu.
To, co podoba mi się w tym filmie najbardziej to pokazy mody wraz z zaprezentowaniem inspiracji powodujących ich powstanie, po czym można stwierdzić, aha, więc stąd wzięły się te kreacje. W drugiej kolejności będą także ciekawe ujęcia, jak np. to, gdy główny bohater leży przy basenie. Fenomenalne! Trzecim punktem na pewno będzie aktor grający Laurenta – Pierre Niney. Potrafił on świetnie wejść w rolę, co nie jest łatwym zadaniem, gdy odgrywana postać jest bardzo dobrze zapamiętana przez wielu obecnie jeszcze żyjących. Niestety to wszystkie plusy, jakie mogę wyliczyć. Do minusów zaliczę na pewno to, że reżyser chciał chyba w tym filmie dosłownie upchnąć wszystko, co tylko możliwe z życia Laurenta – każdą najdrobniejszą sytuację, myśl, moment (podobnie jest w produkcji Bertranda Bonello). Według mnie lepszym byłoby skupienie się na kilku faktach i dokładniejszym ich pokazaniu niż takie bieganie od wątku do wątku.
Podsumowując, polecam ten film wszystkim, którzy uwielbiają modę, lata 60′ i 70′, język francuski, a także wspaniałego Yves Saint Laurenta. Pasjonatom wielkiego kina – odradzam.
[/columnize]