[columnize]
Autor: Magdalena Smolarek
Współcześnie, zarówno jako businesswoman, ale i jako tzw. „kury domowe”, jesteśmy bardzo zabiegane, ciągle mamy coś do zrobienia, a na prawie nic nie wystarcza nam czasu, do tego jesteśmy przemęczone, zdezorientowane i zagubione. Zupełnie nie radzimy sobie z tym przyspieszeniem i niekończącymi się zmianami – śpimy źle, jemy źle, pracujemy mało wydajnie. Przydałaby się nam dłuższa o kilka godzin doba, a może… spróbować zwiększyć możliwości naszego mózgu do lepszej kontroli nad naszym życiem i całym otoczeniem.
W historii kina powstało już kilka produkcji podejmujących tę tematykę – m.in. „Limitless” w reżyserii Neila Burgera czy stary dobry “Matrix” w reżyserii Andy’ego i Lany Wachowskich. Tym razem jednak mamy do czynienia z filmem z kobietą w roli głównej, czyli Scarlett Johansson, która wreszcie pokazała całe swoje oblicze (a nie tylko użyczyła głosu jak w produkcji „Her”) na zaproszenie świetnego reżysera – Luca Bessona.
Głównym bohaterem filmu „Limitless” (w tej roli Bradley Cooper) jest pisarz poszukujący natchnienia do napisania nowej książki. Niezbyt mu to wychodzi, a do tego pojawiają się kolejne kłopoty – brak pieniędzy, koniec związku z dziewczyną. Odpowiedzią na jego problemy staje się mała przezroczysta tabletka, która dosłownie odmienia całe jego życie. Nagle odnajduje wenę, by skończyć książkę, a także żeby poważnie zainteresować się giełdą, co przynosi mu w krótkim czasie dość spore zyski. Cudowny lek jednak zaczyna pokazywać swoje negatywne strony, a nasz bohater jest o krok od stracenia tego, co udało mu się zyskać. Czy Eddie Morra ostatecznie uzna, że takie chemiczne wsparcie jest zbędne czy raczej się od tego cudownego leku uzależni? Przecież każdy by chciał mieć taką wydajność, chęć do pracy, wytrwałość czyż nie?
W filmie Bessona również motywem przewodnim jest cudowna substancja mogąca nieodwracalnie wpłynąć na osoby ją zażywające. Jednak cała historia wokół została opowiedziana w zupełnie inny, metaforyczny sposób. Reżyser wykorzystuje dodatkowe ujęcia, m.in. z filmów przyrodniczych, by unaocznić sytuacje obserwowane na ekranie (czasami zbyt często i wręcz niepotrzebnie). I tak, widzimy naszą główną bohaterkę – Lucy namawianą do zrobienia rzeczy, która na pewno skończy się źle. Chwilę później widzimy tę samą sytuację zilustrowaną przy pomocy myszy krążącej wokół pułapki, co również nie wróży nic dobrego.
Lucy zostaje w końcu „upolowana” (niczym antylopa przez geparda na sawannie) i jest zmuszona do przewiezienia pewnej tajemniczej, niebieskiej substancji przez granicę. Nieszczęśliwy zbieg okoliczności sprawia, że część tego specyfiku dostaje się do krwi Lucy, co bezpowrotnie ją zmienia. Od teraz będzie mogła wykorzystywać coraz głębsze warstwy swojego mózgu, a tym samym dotrze do ogromnej bazy niezliczonej ilości informacji, które posłużą jej do lepszego zarządzania sobą i swoim otoczeniem, ale czy faktycznie tego chce?
Dwa podobne filmy, a jednak przesłania zupełnie różne. „Limitless” pokazuje nam jak można wykorzystać dodatkowe zasoby mózgu wyłącznie do materialnego bogacenia się, natomiast w produkcji „Lucy” możemy zaobserwować, że tego typu substancje mogą zwiększyć wydajność mózgu, co wpłynie na poszerzenie wiedzy i umiejętności. Dlatego też z dwóch tych filmów chyba zdecydowałabym się na wizję Bessona, choć i ta nie zadowala mnie w pełni. „Lucy” to dość marne połączenie filmu akcji, z mnóstwem metafor, filozoficznych pytań i motywu głupiutkiej blondynki, która nagle wzbogaca się o wiedzę, o której nigdy nie śniła. Nawet obsadzony w jednej z ról Morgan Freeman nie bardzo pomaga całokształtowi tego obrazu. W dodatku wszystko pokazane jest bardzo dosłownie, a jeśli mielibyśmy wątpliwość to zostanie nam jeszcze to wytłumaczone i zobrazowane. Nie sądzę, żeby ktoś z widzów był tak niedomyślny, więc takie tłumaczenia jedynie denerwują, a nie pomagają w trakcie oglądania filmów. Warto w nim jednak zwrócić uwagę na pierwsze i ostatnie zdanie dotyczące życia i tego, co z nim zrobiliśmy i co możemy jeszcze dla siebie zrobić, jak je zmienić. Dlatego może zamiast szukać magicznych specyfików (choć i te już są w postaci leków, napojów energetyzujących i narkotyków) pomyślmy o sobie, swoim życiu i o tym czy nie moglibyśmy sami zwolnić w tym nieustannie zabieganym świecie.
[/columnize]